Autor zdjęcia: Mateusz Czarnecki
ZVARiowane widowisko w Gdańsku. Z taką obroną łodzianie nie dowieźliby nawet czterobramkowej przewagi. Lechia – ŁKS 3:1
Działo się w Gdańsku! Lechia przełamała się i wygrała na własnym boisku po raz pierwszy od dwóch miesięcy. Stało się to po meczu pełnym emocji oraz sędziowskich zawirowań. ŁKS po dwudziestu minutach powinien prowadzić trzema bramkami, ale w kilka minut stracił kontrolę nad meczem po własnych błędach. Obrona przyjezdnych istniała dzisiaj jedynie teoretycznie, a przed zdecydowanie wyższą porażką gości uratował VAR, który anulował dwie bramki i rzut karny podyktowany dla Lechii.
Lechia mocno weszła w ten mecz i szybko chciała pokazać przeciwnikowi, że to ona będzie miała inicjatywę w tym meczu. Nie potrafiła jednak zmusić Arkadiusza Malarza do wysiłku, z kolei ŁKS już w pierwszej swojej szansie zdobył bramkę. Zrobił to Jan Sobociński krytykowany w tym sezonie za notorycznie popełniane błędy w defensywie. Tym razem jednak zrehabilitował się pięknym strzałem, który nie dał najmniejszych szans Zlatanowi Alomeroviciowi. Po strzelonym golu goście nie cofnęli się, tylko mieli kolejne okazje do pokonania golkipera gospodarzy.
Co działo się przez kolejne chwile w polu karnym Lechii, to przechodziło ludzkie pojęcie. Piłkarze popełniali proste błędy, ślizgali się, futbolówka odbijała się jak w grze hokejowej, ale nie chciała ponownie wpaść do siatki. ŁKS mógł spokojnie prowadzić 3:0 po pierwszych 20 minutach gry. Beniaminek miał dwie kapitalne okazje do tego, aby podwyższyć rezultat. Dlaczego tak się nie stało? O to należy zapytać Ramireza i Pirulo, którzy zaprzepaścili prezenty dane im przez defensywę zespołu Piotra Stokowca.
Prezenty rozdawali również przyjezdni. Z tą różnicą, że Lechia nie miała najmniejszych skrupułów, aby z nich nie skorzystać. Problem „ełkaesiaków” był taki, że w bardzo prosty sposób tracili piłkę tuż przed swoim polem karnym. W taki sposób padł gol strzelony przez Haraslina, pięć minut później na prowadzenie gospodarzy wyprowadził Flavio Paixao, który został najskuteczniejszym obcokrajowcem w historii Ekstraklasy. W krótkim odstępie czasu sytuacja na boisku zmieniła się o 180 stopni i od tamtego czasu to gdańszczanie mieli pełną kontrolę. ŁKS nie potrafił wyciągać wniosków ze swoich wcześniejszych pomyłek, w dodatku nie potrafił stworzyć nic konkretnego w ofensywie. Dowodem na to jest fakt, że Alomerović do końca spotkania nie zanotował żadnej interwencji (bo przy strzale Sobocińskiego nie miał żadnych szans).
Portugalczyk wyprzedził w klasyfikacji Miroslava Radovicia, żaden zagraniczny zawodnik nie zdobył tylu bramek, co on!#LGDŁKS 3:1 pic.twitter.com/CBHLtB37Li
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) November 23, 2019
Druga połowa rozpoczęła się w najlepszym możliwym stylu dla gospodarzy, którzy szybko podwyższyli prowadzenie i mogli spokojnie panować nad wydarzeniami na murawie. Flavio Paixao przed rozpoczęciem tego spotkania miał tylko jedno trafienie na swoim koncie. Dzisiaj strzelił dwukrotnie, a przecież do siatki Malarza trafił trzeci raz, ale sędzia Myć anulował jego gola po interwencji VAR. Co dzisiaj musieli się napracować arbitrzy siedzący w wozie, którzy dopatrzyli się spalonych przy dwóch trafieniach Lechii oraz ofsajdu w sytuacji, gdy główny sędzia odgwizdał rzut karny na korzyść gospodarzy. Ale co należy podkreślić: podjęli same dobre decyzje. A margines błędu był przecież niewielki, bo o bramkach zadecydowały milimetry, o czym możecie przekonać się poniżej. Druga sprawa to fakt, że liniowi byli dobrze ustawieni i nie pomogli Myciowi, co skończyło się tym, że w każdej z tych sytuacji doszło do pomyłki.
Linie spalonych #LGDŁKS pic.twitter.com/0C2SA7Mowv
— Robert B (@RobertB1906) November 23, 2019
Po tamtych sytuacjach tempo spotkania (które było naprawdę niezłe) kompletnie siadło i mamy wrażenie, że Lechia mogła spokojnie wbić jeszcze z dwa gole ŁKS-owi. Ale zdecydowali się jednak na utrzymanie korzystnego rezultatu i spokojne dociągnięcie do gwizdka kończącego dzisiejszą rywalizację. Gdańszczanie tym samym wygrali po raz pierwszy na własnym stadionie od dwóch miesięcy. I tak myślimy sobie, że to może być ważny mecz dla tego zespołu. Przełamał się zespół, przełamał się Flavio, kapitalne piłki słał dzisiaj Jarosław Kubicki. Gdyby nie anulowany drugi gol Portugalczyka, pomocnik zanotowałby hat-tricka złożonego z asyst. Może to początek dobrej serii podopiecznych Piotra Stokowca? W Gdańsku wszyscy na to liczą.
Co powiemy o gościach? Zdecydowanie za łatwo oddali prowadzenie, które po dwudziestu minutach powinno być wyższe. Może gdyby w jedenastce ŁKS-u był napastnik z prawdziwego zdarzenia (czyli Sekulski lub Kujawa), a nie Pirulo, skuteczność stałaby na wyższym poziomie. Co się stało, to się nie odstanie. Ale dzisiejszy występ zespołu Kazimierza Moskala nie był dobry, szczególnie w defensywie, gdzie znowu notorycznie popełniano błędy. Szczególnie tyczy się to środkowych obrońców, czyli Jana Sobocińskiego i Mateusza Rozwandowicza. Ten pierwszy strzelił gola, ale za pomyłki w tyłach nie zasłużył na korzystną dla niego ocenę.
Lechia Gdańsk – ŁKS Łódź 3:1 (2:1)
0:1 Sobociński 9’
1:1 Haraslin 23’ asysta Kubicki
2:1 Paixao 28’ asysta Peszko
3:1 Paixao 50’ asysta Kubicki
Lechia: Alomerović (5) – Fila (5)(46’ Makowski – 5), Nalepa (6), Maloca (6), Mladenović (5) – Łukasik (4), Kubicki (8), Wolski (5)(87’ Sobiech – bez oceny) – Peszko (6)(90’ Arak – bez oceny), Paixao (8), Haraslin (6).
ŁKS: Malarz (4) – Grzesik (3), Rozwandowicz (2)(81’ Juraszek – bez oceny), Sobociński (4), Klimczak (3) – Piątek (3), Srnić (4), Guima (4) – Trąbka (2)(65’ Pyrdoł – 3), Pirulo (4), Ramirez (3)(69’ Bryła – 3).
Sędzia: Wojciech Myć (Lublin).
NOTA od www.2x45.info: 4.
Widzów: 7 674.
Żółte kartki: Nalepa, Kubicki, Mladenović – Piątek, Klimczak, Srnić.
Piłkarz meczu: Flavio Paixao.