Autor zdjęcia: r-gol.info
Piotr Matys dla 2x45: Nie zawsze najlepsi młodzi zawodnicy grają w reprezentacji Polski. PZPN nie jest w stanie ich wyłowić
Piotr Matys w Ekstraklasie zagrał w sumie 74 mecze. Choć jest wychowankiem Jagiellonii Białystok, nigdy z tym klubem nie było mu dane zagrać w najwyższej klasie rozgrywkowej - najwięcej spotkań rozegrał dla Stomilu Olsztyn. Po zakończeniu kariery zajął się natomiast wychowywaniem młodzieży i jest obecnie członkiem zarządu Akademii Piłkarskiej Talent Białystok, jednej z najlepszych na Podlasiu. W rozmowie z nami opowiada m.in. o sposobie szkolenia młodzieży, podejściu do treningów młodych zawodników, naganie od PZPN-u, zadowalaniu się sukcesem i młodzieżowych reprezentacjach Polski. Ten wywiad jest solidną porcją wiedzy o piłce młodzieżowej.
Marcin Łopienski (www.2x45.info): – Po każdej większej klęsce w środowisku rozpoczyna się dyskusja o stanie polskiej piłki. Najczęściej stawiane pytanie to: dlaczego nasi rodzimi piłkarze aż tak odstają od swoich konkurentów?
Piotr Matys (były piłkarz m.in. Jagiellonii Białystok, PSV Eindhoven, Genoi, obecnie członek zarządu i trener Akademii Piłkarskiej Talent Białystok): – Uważam, że są jednostki, które dorównują światowemu poziomowi, ale zdecydowana większość wypada blado na tle innych zawodników. Decyduje o tym wiele czynników.
- Wymieńmy je.
- Pomimo coraz lepszej boiskowej infrastruktury, nie jesteśmy w stanie trenować cały rok na boisku. Natomiast praktycznie cała Zachodnia Europa nie prowadzi już zajęć na hali. Jeżeli policzymy sobie te miesiące i liczbę treningów straconych w każdym roku, powstaje przepaść. Kolejna rzecz to charakter…
- Polacy kiedyś słynęli z zawziętości i charakteru do pracy.
- Dziś jest podobnie, jednak piłka nożna zdecydowanie się rozwinęła. O sukcesie nie decyduje już obecnie jeden szczegół, a szereg złożonych detali. Jednym z najważniejszych jest nierozpamiętywanie porażki, unikanie tych samych błędów, które uniemożliwiają harmonijny rozwój.
- A sposób podejścia do treningów?
- To też. I dobrze, że zaczął pan od treningu. Podejście do każdej jednostki treningowej, do konkretnego meczu, zawodów i wielkiego turnieju rangi mistrzowskiej. Czynników jest wiele, ale jeśli dodamy je do siebie, otrzymamy powody dlaczego tak ciężko „sprzedać” piłkarzom swoje umiejętności w danym czasie. Druga strona medalu to szybkie popadanie w huraoptymizm: zawodnikowi zaczyna coś wychodzić, spuszcza z tonu, a to prędzej czy później jest widoczne.
Zmiany w szkoleniu zacząłbym od nauczenia młodego człowieka odpowiedniego podejścia do zajęć. Dopiero później będzie się to przekładało na zaangażowanie i odporność na stres.
- Jak to robić?
- Od najmłodszych lat musimy indywidualnie podchodzić do podopiecznych, starać się wpoić im zasadę bycia mistrzem w każdym aspekcie życia. Piłkarz przez całą karierę jest poddawany różnym sytuacjom stresowym. W Akademii mamy wypracowany specjalny model zachowań, który pomaga zawodnikom w radzeniu sobie w takich sytuacjach.
- Również w nauce?
- Oczywiście. Nauka jest priorytetem na płaszczyźnie rozwoju młodego człowieka. Jeśli z jakiegokolwiek kandydata na zawodnika ma powstać profesjonalny piłkarz, to musi być on przystosowany do życia w społeczeństwie.
- Czyli?
- Musi mieć osobowość, umieć merytorycznie obronić swoje zdanie, wiedzieć jak się zachować w odpowiednich sytuacjach. Do tego potrzebne jest właściwe wychowanie.
- I inteligencja?
- Inteligencja, właściwe wychowanie, nauka. Posiadanie tych trzech komponentów jest fundamentem bycia zawodowym sportowcem. Oczywiście indywidualności są potrzebne w piłce, ale tylko osoby z silnymi charakterami i odpowiednio zmotywowane mogą osiągnąć sukces.
- Jakiś przykład z pana dotychczasowej pracy?
