Autor zdjęcia: Mateusz Czarnecki
Legia przełamuje domową niemoc. Wynik najniższym dla Zagłębia wymiarem kary. Legia Warszawa - Zagłębie Lubin 1:0
Na Łazienkowskiej dobre humory podtrzymane. “Wojskowi” bez większych problemów pokonali Zagłębie, znów nie stracili gola, a co istotne żaden z piłkarzy nie doznał kontuzji ani jakoś wyjątkowo się nie zmęczył.
Warszawska Legia od 20 kwietnia pozostawała bez zwycięstwa w Ekstraklasie na własnym boisku. Biorąc pod uwagę, że spotkanie z Zagłębiem Lubin wypadało pośrodku najważniejszych dla stołecznej drużyny potyczek tego lata, czyli rywalizacji w Lidze Europy z Atromitosem i Glasgow Rangers, można się było spodziewać, iż trener Vuković zdecyduje się na kilka zmian w składzie w stosunku do środowego meczu w Atenach. Nic z tego! Na murawę przy Łazienkowskiej 3 wyszła ta sama jedenastka, która kilka dni wcześniej ograła Greków 2:0. Zagłębie z kolei dokonało raptem jednej rotacji w porównaniu z meczem w 4. kolejce ligowej, gdy Lubinianie pokonali u siebie Arkę 2:0.
Zanim którakolwiek z drużyn zagroziła bramkarzowi rywala, na murawie z bólu zwijał się w 5. minucie Balić, który przyjął strzał Vesovicia na najwrażliwsze dla mężczyzny miejsce. Legia w pierwszych minutach zdecydowanie przeważała, nie schodząc praktycznie z połowy gości, ale nie przekładało się to na żadne wymierne efekty. Pierwszy celny strzał zakończył się od razu bramką dla gospodarzy. W 19. minucie dobre dośrodkowanie z rzutu rożnego nieocenionego Gwili strzałem głową na gola zamienił Vesović. Było to zwieńczenie okresu, w którym poza faulami i nieudanymi zagraniami, nie działo się praktycznie nic więcej.
Jeśli komuś wydawało się, że wspomniany na wstępie brak rotacji w składach wpłynie korzystnie na jakość widowiska, był w błędzie. Pierwsze pół godziny stało na miernym poziomie. Zagłębie w zasadzie nie zbliżyło się nawet do bramki Legii, ta z kolei poza golem i słabiutkim strzałem Gwili z dystansu również nie zaprezentowała nic specjalnego. Trzeba jednak przyznać, że obrona warszawskiej drużyny spisywała się bez zarzutu. Szczególnie pilnujący Szysza Jędrzejczyk wzorowo wywiązywał się ze swoich zadań. Niewiele mógł sobie pograć także Starzyński.
W 33. minucie “Wojskowi” przeprowadzili świetną trójkową kontrę - Luquinhas wyprowadził akcję sprintem z własnej połowy, zagrał do Gruzina, a ten w polu karnym wypatrzył Kulenovicia. Chorwacki napastnik zachował się bardzo przytomnie i spod linii końcowej dobrze zacentrował do brazylijskiego skrzydłowego, ale ten trafił tylko w słupek. W rewanżu groźnie na bramkę Majeckiego strzelił z dystansu Zivec, ale młody bramkarz był odpowiednio ustawiony i bez problemu złapał piłkę. W 40. minucie pierwszy raz wykazał się z kolei Forenc, efektownie broniąc ładne uderzenie Vesovicia z okolic linii pola karnego. Blisko gola do szatni był Walerian Gwilia, który w 45. minucie strzelał z rzutu wolnego minimalnie ponad poprzeczką. I to na tyle z emocji do przerwy.
Początek drugiej połowy nie zmienił obrazu spotkania - Legia była świetnie zorganizowana w obronie i nie próbowała bronić nikłego prowadzenia, dążąc do jak najszybszego strzelenia drugiego gola. Pod bramką Forenca regularnie się kotłowało, ale bramkarz gości dobrze piąstkował i łapał kolejne dośrodkowania, zaś strzały Stolarskiego oraz Martinsa przelatywały nad poprzeczką. W grze Zagłębia nie było widać żadnego pomysłu ani specjalnej wiary w sukces. Można było wręcz odnieść wrażenie, że goście chcieliby jak najszybciej usłyszeć końcowy gwizdek i wrócić do domu.
