Autor zdjęcia: własne
W przerwie: Tomasz Łapiński - "Szmata", czyli soczysty wślizg byłego reprezentanta
Dożyliśmy czasów, gdy piłka nie tylko jest obecna praktycznie 24 godziny na dobę w telewizji i internecie, ale możemy też czytać świetne pozycje o jej historii. Można pomiędzy meczami, można w drodze do pracy, można tam, gdzie królowie chadzają piechotą. Możliwości jest multum. W każdy weekend będziecie mieli okazję przeczytać nasze polecenia. Pewnie częściej będziemy chwalić niż ganić, bo na słabe książki szkoda nam czasu, więc potraktujcie to jako przewodnik po wartościowej lekturze na czas przerwy. Marzec rozpoczynamy niezwykle mocną premierą.
Tomasz Łapiński - Szmata (SQN)
Srebrny medalista olimpijski z Barcelony. Ikona Widzewa Łódź, w którym rozegrał ponad trzysta spotkań. 36-krotny reprezentant Polski. Stoper, którego potencjał wykraczał daleko poza rozgrywki rodzimej pierwszej ligi. Tyle że… - Grać za granicę pojadę, gdy wrócę z Radomia. A do Radomia się nie wybieram - tak mniej więcej powiedział kiedyś Tomasz Łapiński, wypytywany regularnie przez dziennikarzy o transfer z Widzewa.
Chciał go West Ham, sondował Liverpool, podpatrywały liczne kluby Bundesligi. Nie przepadający, ujmując eufemistycznie, za lotami samolotem piłkarz nigdy jednak z Polski nie wyjechał. Fatalny transfer do Legii, w której przez trzy lata rozegrał raptem jeden mecz ligowy, okazał się de facto dla niego przedwczesnym końcem kariery.
Zawodnik nigdy się jednak na problemy nie uskarżał. Podchodził do futbolu z pewnym dystansem, zarobionych pieniędzy nie przehulał, oddał się po zakończeniu kopania futbolówki innym pasjom. Jedną z nich okazało się pisanie i właśnie teraz dostaliśmy tego namacalny dowód w postaci debiutanckiej powieści.
Nie biografia, ale obraz czasów
Zacznijmy od najważniejszej kwestii - “Szmata” to nie jest biografia. To powieść fikcyjna, ale zakorzeniona w środowisku polskiego futbolu lat 90. Łapiński doskonale wie, o czym pisze i wiedział też, jak pisać. Idealnie przekazał to już we wstępie, który należycie wprowadza nas w klimat książki, wskazując czego możemy się spodziewać.
"Nie wiem, jakie są normy (no dobra, wiem), ale lojalnie uprzedzam, że w mojej opowieści przekleństwa będą. Najłatwiej powiedzieć: półgłówki mają ubogie słownictwo i braki w terminologii, to bluzgają. Ale zastanawiam się, czy to jedyny powód używania przekleństw. Wielu wykształconych ludzi z szerokim zasobem słownictwa bluzga jak szewc przy podeszwie. Może dlatego, że czasem jedno krótkie, dosadne “kurwa” lepiej oddaje powagę sytuacji niż kwiecisty opis z wieloma mądrymi słowami? Czy rzeczywiście byłaby to lepsza, ciekawsza opowieść, gdyby było w niej mniej bluzgów, a więcej górnolotnych, elokwentnych opisów? Nie sądzę, na pewno zaś okazałaby się mniej prawdziwa. Wiem, że takie słownictwo może razić, ale trudno – tak wygląda piłkarska szatnia, a ja nie zamierzam łagodzić jej obrazu tylko dlatego, że komuś z tym niewygodnie."
A więc tak - “Szmata” to język dla dorosłych. Często dość ubogi, bardzo daleki od poetyckiego, za to plastycznie oddający świat piłkarskiej szatni, podróży autokarem przez całą Polskę na mecz, rozmów pod prysznicem po treningu.
Bohaterem i narratorem jest Roman Dzwonecki, środkowy obrońca warszawskiego klubu Centrum. Poznajemy go w mrożącej krew w żyłach scenie, którą wyjaśnia zasadnicza część książki. Ta, w której Dzwonecki przedstawia rozmowę w toalecie szatni na szczecińskim stadionie, opisuje grę w karty po tym spotkaniu, precyzyjnie rysując postaci.
Trudno go nie polubić, ale z czasem wszystko się zmienia. Bohater wplątuje się w aferę i… Nie, nie będę odbierał Wam przyjemności i nie napiszę o tym, co się dzieje. Nudzić się na pewno nie będziecie, kilka zwrotów akcji z pewnością Was mocno zaskoczy, a i koniec dalece odbiega od szablonu.
Napiszę za to z przyjemnością, przez co będziecie się przedzierali wraz z kolejnymi stronami - to po prostu polski futbol sprzed dwóch dekad. Brudne, śmierdzące szatnie zapyziałych stadionów z grzybem pod sufitem. Świat trenerów, wśród których zdarzają się zarówno niezrozumiali przez ogół fachowcy, jak i używający prostego języka szczęściarze, którym brakuje może wiedzy, ogłady, za to jakimś sposobem nie brakuje wyników.
Poznacie oczywiście cały przekrój piłkarzy - jeden wydaje większość pensji na wizyty w burdelu. Drugi wylatuje z każdego klubu przez pijaństwo. Trzeci potrafi w pokera wygrać równowartość pensji. Pensji, której i tak nie wypłacają mu w klubie. Wypisz wymaluj - liga za czasów Fryzjera, który w “Szmacie” też oczywiście się pojawia. Nie pod swoim nazwiskiem ani pseudonimem, ale komu one w sumie potrzebne?
Czy to na pewno literacki debiut eks-piłkarza?
Takie pytanie może zadać w zasadzie każdy, kto Tomasza Łapińskiego nie zna, a sięgnie po “Szmatę”. Nie trzeba przytaczać tutaj wszystkich stereotypów dotyczących piłkarzy, najczęściej zresztą nie biorących się przecież z sufitu. “Szmata” nie jest wartościowa dlatego, że porusza tematykę rzadko poruszaną w książkach i napisał ją eks-piłkarz, ale po prostu dlatego, że to naprawdę bardzo zgrabnie napisana książka. Pełna sugestywnych, mocnych opisów, ciekawie zarysowanych charakterów, zwrotów akcji. Spełnia wszelkie kryteria doskonałego czytadła na góra dwa wieczory. A co najważniejsze, zdaje się być debiutem, który otwiera drzwi do kolejnych pozycji.
Nasza ocena (1-6): 5
***
Książkę można kupić TUTAJ.