
Autor zdjęcia: zurnal.rs
Akt desperacji czy przemyślany ruch? Korona szuka ratunku u kontuzjowanego piłkarza
Dużo dzieje się ostatnio w Koronie Kielce. Zaczęło się oczywiście od wywalenia z roboty Gino Lettieriego, później mogliśmy śledzić umizgi władz klubu w stronę prezydenta i radnych, które miały na celu wyciągnięcie z miejskiej kasy trochę pieniędzy, a na koniec dowiedzieliśmy, że nowym trenerem będzie Mirosław Smyła. W Koronie musieli jednak uznać, że to za mało i dodali do tej listy jeszcze punkt. Dziś oficjalnie ogłoszono, że Nemanja Miletić, serbski lewy obrońca, który ostatnio grał w Partizanie Belgrad, jednak dołączy do zespołu, choć długo był to nie do końca realny scenariusz.
Co było nie tak z Mileticiem? Mówiąc najprościej jak się da, Serb, odkąd rozwiązał kontrakt z Partizanem, nie cieszył się dobrym zdrowiem. Na początku września w czasie testów medycznych wykryto, że ma problemy ze stawem skokowym, a jakby tego było mało podczas treningu nabawił się urazu kolana. 6 września rzecznik Korony, Rafał Kielczyk, informował dziennikarzy, że klub czeka na końcowy raport medyczny, by na jego podstawie stwierdzić, czy Miletić nadaje się do czegokolwiek. Od tego czasu minęły prawie dwa tygodnie, ale skoro Korona ostatecznie zdecydowała się podsunąć mu do podpisu stosowne dokumenty, to najwyraźniej nie jest tak źle, jak mogło się wydawać.
No ale zostawmy na boku kwestie zdrowotne i przejdźmy do tych ciekawszych, sportowych. Na tym polu Serb wygląda dość porządnie, co pozwala wierzyć, że mimo początkowych przebojów, obroni się na boisku. Nie będzie to pewnie poziom, który prezentuje inny Nemanja Miletic, też z Partizana, którego wycenia się na prawie 3 miliony euro (jeśli nie wierzycie, to zastosujcie stosowany przez Serbów podział na Nemanję R. Mileticia, tego lepszego, i Nemanję G. Mileticia, tego z Korony), ale istnieje cień szansy, że nowy nabytek złocisto-krwistych da sobie radę w Ekstraklasie.
Wnioskujemy tak chociażby na podstawie przypisywanej mu ambicji, nieustępliwości i waleczności, co w polskich realiach jest całkiem niezłym punktem wyjścia. Ponoć Miletić głównie za sprawą tych cech zaskarbił sobie sympatię kibiców Partizana. Za dowód niech posłuży ankieta na jednym z fanowskich profili fejsbukowych, gdzie na pytanie, czy lewy obrońca powinien zostać w klubie, zdecydowaną większość stanowiły odpowiedzi w stylu „tak” lub „obowiązkowo”.
Jeśli chodzi natomiast o umiejętności, to pokusimy się o stwierdzenie, że i tutaj Miletić może mieć trochę do zaoferowania. Co prawda Partizan w ostatnich latach boryka się ze swoimi problemami, ale trudno nam sobie wyobrazić, że byle łajza jest w stanie rozegrać tam 70 ligowych meczów w trzy sezony, a dodatkowo wystąpić od dechy do dechy w 6 spotkaniach Ligi Europy. Zakładając, że rehabilitacja Serba będzie przebiegać prawidłowo i uda się go w miarę sprawnie postawić na nogi, niewykluczone, że miejsce w podstawowym składzie wywalczy sobie bardzo szybko. Inna sprawa, że nie będzie to raczej wielkie osiągnięcie. Daniel Dziwniel, jedyny do tej pory lewy obrońca złocisto-krwistych, prezentował się na tyle mizernie, że w ostatnich meczach na jego pozycji grał przesunięty z prawej flanki Michael Gardawski, który też orłem nie jest. Ba, nawet nie jest lewonożnym orłem. Krótko mówiąc – drzwi prowadzące na boisko są otwarte na oścież.
Kluczem do sukcesu jest jak najszybsze, a przede wszystkim skutecznie przywrócenie Serba do stanu używalności. Korona wzmocnień potrzebuje na już, gość bujający się po lekarzach i rehabilitantach na nic im się nie przyda. Mamy więc nadzieję, że w Kielcach przeanalizowali wyniki badań Mileticia na tyle dokładnie, że wiedzą co robić, aby był z niego jakiś pożytek. W innym wypadku skończy się kolejnym transferowym wygłupem, czego, niestety, do końca nie można wykluczyć.