Autor zdjęcia: Cezary Koluch
Obraz nędzy i rozpaczy, choć w Płocku mają się z czego cieszyć. Wisła Płock - Legia 1:0
Jeśli środowy wieczór, zdecydowaliście się spędzić, oglądając zaległy mecz Wisły Płock z Legią Warszawa, to przyjmijcie najszczersze wyrazy współczucia. Doskonale wiemy, co czuliście przez bite 90 minut, bo sami, naiwnie licząc, że może nie będzie najgorzej, postąpiliśmy tak samo. Zamiast zająć się czymś pożytecznym, patrzyliśmy więc na łamagę Luquinhasa, który nie potrafi przyjąć piłki w prostej sytuacji, Gwilię posyłającego no look passy wszędzie, tylko nie tam, gdzie akurat stali jego koledzy z zespołu czy Novikovasa, który stojąc dwa metry przed bramką rywala, wywalił piłkę gdzieś w okolice autostrady A2. Innymi słowy - po prostu zmarnowaliśmy kupę cennego czasu i cholernie się przy tym zmęczyliśmy.
Postawa Legii w tym meczu to ogólnie temat, który nie jest wart choćby jednego akapitu. No bo sorry, ale drużyna z takim potencjałem kadrowym, która dodatkowo całkiem dobrze prezentowała się w ostatnich meczach, zwyczajnie nie ma prawa zagrać tak dramatycznie, jak miało to miejsce w Płocku. Wicemistrzowie Polskie długimi fragmentami nie byli w stanie skonstruować choćby zalążka składnej i groźnej akcji, a jeśli już dochodzili do sytuacji, to głównie dzięki błędom rywali. Jeśli to nie wpisuje się w definicję piłkarskiego dramatu, to nie chcemy wiedzieć, co mogłoby się w niej znaleźć.
Oczywiście, co widać zresztą po wyniku, z błędów gospodarzy „Wojskowi” nie potrafili zrobić żadnego pożytku. W pierwszej połowie, po dobrym dośrodkowaniu Stolarskiego między stoperów Wisły, swojej okazji nie wykorzystał Niezgoda. W drugiej mylili się Antolić, Nagy i Novikovas, który w doliczonym czasie gry miał na nodze piłkę na remis, ale zamiast spokojnie wycelować w bramkę, pierdzielnął z taką siłą, że prawie urwało mu nogę. Reszta Legionistów, poza wyjątkami w postaci konkretnie zasuwającego Stolarskiego czy pewnego w tyłach Lewczuka, dostosowała się do tego wyjątkowo nędznego poziomu. Nawet Majecki, który do tej pory imponował spokojem, tym razem nie ustrzegł się błędów, a kluczowy popełnił przy bramce dla „Nafciarzy”. Bramkarz Legii wyjątkowo nieporadnie interweniował przy strzale Furmana z rzutu wolnego, który - jak się wydaje - powinien był złapać jedną ręką. Zamiast tego odbił piłkę prosto pod nogi Kuświka, który spokojnie umieścił ją w siatce i w efekcie zapewnił gospodarzom trzy punkty.
Kuświk, który powinien mieć na koncie także wywalczony rzut karny, gdyby tylko sędzia Lasyk nie zignorował zagrania ręką Jędrzejczyka, był zresztą jednym z najlepszych piłkarzy swojego zespołu, co samo w sobie sporo mówi o tym, jak dziś prezentowała się Wisła. Jasne, podopieczni trenera Sobolewskiego wygrali, rehabilitując się na swój sposób za brutalne lanie od Zagłębia Lubin, ale generalnie niczym nam nie zaimponowali. Prawda jest bowiem taka, że sytuacji bramkowych stworzyli sobie mniej niż Legia, a gra w miarę poprawnie układała im się wyłącznie do dwudziestego metra od bramki Majeckiego. Ponad przeciętność wybić potrafił się jedynie Dominik Furman, który w pojedynkę był lepszy od całej drugiej linii Legii, a przede wszystkim bardzo mądrze dyrygował grą swojego zespołu i był skuteczny w defensywie. Być może, gdyby tylko miał u boku nieco lepszych pomocników, przyniosłoby to lepsze rezultaty, no ale niestety - po Sahitim czy innym Szwochu raczej nie ma co oczekiwać cudów.
Generalnie zwycięstwo Wisły nad Legią, nawet przy wielopoziomowej fatalności „Wojskowych”, należy rozpatrywać w kategorii niespodzianki. To, że bramkarzem, który w Płocku popełnił fatalnego w skutkach babola, był Majecki, a nie Daehne - tym bardziej.
Szkoda tylko, że całościowo była to jedna z tych niespodzianek, których wszyscy zdecydowanie wolą unikać.
Wisła Płock 1:0 Legia Warszawa (1:0)
1:0 - 40’ Kuświk
Wisła: Daehne 5 - Stefańczyk 5, Rzeźniczak 4, Uryga 5, Michalski 4 - Sahiti 4 (76’ Merebaszwili - bez oceny), Rasak 5, Szwoch 4 (81’ Ambrosiewicz - bez oceny), Furman 6, Cabezali 4 (86’ Tomasik - bez oceny) - Kuświk 6.
Legia: Majecki 2 - Stolarski 5, Lewczuk 5, Jędrzejczyk 4, Rocha 3 - Cafu 2 (46’ - Nagy), Antolić 3 (71’ Kante - bez oceny), Gwilia 3, Martins 3, Luquinhas 2 (46’ - Novikovas3 ) - Niezgoda 3.
Sędzia: Piotr Lasyk.
Ocena: 4.
Żółte kartki: Szwoch, Rzeźniczak, Merebaszwili, Tomasik, Jędrzejczyk.
Piłkarz meczu: Furman.
Widzów: 7419.