- Często wpajamy naszym zawodnikom określone wartości. W tym celu muszą posiadać odpowiednie zdolności językowe, wiedzę na wiele tematów, bo być może będą idolami dla młodych ludzi. A idol kreuje pewne wzorce zachowania, dlatego musi on wiedzieć, co chce swoim fanom przekazać. Wartości, które będzie sobą reprezentował będą czyniły z niego mistrza.
- Na Zachodzie szczególną uwagę zwraca się na inteligencję piłkarza?
- Tak, tylko rozgraniczyłbym dwie rzeczy: inteligencję życiową i piłkarską. Pierwsza sprawia, że nie mamy problemów z nauką i radzimy sobie w życiu. Druga jest Boskim darem, który wyróżnia świetnych piłkarzy od tych średnich. Zarówno za granicą, jak również w Polsce, zwraca się przede wszystkim uwagę na umiejętność współpracy w grupie. A jest to bardzo specyficzne środowisko.
- Z jakiego powodu?
- Chociażby z uwagi na różnicę charakterów i interesów. Również odmienność kulturową. Młody piłkarz musi zrozumieć, że jest zależny od grupy, a grupa od niego. I rolą trenera jest to wszystko pogodzić.
- Tylko rolą trenera?
- Jednym z najważniejszych aspektów harmonijnego rozwoju młodego zawodnika jest prawidłowa współpraca na linii rodzice-trener. Naszym wspólnym zadaniem jest ukształtowanie młodego człowieka. Mówimy oczywiście o początkowych etapach nauczania. Seniorzy bowiem są już rozliczani z osiągniętego wyniku.
- W juniorach nie?
- Niestety również.
- W seniorskiej piłce po niepowodzeniu zawsze obrywa trener. Weźmy tu na przykład Adama Nawałkę.
- Tak jest, ale proszę mi powiedzieć, który trener zrobiłby sobie specjalnie na złość?
- To znaczy?
- Czy jakikolwiek trener mógł zrobić coś umyślnie, aby jego drużyna przegrała mecz? Wydaje mi się, że nie jest to możliwe. Szkoleniowiec ma swoją wizję, jak zespół przygotować do turnieju i pod drużynę przeciwną. Dalej są zawodnicy, którzy ze sobą rozmawiają, nie wszyscy za sobą przepadają, ale wszyscy muszą być za trenerem, bo bez niego nie ma zawodników. Tylko bardzo mylący jest chociażby sposób, w jaki zawodnicy tłumaczyli się po meczu z Kolumbią.
- Mówili wtedy, że nie rozumieli taktyki trenera.
- Proszę zobaczyć: powiedzieli, że nie rozumieli taktyki, czyli pozornie przyznali się do winy, ale właściwie zrzucili ją na selekcjonera. Tak to zresztą zostało odebrane.
- To, że winę najlepiej zrzucić na trenera w Polsce wiemy nie od dziś…
- A przykładowo Włosi, którzy mundial oglądali przed tv, nie robili na siłę tragedii, a wyciągnęli wnioski.
- Jakie?
- Chociażby zdecydowano stawiać na młodych, włoskich zawodników. I nie chodzi tutaj o Serie A, ale o niższe ligi, w których ma grać specjalnie wyselekcjonowana młodzież.
- U nas zrobiło się z tego awanturę, ale do wniosków nawet nie doszliśmy…
- Była awantura, wręcz narodowa tragedia, którą na swój sposób nakręciły media, ale oprócz tego nic się nie stało, a powinniśmy zacząć coś zmieniać.
- Kto według pana powinien uderzyć pięścią w stół?
- Nie ma takiej jednej osoby. Wydaje mi się, że wszyscy trenerzy w Polsce powinni chcieć wykorzystać olbrzymi popyt na tę dyscyplinę sportu.
- Kraj się rozwija, a jednak szkolenie piłkarzy to wciąż spory wydatek.
- Tak, ale z każdym sportem tak jest. Jeżeli chcemy coś osiągnąć w biegach, to też musimy mieć dobry sprzęt, jeździć na różne obozy. Takie mamy czasy: aby osiągnąć sukces, trzeba w siebie inwestować. Proszę zwrócić uwagę również na to, że są kluby, w których nie pobiera się opłat za szkolenie…
- Są takie?
- Tak, nawet w Białymstoku, ale tam jest niewiele dzieci. To nie jest tak, że to pieniądz blokuje możliwość szkolenia.
- Zbigniew Boniek jest innego zdania i mówi, że dziś szkolić się mogą najbogatsi, a talentom z ulicy zamykana jest droga.