Oglądając mecz po przerwie, można było odnieść wrażenie, że to powtórka spotkania “Wojskowych” z Atromitosem. Goście praktycznie nie istnieli, z rzadka przekraczając środkową linię boiska. Legii brakowało jedynie stempla, który przypieczętowałby ich dominację na boisku. Czego nie potrafili zrobić gospodarze, zrobili goście. Przypadkowe wyjście kontratakiem, świetne podanie Starzyńskiego na wolne pole, gdzie Szysz wyprzedził stoperów Legii i nie dał szans Majeckiemu. W 68. minucie zupełnie niespodziewanie mieliśmy więc remis. Tyle że goście z remisu cieszyli się niespełna dwie minuty - po wideoweryfikacji arbiter anulował bramkę, ze względu na spalonego.
Ostatnie dwadzieścia minut rozpoczął groźnym strzałem Gwilia, ale na posterunku był Forenc. Po chwili daleko wysuniętego Majeckiego próbował przelobować soczystym uderzeniem z blisko połowy boiska Szysz, jednak jego strzał minął bramkę gospodarzy. 81. minuta przyniosła ładny strzał Cafu - bezbłędny był bramkarz gości. Forenca nie pokonał także niezbyt mocnym strzałem Nagy trzy minuty później. Sytuację tę poprzedziła zmiana - Kulenovicia zmienił… Wieteska. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Vuković kolejny raz chciał utrzeć nosa Carlitosowi, a tajemnicą trybun pozostaje jedynie, czy wygwizdały one schodzącego Chorwata czy decyzję trenera o wpuszczeniu środkowego obrońcy kosztem hiszpańskiego napastnika.
W 90. minucie Legioniści mieli piłkę meczową, po tym jak wyszli z kontratakiem mając przewagę piłkarzy na połowie Zagłębia. Ich próba nie okazała się jednak skuteczna - strzał Gvili zza szesnastki nie trafił nawet w światło bramki. Dwie minuty później sytuacja się powtórzyła, ale tym razem gospodarze nie oddali nawet uderzenia. Lubinianie ograniczali się do wrzutek na aferę, a po jednej z takich akcji strzał Tuszyńskiego wybronił mocno wynudzony Majecki. Nie dał się on także pokonać Dąbrowskiemu ani Starzyńskiego, chociaż strzał tego drugiego z ok. dwudziestu metrów sprawił bramkarzowi odrobinę problemów.
Legia w kolejnym spotkaniu w tym sezonie nie straciła gola, klasą dla siebie był Jędrzejczyk, nic zarzucić nie można też Lewczukowi. Dobrze funkcjonował u gospodarzy środek pola, za to powoli karykaturalne robi się trzymanie za wszelką cenę na boisku Kulenovicia. Dla gospodarzy najważniejsze było jednak zwycięstwo, brak kontuzji i to zadanie udało się zrealizować w stu procentach. O grze Zagłębia trudno zaś coś napisać, bo goście na Łazienkowskiej 3 razili apatią, nie potrafili stworzyć sobie z akcji w zasadzie żadnego zagrożenia i mogą się cieszyć, że wracają do domu z zaledwie jednobramkową stratą.
Legia Warszawa - Zagłębie Lubin 1:0 (1:0)
1:0 - Vesović 19’ (asysta Gwilia)
Legia Warszawa: Majecki 6 - Stolarski 5, Lewczuk 6, Jędrzejczyk 6, Rocha 5 - Martins 6, Cafu 6 (90’ Jodłowiec) - Vesović 6 (75’ Nagy), Gwilia 7, Luquinhas 6 - Kulenović 3 (82’ Wieteska)
Zagłębie Lubin: Forenc 7 - Kopacz 3, Guldan 3, Dąbrowski 3, Balić 3 - Tosik 4 (79’ Bohar), Poręba 3 (46’ Slisz 4) - Czerwiński 3, Starzyński 3, Zivec 3 (46’ Tuszyński 4) - Szysz 4
Sędzia: Piotr Lasyk (Bytom)
Nota: 4
Żółte kartki: Balić, Guldan
Widzów: 16262
Piłkarz meczu: Walerian Gwilia