Autor zdjęcia: Patryk Zajega Images
Kazimierz Moskal i ŁKS w pułapce. Komu ufać, gdy wszyscy zawodzą?
Jak na polskie realia, w pierwszej lidze ŁKS był olśniewający, zwłaszcza na wiosnę. Teraz już tak różowo nie jest, a sami piłkarze zdają sobie sprawę, iż płacą cenę za ryzykowny w ekstraklasowym środowisku sposób gry. – Ten styl nie wybacza błędów – mówił niedawno Dragoljub Srnić w Dzienniku Łódzkim. Z drugiej strony, gdyby zapytać kibiców, jako źródło fatalnych wyników wskażą raczej wykonawców taktyki, niż jej założenia.
Umówmy się – w Łodzi ludzie już przyzwyczaili się do określonej filozofii i większość uważa tę drogę za słuszną. Lepiej grać w piłkę piłką, niż bez niej, co w naszej lidze wcale takie oczywiste nie jest. Oczywiście pojawiają się głosy, że lepiej byłoby grać brzydko, byleby się utrzymać, ale to raczej wynik frustracji po kolejnych porażkach, niż chłodne przemyślenia.
Kurs STS na mecz Lech vs ŁKS: 1 - 1,52, X - 4,15, 2 - 6,50.
Mamy więc wciąż te same krótkie podania, stoperów spokojnie wprowadzających futbolówkę od tyłu, bocznych obrońców obiegających skrzydłowych aż pod sam koniec boiska, defensywnego pomocnika starającego się regulować tempo, próby klepania na jeden kontakt i ofensywnych pomocników – z Danim Ramirezem na czele – z niemal pełną wolnością względem sposobu budowania akcji.
Minęło już 17 kolejek, a Rycerze Wiosny trzymają się tych pryncypiów jak koala trzyma się drzewa i z tego co widać, puszczać nie zamierzają. Ta sama idea przyświecała łodzianom, kiedy całkiem udanie rozpoczynali sezon, kiedy zmagali się z serią 8 ligowych porażek z rzędu, kiedy po efektownym zwycięstwie nad Zagłębiem Sosnowiec złapali trochę wiatru w żagle i kiedy ostatnio znów mocno wyhamowali.
Ten lepszy moment zbiegł się jednak z paroma zmianami, które może nie były wysoce drastyczne, aczkolwiek na tyle znaczące, że warto o nich wspomnieć. Kazimierz Moskal bowiem, zaraz po awansie, wciąż najbardziej zawierzał tym, którzy go wywalczyli. Starterami byli na przykład Kalinkowski, Wolski, Bryła, w miarę regularnie pojawiał się także Łuczak. Zanim wybuchła afera, w bramce stał Kołba, a dużo okazji otrzymywał także Bogusz. Letnie transfery jeśli już dotykały murawy, to w końcówkach spotkań, zmieniając podmęczonych autorów promocji do Ekstraklasy.
Na przykład na Lechię wybiegła taka jedenastka: Kołba – Grzesik, Rozwandowicz, Sobociński, Klimczak – Kalinkowski, Piątek, Wolski – Ramirez, Bryła, Sekulski.
Dla kontrastu, gdybyśmy mieli stworzyć galową jedenastkę łodzian, wyglądałaby ona mniej więcej tak: Malarz – Grzesik, Rozwandowicz, Sobociński, Klimczak – Srnić, Guima, Trąbka – Ramirez, Pyrdoł, Kujawa/Sekulski
Łącznie widzimy 5 nowych nazwisk, choć możemy też dorzucić Klimczaka, ponieważ przez feralny okres 8 kolejnych porażek w Ekstraklasie na lewej obronie częściej widywaliśmy Bogusza. Zwróćcie uwagę szczególnie na środek pola, wymieniony praktycznie w całości. Jeśli zaliczymy do niego skrzydłowych, wymieniono 4 z 5 zawodników. Okej, zmiana na bramce też pewnie by nie zaszła, gdyby nie afera dopingowa z Michałem Kołbą w roli głównej, aczkolwiek trzeba przyznać, że aktualnie trudno sobie wyobrazić tę drużynę bez Malarza, którego udziału przy jakichkolwiek zdobyczach punktowych nie wolno lekceważyć. Pokusimy się nawet o stwierdzenie, iż mimo 39 wiosen na karku to wciąż ligowy top.