- Nie jest to prawda. W naszej akademii oczywiście są opłaty, ale mamy także dzieci z domów dziecka, które naturalnie nie są w stanie opłacać składek. Jest również w Polsce dużo klubów, które nie obnoszą się w mediach z pomocą biedniejszym chłopcom. Młody człowiek może nie mieć olbrzymich predyspozycji do futbolu, ale jeśli trening jest w stanie wyrwać go ze złego środowiska, to my pomagamy. Nie jest tak, że tylko ci, którzy płacą, trenują.
- Na co idą te składki?
- Są to opłaty, bez których szkółka nie dałaby sobie rady. I one muszą być. Mówimy w tym przypadku nie o klubach, które są przy drużynach Ekstraklasy, ale właśnie akademiach piłkarskich. One, dzięki tym opłatom, funkcjonują i starają się zachęcić dzieci do czynnego uprawiania sportu.
- A poprawia się sytuacja trenerów młodzieżowych?
- Jeżeli pyta pan o to, czy musimy dzielić swój czas na inne zajęcia, to nadal tak jest. Ze wspólnych spotkań na konferencjach czy szkoleniach wiem, że takie kluby jak Lech czy Legia zatrudniają swoich trenerów, którzy pracują tylko w tym klubie. Stać ich na to, aby dany szkoleniowiec mógł się poświęcić pracy tylko w jednym miejscu, ale myślę, że są to wyjatki.
- Jak to wygląda na co dzień?
- Oprócz tego, że taki trener fantastycznie pracuje z daną grupą piłkarzy, łączy to np. z pracą w szkole bądź prowadzeniem innego biznesu.
- Wpływa to jakoś negatywnie na trening?
- Dzieci nie interesuje czym ich trener zajmuje się przed lub po treningu. One widzą go pół godziny przed zajęciami, później pół godziny po. Dochodzą do tego jeszcze indywidualne rozmowy. Myślę, że przy dobrej organizacji nie wpływa to negatywnie na jakość treningu. W naszej akademii to my selekcjonujemy trenerów i dajemy im możliwość pracy z dziećmi według określonych standardów. Na różnych spotkaniach i szkoleniach uczulamy naszych trenerów w kwestii pozostawienia spraw zewnętrznych poza boiskiem.
- Jakie cechy powinien posiadać taki trener?
- Zależą one głównie od wieku trenowanej młodzieży. Te naczelne to uczciwość, dobroć i cierpliwość. Istotną cechą jest też dalekowzroczność. Trener powinien wiedzieć, w jaki sposób chce pracować i musi to być spójne z polityką klubu.
- Proszę to rozwinąć.
- Trener musi być przykładem dla swoich podopiecznych, ale nie może być sztuczny w swoich poczynaniach. Powiedziałbym, że taki trochę nauczyciel, trochę ojciec, również osoba z…
- Z kijem i reklamówką marchewek?
- (śmiech) Też, ale nie zapominajmy o wspieraniu. Ujmę to tak: trzeba być dobrym człowiekiem.
- A czy nie jest tak, że zagłaskujemy zawodników? Thomas Tuchel powiedział: "Trenerzy powinni utrudniać życie talentom tak bardzo, jak to możliwe. Oferujemy im wspaniałe możliwości w akademiach, lecz ta strefa komfortu niesie za sobą duże ryzyko. W efekcie może brakować umiejętności pokonywania trudności".
- Zawodnikowi wybijającemu się na tle grupy trzeba nieustannie podwyższać poprzeczkę. Mam to szczęście, że miałem i mam w drużynie chłopaków, którzy szybko wypełniają założenia i ten poziom musi być systematycznie podwyższany. Tuchelowi na pewno nie chodziło o robienie dzieciom na złość..
- Dlaczego?
- Bo nie jest łatwo wkomponować takich wybitnych zawodników do drużyny. Pamietajmy, że w zespole jest ciągła rywalizacja i bardzo trudno jest spowodować, aby indywidualne umiejętności wyróżniającego się gracza dobrze wpłynęły na grupę.
- Co może nie wypalić?
- Aby ten najlepszy zawodnik rozwijał się harmonijnie na wielu płaszczyznach, należy dostarczać mu wciąż nowe bodźce, stymulujące go do nieustannego progresu. Oczywiście, mogą pojawic się również chwile przestoju.
- Co mogło mieć wpływ na ten przestój?
- Wiele czynników - np. sytuacja w domu, środowisko, w którym przebywają poza treningami, sposób spędzania wolnego czasu.
- Jak łatwo można zabić talent?
- Może to być zły wpływ na tę osobę, zarówno poprzez nadmierną presję lub zagłaskiwanie, środowisko zewnętrzne, poszczególne etapy rozwoju psychofizycznego. Każdy musi być traktowany dobrze i sprawiedliwie.
