Autor zdjęcia: Monika Wantoła
Gdzie się podziała tamta młodzież? I liga cierpi na skutek ekstraklasowej reformy
Drugi najlepszy strzelec ligi, wiodący playmaker najlepszej drużyny, ostoja obrony faworytów do awansu i „dziesiątka”, której forma pozwoliła osiągać swojemu zespołowi wynik ponad stan. Nie, nie opisaliśmy tutaj starych ligowych wyjadaczy, a wymieniliśmy tylko >>top of the top<< błyszczących poprzedniej jesieni młodzieżowców. Nie sposób scharakteryzować w ten sposób żadnego z dzisiejszych juniorów występujących na boiskach I ligi. Co sprawiło, że nastąpił tak znaczący regres wśród młodych piłkarzy?
Jakub Letniowski, Miłosz Szczepański, Jan Sobociński oraz Martin Adamec. Równo rok temu te nazwiska musiały widnieć w notesach sztabów szkoleniowych czołowych zespołów ekstraklasy. Zresztą, zarówno Letniowski, jak i Adamec już najbliższej zimy zmienili barwy na właśnie te najbardziej prestiżowe, bo po zawodnika Bytovii zgłosił się poznański Lech, a czeskiemu rozgrywającemu szansę dała Jagiellonia, której bardzo spodobało się, jak ówczesny 20-latek radził sobie na wypożyczeniu w Wigrach Suwałki. Osobną historię tworzą już ich dalsze, potransferowe poczynania. Niemniej nie zmienia to faktu, że po tegorocznej rundzie jesiennej ze świecą szukać piłkarzy poniżej 21. roku życia, którzy sprawiają podobne wrażenie, co chociażby wówczas ta dwójka.
"Najlepsi" młodzieżowcy w I lidze, po siedemnastu kolejkach. Trochę przerażające... pic.twitter.com/2y8x6lAtc4
— Kamil (@kp_ldz) November 11, 2019
Załączony tweet oczywiście nie oddaje w pełni tego, co w kończącej się już części obecnego sezonu prezentowali piłkarze dopiero wkraczający do seniorskiej piłki. Gdyby jednak dokonać najprostszego działania matematycznego i prymitywnie zsumować gole wymienionych przez nas Letniowskiego, Szczepańskiego i Adamca z analogicznego okresu (7+4+5), wychodzi nam, że zdobyli oni ich tyle samo, co prezentowana wyżej dziesiątka (sic!). Pod względem piłkarzy ofensywnych diagnoza jest więc prosta – nie ma w I lidze obecnie nikogo urodzonego po 1998 roku, kto wygląda na gotowego do wspięcia się na wyższy poziom.
A przecież nie wspomnieliśmy jeszcze o świetnie grających rok temu Jakubie Moderze z Odry, Kacprze Kostorzu i Przemysławie Płachecie z Podbeskidzia czy o braciach Spychała grających w Stali Mielec (Mateusz) i GKS-ie Jastrzębie (Maciej). Płynnie przeszliśmy więc też do piłkarzy o defensywnym usposobieniu. Tutaj również nie jest kolorowo. Nie ma dziś wśród zespołów najlepszej szóstki młodego bocznego obrońcy z takim stażem, jaki miał Mateusz Spychała rok temu. Trudno też jest znaleźć młodą i gniewną „szóstkę” o profilu jego brata bliźniaka.
Tak samo trudno o kogoś w stylu Jana Sobocińskiego, którego pamiętamy z bezpardonowej gry w obronie ŁKS-u. Oddać trzeba za to Puszczy Niepołomice, gdyż tam udało się wypełnić lukę po odejściu Miłosza Mleczki. Karol Niemczycki ma teraz na koncie tyle samo czystych kont, co wyróżniany przez nas po rundzie jesiennej 2018 Mleczko (5). Uznajemy to jednak tylko za wyjątek potwierdzający naszą obserwację.
Pojawia się zatem pytanie – skąd taki nagły zbiorowy regres wśród zawodników opuszczających akademie? Odpowiedź na nie poniekąd pojawiła się już w naszym wywodzie. Otóż zespoły ekstraklasy przymuszone przepisem dotyczącym obowiązkowego młodzieżowca w wyjściowej jedenastce, który wszedł w życie wraz z początkiem trwającego sezonu, niejako przetrzebiły I ligę z młodzieżowców, którzy mogliby w niej namieszać. Tutaj przykładami są przede wszystkim byli skrzydłowi Podbeskidzia, Kostorz i Płacheta (obecnie odpowiednio Legia i Śląsk), jak również przytoczeni bracia Spychała.
Ów obowiązek zadziałał również w drugą stronę. Wielu z grających do tej pory nastolatków bądź 20-, 21-latków przybywało do niższej klasy rozgrywkowej na zasadzie wypożyczenia, aby w niej nabrać doświadczenia i oczywiście podszlifować swoje umiejętności. Teraz trenerzy klubów z najważniejszej ligi w kraju muszą unikać sankcji poprzez umieszczenie na placu gry co najmniej jednego młodzika, a za tym idzie potrzeba posiadania ich całej gamy w swoim składzie. To więc w oczywisty sposób wpływa na chęć klubów do warunkowego udostępniania ich słabszym zespołom.
Na takiej zasadzie przebywało w zeszłym roku wielu zawodników, w szczególności tych będących w rękach Lecha Poznań. W sezonie 2018/19 byli nimi przede wszystkim omówieni już Jakub Moder i Miłosz Mleczko, a do tego błyszczący dziś w barwach Lecha i reprezentacji u-20 Tymoteusz Puchacz. Warto obok niego nadmienić Adriana Łyszczarza (obecnie Śląsk Wrocław) oraz Kamila Pestkę (Cracovia), których kluby nie chciały w tym roku oddać na wypożyczenie, nawet kosztem zgromadzonych przez nich minut. Sięgając zaś nieco dalej na myśl przychodzi chociażby Karol Fila. On bowiem najpierw otrzymał szansę pod okiem Krzysztofa Brede w Chojniczance, by po powrocie do Lechii wystrzelić u Piotra Stokowca.
Stąd można uważać, że „reforma młodzieżowa”, która miała miejsce latem w ekstraklasie negatywnie odbiła się na jakości juniorów występujących o szczebel niżej. Trudno się jednak temu dziwić – nie da się przecież z dnia na dzień wyczarować takich zasobów młodszych futbolistów, aby takowych, prezentujących dodatkowo właściwe walory piłkarskie, najzwyczajniej starczyło do obdzielenia nimi dwie najlepsze ligi w Polsce. Na tę chwilę recepta na posuchę w tej kwestii wydaje się więc jedna. Kluby muszą zacząć pracować u podstaw: szkolić własnych adeptów (rozwiązanie bardzo długofalowe) lub odnajdywać ich na jeszcze niższym poziomie (rozwiązanie „tylko” długofalowe). Do tego jednak potrzebny jest ogrom czasu i cierpliwości.
A doskonale wiemy, jak deficytowymi towarami są oba z nich. Szczególnie na naszym podwórku.