Autor zdjęcia: Mateusz Czarnecki
Nie wiemy jak wy, ale my nie żałujemy odpuszczenia Familiady dla Ekstraklasy! Wisła Płock 2:1 Wisła Kraków
Musimy przyznać, że trochę obawialiśmy się tego meczu. No wiecie, niedziela, 12:30, rosół i schabowy, babcia narzekająca na przegapienie Familiady… Jeśli jednak postawiliście na swoje, w sumie nie powinniście żałować. Co prawda derby Wiseł wczorajszej naparzance Śląska z Zagłębiem nie dorównały, ale też dużą przesadą byłoby napisanie, iż właśnie obejrzeliśmy typowy usypiacz.
Spotkanie przebiegało raczej różnorodnie, bo raz jedni dociskali drugich, raz odwrotnie. Płocczanie na przykład swój gorszy moment mieli gdzieś przez ostatnie 15 minut pierwszej połowy. Wówczas mocno cofnęli się, oddając inicjatywę gościom, chociaż ewidentnie nie czuli się w tym komfortowo. Zwłaszcza Stefańczykiem zabujało parę razy, który dziś nieco lepiej radził sobie z przodu niż realizując swoje podstawowe obowiązki defensywne. Nawet jeśli taki był plan Nafciarzy, aby w pewnym momencie nastawić się na kontry, to jego egzekwowanie pozostawiało sporo do życzenia.
Nie mamy jednak wątpliwości co do tego, że wynikało ono z szybko objętego prowadzenia. Nie żeby nas to jakoś wielce zaskoczyło, chociaż Michał Okoński zwykł o takich scenariuszach meczu pisać na Twitterze: „za wcześnie”. Oczywiście to tak z przymrużeniem oka, Furman chyba się nie obrazi. Oddajmy mu także, że bramka wyszła mu całkiem urodziwie – odebrał piłkę od Stefańczyka, zszedł z prawej strony do lewej nogi i walnął po długim słupku. Buchalik chyba mógł się nieco lepiej zachować, lecz jednocześnie zdaje się, iż został zasłonięty przez gąszcz pozostałych zawodników.
Logika wskazywałaby pójście za ciosem, by szybko dobić Białą Gwiazdę, jednak nic takiego nie miało miejsca. Od tej chwili atakowali niemal tylko podopieczni Macieja Stolarczyka, aż w końcu dopięli swego za sprawą – co za szok! – Pawła Brożka. Akcja poszła lewą stroną, najwięcej roboty wykonał Mak wykładając futbolówkę doświadczonemu snajperowi. I chyba się tą asystą mocno rozochocił, ponieważ parę minut później sam prawie strzelił takiego gola, że nawet wczorajszy wolej Slisza by się schował. Zawijas zza pola karnego szedł idealnie w okno, aczkolwiek tym razem Dahne wzniósł się na wyżyny swych umiejętności i nie pozwolił piłce zdjąć pajęczyny z narożnika bramki. Żeby było bardziej obrazowo – jeżeli graliście w Fifę 19 i seryjnie strzelaliście gole Aubą ustawionym bokiem do bramki, to mniej więcej tak to wyglądało. Inna sprawa, że spodziewaliśmy się trafienia dla krakowian jeszcze chwilę wcześniej, kiedy Sadlok dogrywał do Wojtowskiego, aczkolwiek ten został desperacko zablokowany przez Urygę.
Druga połowa natomiast była już nieco gorsza, ponieważ zrobiła się niedokładna. Furman chyba nieco się rozkojarzył, podobnie zresztą co Savicević, więc płynności brakowało obu zespołom. Jak już się coś działo, to przeważnie przy okazji centr, których ochoczo próbowali przede wszystkim Stefańczyk, Mak oraz Sadlok. Ale żeby wyszło z tego coś groźnego? No, nie powiedzielibyśmy.
Dlatego mocno o(t)rzeźwiające było trafienie Michalskiego na 2:1. Chyba nikt się go nie spodziewał, niczym hiszpańskiej inkwizycji, a najmniej przyjezdni Wiślacy. I znów jednym z bohaterów został Furman, wszak to właśnie on wykonywał rzut wolny ze środkowej strefy boiska. Po odbiciu się piłka spadła pod nogi Michalskiego, a ten bez większego namysłu władował ją do siatki. Początkowo zastanawialiśmy się jakim cudem sędzia mógł to puścić – spalony był ewidentny, naprawdę spory. Dopiero powtórki wyjaśniły nam co jest cięte – to nie jeden z Nafciarzy przedłużył wrzutkę od Furmana, lecz Wasyl i to jeszcze ręką. Czyli puszczenie akcji oraz samo trafienie były jak najbardziej prawidłowe.
Przed meczem Maciej Stolarczyk odgrażał się, że szykuje na to starcie ze swoim starym znajomym, Radosławem Sobolewskim, coś specjalnego. Cóż, może szkoleniowiec płocczan dostał jakiś upominek od kumpla po meczu, bo żadnych taktycznych zagwozdek nie wymyślił. No chyba że chodziło o Klemenza na prawej obronie, lecz to bardziej skołowało realizatora meczu, który rozrysował ustawienie Wisły Kraków jako 3-5-2, co jednak okazało się bzdurą.
Godna podziwu jest za to postawa Nafciarzy pod wodzą Radosława Sobolewskiego. Sami zobaczcie:
Do przerwy Wisła Płock nie istniała, jednak Sobolewski poustawiał swoją drużynę i czarna seria związana z wyjazdami Białej Gwiazdy.
— Stanisław Madej (@stanislawmadej) September 22, 2019
Niżej, tabela od czasu pojawienia się Sobola w Płocku. pic.twitter.com/bZgiriIud0
Przed sezonem wymieniano tę drużynę jako jednego z głównych kandydatów do spadku, jednak im dłużej trwa ten sezon, tym coraz mocniej przekonujemy się, że prawdopodobnie trzeba będzie zrewidować ten pogląd.
Wisła Płock 2:1 Wisła Kraków (1:1)
1:0 Furman 16’ (asysta Stefańczyk)
1:1 Brożek 28’ (asysta Mak)
2:1 Michalski 76' (asysta Uryga)
Wisła Płock: Dahne (6) – Stefańczyk (5), Rzeźniczak (5), Uryga (5), Michalski (7) – Rasak (5), Furman (8) – Merebaszwili (4) (91’ Ambrosiewicz), Szwoch (3), Angel Garcia (5) (72’ Kwietniewski bez oceny) – Ricardinho (3) (63’ Nowak 3)
Wisła Kraków: Buchalik (4) – Wasilewski (3), Klemenz (4), Janicki (5), Sadlok (5) (72’ Grabowski bez oceny) – Basha (5), Savicević (4), Wojtkowski (5) – Mak (6), Chuca (3) (67’ Jean Carlos 3), Brożek (6) (45’ Drzazga 3)
Sędzia: Łukasz Szczech
Nota: 4
Żółte kartki: Wasilewski, Mak, Drzazga
Piłkarz meczu: Dominik Furman
Widzów: 4317