- Nawiązuję tu do słów prezesa Bońka, który po ostatniej wizycie na meczu młodzieży był zdziwiony postawą jednego z trenerów. Szkoleniowiec ten nie pozwalał podopiecznemu na pokazanie pełni swoich możliwości…
- Jeżeli moi zawodnicy, których znam kilka lat, prowadzę ich na co dzień i wiem jaki jest ich potencjał i co robią na boisku, to ja, zabraniając mu dryblingu, pragnę by szybciej osiągnął postawiony przed nim cel.
- Jak to?
- Myśli pan, że ja nie lubię oglądać zawodników, którzy jak Messi dryblują w gąszczu przeciwników? Tylko że zanim Messi zaczął grać w ten sposób, rozegrał wiele meczów, gdzie grał na jeden, dwa kontakty po to, aby zauważyć walory takiego grania i móc w odpowiednim momencie wspomóc drużynę swoim dryblingiem.
- Czyli te słowa to czysty chwyt PR-owy.
- Czy prezes regularnie chodzi na mecze juniorów? Nieuczciwym jest, gdy osoba pojawia się sporadycznie na meczach i pozwala sobie na wydumane teorie odnośnie sytuacji na boisku.
- Pan raz chyba nawet oberwał od ludzi ze Związku?
- Sugerowano mi inną postawę przy linii bocznej boiska po pierwszym dniu finałowych rozgrywek o Puchar Tymbarku. Osoba, która pracuje w PZPN-ie i obserwuje chłopców oraz trenerów, miała zarzut w moim kierunku, że bardzo głośno komunikuję coś swoim zawodnikom, a powinienem dać im wolność w tym co robią.
- Nie powinno tak być?
- Okej, być może powinno, ale ja najlepiej znam tę grupę chłopców i wiem, w którym momencie moja postawa musi być bardziej sugestywna. Chcę po prostu wykrzesać z nich to, co mają najlepszego. My, jako trenerzy, musimy zawodnikom wyznaczać zadania, które młodzież ma realizować na boisku. Rotując danego zawodnika na kilku pozycjach w żaden sposób „nie zabijamy” jego kreatywności. Jest wręcz odwrotnie, pomagamy mu w ten sposób zrozumieć wymagania współczesnej piłki. Szkolenie dzieci jest procesem długotrwałym, można powiedzieć, że jest sztuką, która nie zawsze kończy się arcydziełem.
- Oglądając mecze juniorów zauważyłem, że mało jest zawodników robiących różnicę.
- W rozgrywkach wojewódzkich zespoły rozgrywają między sobą wiele spotkań i doskonale znają się między sobą. Drużyny, dobierajac taktykę na dane spotkanie, swoim ustawieniem eliminują najlepsze jednostki zespołu rywali, poprzez próby ograniczenia swobody działań boiskowych wyróżniających się jednostek. Nie bez znaczenia jest również fakt, iż na każdym etapie szkolenia gramy na punkty i o jak najwyższe miejsce w tabeli. W tych najmłodszych rocznikach jest trochę lepiej, widać frywolność i chociaż wyniki też są brane pod uwagę, tam nie ma kalkulacji.
- Wraz z wiekiem zaczyna się presja wyniku, a największym problemem jest przejście z wieku juniora do seniora.
- Młodzieżowcy praktycznie nie grają w naszej Ekstraklasie, nasi chłopcy nie dostają tyle czasu na grę, ile potrzebują. Młody zawodnik jest częścią drużyny, otrzymuje środki finansowe, ale nie gra. Zadowala się małymi rzeczami, nie patrzy kilka kroków naprzód, nie ma w nim chęci ciągłego rozowju.
- Młody zawodnik szybko zadowala się niczym.
- Tak. Bo co on osiągnął w tym momencie? Sama obecność w zespole Ekstraklasy, poza aspektem finansowym, nic nie znaczy.
- Znów mówimy o szybkim zadowalaniu się pojedynczym sukcesem.
- Tak. Brakuje nam też odpornosci na konstruktywną krytykę. Jeśli ktoś chce profesjonalnie uprawiać piłkę nożną, to nie może się spodziewać, że będzie cały czas chwalony. Przygotowując młodych ludzi do tego pięknego sportu, musimy w odpowiedni sposób ich do tego przyzwyczajać. Mówił o tym ostatnio Krzysztof Piątek: „Przestałem się przejmować niewykorzystywanymi sytuacjami, tym co mi nie wyszło, a kiedyś rozpamiętywałem to przez kilka dni.”