Rzecz w tym, że impuls, który swego czasu dały tej ekipie nowe twarze, bardzo szybko wygasł. Po 3 meczach bez porażki (Korona, Górnik, Raków) przyszła identyczna seria przegranych (Jagiellonia, Śląsk, Lechia), a Pyrdoł, Trąbka, Guima czy Srnić nie wymyślili nic specjalnego, by temu zaradzić. I o ile w przypadku starcia z białostoczanami możemy powoływać się w dużej mierze na pecha – matko, ileż sytuacji zmarnowali wówczas podopieczni Moskala! – o tyle w pozostałych dwóch starciach niemal po każdym członku drużyny widać było bezradność, a może nawet brak wiary w możliwość wywalczenia korzystnego rezultatu.
Ba, to samo widzieliśmy przecież także w Pucharze Polski, gdzie ŁKS poległ 0:2 z GKS-em Tychy. Fatalne było to spotkanie w wykonaniu drużyny gości, którzy bez Daniego Ramireza, ale za to właśnie ze Srniciem, Trąbką, Guimą i Pyrdołem w składzie nie potrafili zawiązać jednej składnej akcji zakończonej groźnym strzałem. Póki wymieniali się futbolówką grając dookoła pola karnego jeszcze jakoś to wyglądało, lecz gdy już przychodziło im do dośrodkowania, próby wypuszczenia napastnika czy prostopadłego podania, nie udawało się nic. Gdyby ktoś nie wiedział kto gra w Ekstraklasie, a kto w pierwszej lidze, mógłby się nieźle zdziwić. Inna sprawa, że już w drugim sezonie z rzędu Puchar Polski został przez Rycerzy Wiosny potraktowany po macoszemu. Rok temu trener Moskal odpuścił nieco starcie z Lechem i w środowym „meczu przyjaźni” było podobnie.
Obie drużyny strzelą gola? Tak - 1,70, Nie - 2,15.
Jest więc pewna ironia losu w fakcie, że zwycięstwo nad Cracovią przyszło w momencie, gdy ci, co w październiku zaczęli błyszczeć, znów zostali odstawieni. Pyrdoł, Trąbka oraz Srnić nawet nie powąchali trawy. Ostał się zaledwie Guima, który jednak rozegrał przeciętne spotkanie. Do łask wrócił też równie słaby Wolski, a jego kiks będzie śnił się kibicom łodzian jeszcze przez długi czas. Żadnych kłopotów nie rozwiązał także Pirulo, będący raczej chodzącą definicją określenia „jeździec bez głowy”.
Zmierzamy generalnie do tego, że Kazimierz Moskal w pewnym sensie znalazł się w pułapce. Pozytywne rezultaty przestali zapewniać i niegdysiejsi bohaterowie, i nowe nabytki, a kolejnych pokładów wciąż niesprawdzonych zawodników już nie ma. Dampca chyba można sobie na razie darować, skoro chłopak ponoć mocno odstaje nawet na treningach. W odwodzie pozostaje jeszcze przywrócenie Łuczaka, którego ostatni raz na boisku widzieliśmy w 8. kolejce z Pogonią. Kalinkowski i Bryła też zdają się być zwyczajnie za słabi na Ekstraklasę, ponieważ marnują każdą daną im okazję na wykazanie się. Radionow? Szanujemy dokonania, podziwiamy wolę walki i zarażanie kolegów pozytywną energią, lecz jego surowość techniczna względem Esy aż razi. W ogóle on do stylu gry preferowanego przez Moskala pasuje niczym wół do karety.
Nie żebyśmy siali defetyzm, ale na dobrą sprawę nie ma za bardzo na czym opierać optymizmu w kontekście najbliższych meczów ŁKS-u. Do świąt na rozkładzie jazdy został Lech, Piast i Wisła Kraków, lecz argumentów na korzyść łodzian należy upatrywać raczej w kwestiach takich jak dołek gliwiczan czy wielki kryzys Białej Gwiazdy. Zupełnie, jakby Rycerze Wiosny nie byli zależni od siebie. Sami musicie jednak przyznać, iż poleganie na błyskach pojedynczych zawodników to marne pocieszenie.
Sekulski strzeli? Tak - 3,75.
Coś czujemy, że zimą bez poważniejszych wzmocnień – podkreślmy: wzmocnień, a nie uzupełnień składu – się nie obędzie. Inaczej historię heroicznego utrzymania się ŁKS-u w Ekstraklasie będziemy mogli szukać co najwyżej w kibicowskim opowiadaniach typu „fan fiction”. Trochę roboty dyrektor Przytuła będzie miał...