Autor zdjęcia: Własne
Głębszy oddech Vukovicia
Mam wrażenie, że po zakończeniu meczu Atromitosu z Legią Aleksandar Vuković nie tylko szeroko się uśmiechnął, ale przede wszystkim w końcu ze spokojem odetchnął. Okazało się, iż jego plan na ten dwumecz wypalił, pomimo niekoniecznie w pełni udanych decyzji personalnych.
Posada trenera Legii to zawsze fotel mocno uwierający, gorący. Tutaj nie ma tak naprawdę ani chwili spokoju, każdy wybór taktyczny i osobowy prześwietlany jest na milion sposobów. Warszawiacy mają nie tylko wygrywać, ale robić to też w dobrym stylu, a czasu na rozpęd tak naprawdę nie ma – wszystkiego wymaga się tu i teraz, natychmiast.
Vuković pracę pierwszego trenera rozpoczął od przegranej rundy mistrzowskiej poprzedniego sezonu. Potem wyczyścił szatnię, kadra zespołu mocno się zmieniła, ale poprawy w grze widać nie było. Nic nie wymaże już z naszej pamięci remisu na Gibraltarze czy okrutnych męczarni z Finami. Liga? No cóż. Legia z ostatnich siedmiu meczów wygrała raz! Na Łazienkowskiej w spotkaniu PKO BP Ekstraklasy (wcześniej Lotto Ekstraklasy, żeby być precyzyjnym i żeby nikt nie poczuł się urażony) Legia pod wodzą Vuko nie potrafi wygrać od 20 kwietnia. To wszystko są fakty.
Tak samo faktem jest jednak to, że Legia jednak się rozpędza i w dwumeczu z Atromitosem rywala przewyższała o dwie długości. Gdyby nie bardzo słaba skuteczność, mielibyśmy dwa efektowne zwycięstwa. Wiem doskonale, iż rywal nie był z najwyższej półki, ba – to do bólu przeciętny zespół – ale i na takiego trzeba mieć pomysł, a ten w obu spotkaniach był. Legia wyszła jak po swoje, pewna tego, jak chce zagrać, jak podejść do rywala, jakich środków używać, żeby dostać się pod bramkę. W porównaniu z poprzednimi rundami gra była co najmniej dwa razy lepsza.
I kolejny fakt przed nami – na ostatnią rundę to i tak będzie za mało, nikt nie ma chyba tutaj wątpliwości. Przed Vukoviciem teraz prawdziwy test, na który uczciwie zapracował. Tak jak i na zaufanie. Ja wciąż nie wiem, jakim jest trenerem, czy czeka go w tym zawodzie świetlana przyszłość, czy – nomen omen – zawód. Nie wiem, jak umie zarządzać zespołem pod względem osobowym.
Szczególnie interesujący jest wątek Carlitosa, który czymś ewidentnie musiał trenerowi podpaść. Być może nie odbiłoby się to aż takim echem, gdyby w podstawowym składzie grał ktoś inny niż Kulenović, marnujący sytuacje na potęgę. Pewnie kibice by to łatwiej przełknęli, gdyby w formie z jesieni dwa lata temu był Niezgoda, zapewniający bramki w sytuacjach pozornie z niczego. No ale niestety, za dużo tutaj gdybania, pudeł Kulenovicia, a za mało szans dla Carlitosa.
Tyle że pomimo wszelkich uwag wobec Vukovicia, trudno go posądzać o to, że jest człowiekiem, który za wszelką cenę chce zaszkodzić drużynie, by Hiszpanowi pokazać miejsce w szeregu. No nie, to mi się ze sobą gryzie. Serb tak naprawdę mecz w mecz gra o posadę, o spokój, o zaufanie trybun, które niekoniecznie stoją za nim murem i musiałby być pozbawiony elementarnej wyobraźni, żeby na złość wszystkim gnoić Carlitosa.
Chciałbym wierzyć, że Vuković to człowiek, który ma otwartą głowę, chce się uczyć, jest twardy i konsekwentny, ale zarazem elastyczny wobec piłkarzy. Na tyle, by nie dać sobie wejść na głowę, za to umieć czasem odrobinę ustąpić. Również wobec głosów z zewnątrz. No i przede wszystkim, żeby nie brnąć za wszelką cenę w wybory, które nie bronią się na boisku. Nie ma się co bowiem oszukiwać, że wygranej Legii znacznie pomogły… urazy ulubieńców Aco, czyli Novikovasa i Antolicia.
Aleksandar Vuković po dwumeczu z Atromitosem bez wątpienia może odetchnąć głębiej, ale nie powinien nawet na sekundę wpaść w samozadowolenie. Zwyczajnie nie ma do tego jeszcze żadnego powodu. Na razie pokazał, że warto dać mu czas, a nie całkowicie przekreślać. Szczególnie że my wszyscy tak często apelujemy o to, by każdy trener ten czas dostał, miał jakiś okres na zbudowanie fundamentów zespołu po swojemu.
Mnie rywalizacja z Grekami odrobinę uspokoiła. Jeszcze tydzień temu nie widziałem przed Legią pod wodzą Vukovicia większych perspektyw, a raczej spodziewałem się, że ten felieton poświęcę byłemu już trenerowi wicemistrzów Polski.
No ale że na Łazienkowskiej terminy spokój i stabilizacja są widziane równie często, co Messi albo Ibrahimović, to też wielce się do tego nie przyzwyczajam.