- Chyba mało który obserwator meczów naszych juniorów zwraca uwagę, że obserwuje polskie talenty, o mniejszych możliwościach niż np. hiszpańskie.
- Proszę zwrócić uwagę, że w większości klubów nie są to wyselekcjonowani zawodnicy. Do naszej szkółki trafiają ośmiolatkowie, którzy po kilkuletnim szkoleniu zostali wytransferowani do klubów we Włoszech i w Polsce. To pokazuje wysoką jakość szkolenia. Pozostali natomiast tworzą najstarszą drużynę naszej Akademii i walczą jak równy z równym z innymi zespołami. Natomiast w szkółkach ekstraklasowych i zagranicznych trwa nieustanna selekcja, najsłabsze jednostki zastępują zawodnicy lepsi, silniejsi, lepiej rokujący w danym momencie.
- PZPN chce wprowadzić obowiązek grania jednym młodzieżowcem również w Ekstraklasie, ale czy trener każdej drużyny znajdzie 3-4, z których będzie mógł korzystać w lidze?
- Myślę, że jest wielu utalentowanych młodzieżowców. Moja odpowiedź brzmi: znalazłby. Pytanie tylko: jaki będzie miało to wpływ na rozwój tych zawodników?
- Co ma pan na myśli?
- Trener będzie miał pięciu takich piłkarzy w drużynie, ale tylko jeden, dwóch będzie rotacyjnie brało udział w meczu w różnym wymiarze czasowym. Jaki to będzie dla nich rozwój?
- Więc gdzie tkwi problem?
- Należy wyszkolić takich zawodników, aby swoimi umiejętnościami zdobywali miejsca w klubach Ekstraklasy. Popatrzmy na przypadek Sebastiana Szymańskiego z Legii, który niezależnie od tego czy będzie miał 20, 25 czy 30 lat będzie grał, ponieważ ma olbrzymie umiejętności. Do wyszkolenia takich graczy potrzebne są jednak określone warunki.
- Baza?
- To podstawa. Chociaż i tak jest już lepiej: infrastruktura poprawia się z roku na rok, wszystkie akademie chcą pracować w jak najlepszych warunkach i na jak najwyższym poziomie.
- A jak jest z wiedzą trenerów zajmujących się młodzieżą?
- Uważam, że w dzisiejszych czasach każdy, kto chce się czegoś nauczyć, bez problemu to zrobi. My, jako Akademia Piłkarska Talent Białystok, organizujemy naszym trenerom staże szkoleniowe w topowych zagranicznych klubach. Nasze działania zweryfikuje przyszłość, ale jak na klub działający od 2010 roku, mamy swoje osiągnięcia. Dwóch naszych zawodników reprezentuje kluby włoskie, trzech innych zespoły polskiej Ekstraklasy, kilku z powodzeniem gra w innych drużynach w województwie podlaskim. Czas pokaże, czy obrana przez nas droga jest słuszna. Głeboko wierzymy, ze właśnie tak jest. Są przecież także nowe pomysły w nadzorowaniu szkółek piłkarskich.
- Nawiązuje pan do nowego pomysłu związku odnośnie certyfikacji akademii.
- Tak. Z jednej strony to może być świetne rozwiązanie, ale z drugiej czy na pewno? Te kluby, które ciężko pracują, „mają sporo dzieci” i je szkolą, mogą gwiazdki nie otrzymać ze względu na np. kwestie formalne. A drugi klub, który spełnia wszystkie wymogi, a ma niewielką liczbę trenujących dzieci, może tę gwiazdkę otrzymać, bez względu na jakość szkolenia. Nie da się tego tak ujednolicić i od razu znaleźć złoty środek.
- Czyli kolejny chwyt pod publiczkę.
- Trochę tak. Bo co działa na wyobraźnię rodziców? Bezpieczeństwo i zadowolenie dzieci. Jeśli będzie on szukał akademii dla swojej pociechy, to czy nie będzie na nim robiło wrażenia, że szkółka ma określoną liczbę gwiazdek od PZPN? A co z jakością szkolenia?
- Będzie robiło.
- Właśnie. I co tutaj będzie wyznacznikiem? Rodzaj, liczba gwiazdek?
- A jaki czynnik będzie je różnicował?
- Z tego co wiem, to nie sposób szkolenia, ale infrastruktura. Będą przedstawione wymogi, które trzeba będzie spełnić, aby otrzymać daną gwiazdkę. Np. jeden trener z licencją UEFA A na 12 zawodników, ale nigdzie nie będzie sprawdzane to, jak ten trener pracuje z młodzieżą.
- Akademia Piłkarska Talent Białystok istnieje od 2010 roku, sześć lat rządzą nowi ludzie w PZPN-ie. Zauważyliście jakieś zmiany w podejściu?
- My jako akademia jesteśmy w strukturach Polskiego Związku Piłki Nożnej i Podlaskiego Związku Piłki Nożnej. I tak jak osiem lat temu byliśmy zdani na siebie, tak do dziś sytuacja nie uległa zmianie. Na pewno są jakieś plusy tego, co się dzieje dookoła, ale my jako mały trybik w gigantycznej maszynie jesteśmy chyba najmniej istotni i nauczyliśmy się sobie radzić.
- Czyli przez osiem lat wypracowaliście już taki model pracy, aby radzić sobie w tych warunkach jakie są?
- Tak. Robimy swoje. Naszym celem jest dobro młodego człowieka, staramy się ze wszystkimi żyć w zgodzie i tego samego oczekujemy od innych.
- Chodzi tu o współpracę pomiędzy ośrodkami?
- Z naszego punktu widzenia ona jest niezbędna. Modelowy przykład jest taki: jeśli mamy w danym regionie klub ekstraklasowy, to wszystkie małe akademie powinny być z nim połączone, niczym rzeki wpadające do morza.
- Na Podlasiu tak to nie wygląda?
- Nie, niestety tak nie jest.
- Pytanie czy akademiom, które nastawione są głównie na wynik, co napędza również reklamę, zależy na takim podejściu?
- Dobre pytanie. Nam jako Akademii Piłkarskiej Talent Białystok zależy, aby tak wychować młodego człowieka, żeby kiedyś zaistniał on jako senior. A wygrane rozgrywki po drodze zawsze są tylko efektem ubocznym.
- Po ośmiu latach funkcjonowania na polu szkoleniowym są pierwsze sukcesy.
- Ci najstarsi chłopcy mają 16 lat i już dwóch z nich wyjechało do klubów włoskich i wiemy, że kolejni pójdą w ich ślady.
- No właśnie, bo istnieją dwie teorie jak kształtować młodego piłkarza: jak najwcześniej wyjechać. Druga: piłkarz powinien opuścić Polskę później, już jako gwiazda Ekstraklasy.
- Ja wyznaję tę pierwszą teorię.
- Dlaczego?
- Większość akademii ekstraklasowych na swój sposób dobrze szkoli zawodników, ale poziom szkolenia na zachodzie Europy jest zupełnie inny. I nie mam tu na myśli nawet warunków, jakości treningów czy intensywności. Zwracam uwagę przede wszystkim na sposób selekcji. Jeśli masz konkretne umiejętności, to zostaną one zauważone. A u nas dużo do powiedzenia mają menadżerowie, którzy na siłę, dzięki swoim układom, umiejscawiają danego zawodnika tam, gdzie tak naprawdę nie ma żadnych szans na regularną grę i harmonijny rozwój. Szkodzą w ten sposób danemu piłkarzowi, który powinien zacząć na innym poziomie piłki seniorskiej.
- Menadżer jest w ogóle potrzebny takiemu 16-latkowi?
- Nie. Dlatego, że osobiście nie chciałbym, aby menadżer wciskał mnie gdzieś na siłę. Menadżer powinien pilnować interesów zawodnika, dbać o jego przyszłość, a nie jedynie szukać w tym własnych korzyści. Jeśli ktoś we Włoszech chce naszego piłkarza, to mamy pewność, że oni będą się nim tam zajmować.
- Skąd ta pewność?
- Ponieważ mamy tam osobę, która troszczy się o naszych piłkarzy, pomaga, wspiera, zmieniając ich piłkarskie życie.
- A te cele nawet w juniorach, również w kontekście budowania drużyn, są różne.
- Tak. Są takie zespoły, które pozyskują zawodników w wieku 12-13 lat tylko po to, aby drużyna w danej kategorii wiekowej była najlepsza w Polsce. Mija się to z celem. Najbardziej zależy nam na tym, aby nasi zawodnicy, zmieniając barwy klubowe, mieli realną perspektywę gry w seniorskim zespole. Wówczas mamy pewność, że jest to odpowiednie miejsce dla naszego wychowanka.
- Bez sensu jest budować zespół oparty o 22 mocnych równorzędnych zawodników, bo przecież w tym najmłodszym wieku liczy się gra.
- Pan jest zdziwiony, ale tak właśnie się dzieje.
- Akademia Piłkarska Talent Białystok istnieje od 2010 roku. Jaki model funkcjonowania przyjęliście?
- Od samego początku zależy nam na tym, aby szkolić dzieci i młodzież tak, aby każdy kto do nas trafia, miał możliwość spokojnego, harmonijnego rozwoju i docelowo był przygotowany do rywalizacji w najlepszych akademiach w kraju i przede wszystkim za granicą.
- Podejrzewam, że osiem lat temu środowisko nie odebrało tego pomysłu z entuzjazmem.
- Przed otwarciem Akademii dużo rozmów było na temat celów i modelu szkolenia. Po otwarciu pojawiało się wiele głosów, które to wszystko negowały. Po latach okazało się, że mieliśmy jednak rację. Nie zamierzamy zatem schodzić z obranej ścieżki.
- Od którego rocznika zaczynaliście?
- Od 2002 i od tamtej pory mamy ciągłość szkolenia. W pewnym momencie pojawiła się prośba rodziców, by utworzyć też rocznik 2001 i to też zrobiliśmy. Chłopcy z rocznika 2002, jako najstarsi w naszej Akademii, otrzymali szansę pokazania się w klubach z zachodniej Europy i niektórzy ją wykorzystali. W kolejce czekają już kolejni. I tylko od nich zależy czy ją wykorzystają.
- W tym 2010 roku nie mieliśmy żadnej gwiazdy, która wychowałaby się zagranicą. Nie dziwi więc ta reakcja pańskich kolegów.
- My założyliśmy stowarzyszenie, które jest prywatną inicjatywą realizującą cel. Otwarcie mówiliśmy o tym, jakie są koszty w naszej Akademii. Poza jednym klubem, we wszystkich białostockich szkółkach pobierane są opłaty. Nasza praca opiera się na ścisłej współpracy z rodzicami. Ich pomoc jest niezbędna w utrzymaniu wysokiego poziomu naszej Akademii. Dzięki Panu Bogu udaje nam się dalej prowadzić naszą szkółkę i śledzimy oraz kibicujemy tym zawodnikom, którzy odeszli do innych klubów, miast, państw.
- Łatwo było wejść na ten białostocki rynek?
- Niekoniecznie. W momencie jak zaczynaliśmy, funkcjonowały ośrodki z wielkimi tradycjami: Jagiellonia, MOSP, Hetman, Piast.
- W ile osób zaczynaliście?
- Zaczynaliśmy od czterech trenerów i chyba 12 zawodników.
- Dzisiaj?
- Teraz jest nas o wiele więcej, zarówno jeśli chodzi o sztab szkoleniowy, jak i liczbę dzieci.
- Staliście się konkurencją dla tych większych.
- Nie wiem, nie odbieramy tego w ten sposób. Jeżeli pracujemy tylko z chłopakami z Białegostoku, to jaką my mamy być konkurencją dla akademii, które bardzo wcześnie ściągają młodych zawodników z całego kraju? Nam zależy na tym, aby być trenerami, nauczać piłki nożnej, pracować z dziećmi od małego i obserwować ich rozwój na przestrzeni lat. Rola selekcjonerów nas nie interesuje.
- A jak wygląda sytuacja z bazą?
- Nie mamy swojej bazy. Wynajmujemy boiska na Stadionie Miejskim, w szkole Budowlano-Geodezyjnej i na Pieczurkach. Tak samo korzystamy z hali sportowej Zespołu Szkół Katolickich, Szkoły Budowlano-Geodezyjnej i Szkoły Podstawowej na Kamiennej.
- Trenujecie głównie na sztucznych nawierzchniach, jak to wpływa na zdrowie dzieci?
- Każdy chciałby trenować na boiskach naturalnych i świetnie przygotowanych jak główna płyta Stadionu Miejskiego, ale realia są zupełnie inne. Wszystkie akademie korzystają z boisk ze sztuczną nawierzchnią. Jeżeli dzieci od najmłodszych lat trenują tylko na sztucznych boiskach, to ich organizm jest przyzwyczajony do treningu w takich warunkach i możliwość wystąpienia urazów z tym związanych jest minimalna. Nie jest możliwe, przy tak dużej liczbie grup młodzieżowych, trenować na naturalnej trawie. Podejrzewam, że za kilka lat wszyscy będą trenować właśnie na sztucznej nawierzchni również ze względu ekonomicznego.
- Podsumowując, kto jest najbardziej podatny na kontuzje?
- Ci, którzy od dziecka trenują na naturalnej murawie i sporadycznie wchodzą na sztuczną trawę.
- Jak to jest z tą tezą, że młodzi zawodnicy wyjeżdżają z agranicę dzięki grze w reprezentacji narodowej?
- Nie zgadzam się z tym. Niestety nie zawsze zawodnicy, którzy grają w młodzieżowych reprezentacjach są w swoich rocznikach najlepsi w kraju.
- Przykład pierwszy z góry: Robert Lewandowski.
- Tak. PZPN stworzył takie narzędzia jak AMO, CLJ, Puchar Tymbarku etc. i to monitoruje. Natomiast jeśli chodzi o selekcję, Związek nie jest w stanie wyłowić tych naprawdę najzdolniejszych.
- Czyli problem leży w sposobie ich wyszukiwania. To sito nie jest szczelne.
- Tak, bo proszę sobie wyobrazić tysiace zdolnej młodzieży z całej Polski. I jak wybrać tę 30-stkę najlepszych? Przy ocenie zawodnika, który ma trafić do kadry, są narzucone konkretne kryteria wyboru. Jeden trener wybiera zawodników siłowych, drugi takich w stylu FC Barcelony i na takich piłkarzach opiera swój zespół, a my musimy to wszystko połączyć. Kolejny raz odwołam się do przykładu zagranicznego. We Włoszech patrzy się nie tylko na obecne umiejętności danego zawodnika, ale na jego przyszłościowy potencjał i myśli się pod kątem sześciu-siedmiu lat do przodu.
- Również na naszym rynku? Na tych chłopaków, którzy poszli tam z waszej Akademii?
- Jesteśmy dla Włochów wciąż nowym kierunkiem pozyskiwania utalentowanych piłkarzy. Dobre występy Zielińskiego i Milika na pewno w tym pomagają. Transfer Piątka też nie jest przypadkowy.
- Właściciele Genoi wiedzą, że za kilka lat będzie to topowy napastnik?
- Nie znam planów Genoi na Piątka, bardziej chodziło mi tu o wytransferowanych przez nas zawodników. Żaden z nich nie wybijał się w swoim roczniku aż do poziomu reprezentacji naszego kraju. Włosi natomiast widzą w nich coś, co może przynieść wspaniałe owoce za kilka lat. Oczywiście przy odpowiedniej pracy.
- W tym konkretnym kierunku są tam na miejscu rozwijani?
- Tak. Uzyskaliśmy zapewnienia, że zyskają tam wszelkie narzędzia do jak najlepszego rozwoju. Mogą stać się przyszłością obecnego klubu, a ten klub może być ich trampoliną do topowego zespołu.
- Z mniej znanego klubu łatwiej podbić Zachód?
- Tłumaczymy swoim podopiecznym, że nie sztuką jest w młodym wieku wyjechać do topowego klubu z Polski czy we Włoszech, ale musimy pamiętać o tym, że tam w bardzo krótkim czasie trzeba wejść na maksimum swoich możliwości. Cały czas trzeba być na swoim „topie”, a to, szczególnie za granicą, jest niezwykle trudne, bo dochodzi bariera kulturowa, językowa. Dlatego, aby nie wrócić zbyt szybko do Polski, trzeba wyjechać do mniejszego klubu, który bardzo dobrze pracuje z młodzieżą i systematycznie wprowadza młodych zawodników do drużyn seniorskich. Stamtąd, przy takim szczelnym sicie, można trafić wyżej.
- Jak wygląda aklimatyzacja tych młodych chłopców? Np. Mateusza Antonowicza?
- Mateusz mieszka w ośrodku tego klubu, chodzi do publicznej szkoły i do specjalnej szkoły językowej. W ośrodku jest „tuttor”, czyli wychowawca, który sprawdza i analizuje postępy w nauce. Trenerzy, psycholog sportowy, są nieustannie do dyspozycji Mateusza i pomagają mu w codziennym życiu. Ośrodek, w którym mieszka zapewnia mu pranie, sprzątanie i wyżywienie w klubowej restauracji zgodne z dietą sportowca.
- Taki komfort nie tuczy?
- Trzeba mieć do tego odpowiedni charakter, aby ten komfort nie przysłonił celu.
- Antonowicz ma taki charakter?
- Wydaje mi się, że udało nam się wszczepić naszym chłopcom coś takiego, aby nie zachłystywali się malutkimi sukcesikami, tylko chcieli czegoś więcej i szli w tym kierunku.
- Co będzie sukcesem waszej akademii?
- Przede wszystkim naszym nadrzędnym celem jest to, aby każdy z tych młodych chłopaków był ukształtowanym dobrym człowiekiem. Dobrze wykształconym, zaadoptowanym do życia społecznego, radzącym sobie z wszelkimi trudnościami – to po pierwsze. A jeśli któremuś uda się zostać topowym piłkarzem, to będzie to wynik naszej wspólnej ciężkiej pracy, a przy tym olbrzymia satysfakcja. Chcielibyśmy aby później każdy z nich w przyszłości wrócił tutaj, do Białegostoku, i przekazał swoje doświadczenie innym.