Autor zdjęcia: Zbigniew Harazim
18-zespołowa liga, czyli normalność szukana nie tam, gdzie trzeba
Nie radzimy sobie na arenie europejskiej – to już ustaliliśmy. Poziom naszej ligi z roku na rok nie wzrasta – to też wiadomo. Gdzieś leżą przyczyny tej degrengolady, coś z nią trzeba zrobić, ale czy rozszerzenie ligi do 18 zespołów jest właśnie tym magicznym sposobem na problemy polskiej piłki? Żadna reforma rozgrywek nim nie jest, może być za to drogowskazem, ale mamy wrażenie, że akurat ta, szykowana od ponad pół roku, zmiana może obecny stan jeszcze pogłębić i tylko utwierdzić nas w przekonaniu, że faktycznie jest czym się martwić.
- Nawet z raportów przygotowywanych przez przedstawicieli ekstraklasy wynika, że 18 klubów to optymalna liczba dla Polski – powiedział w środę na łamach „Przeglądu Sportowego” prezes PZPN Zbigniew Boniek.
W takim razie pójdziemy śladem Zbigniewa Bońka i spytamy tak samo, jak on w Stanie Futbolu spytał Mateusza Rokuszewskiego. Na jakiej zasadzie zostały przeprowadzone te raporty? Czy graliśmy w ostatnim czasie ligę 18-zespołową, żeby móc mówić takie rzeczy z pełnym przekonaniem? No nie. Natomiast z ligą 16-zespołową mamy do czynienia już przez dość długi czas i co nieco o niej możemy powiedzieć. Tylko w tym sezonie znaczna część klubów pokazuje, że organizacyjnie albo infrastrukturalnie poziom Ekstraklasy je przerasta. Mamy:
• Lechię z permanentnymi zadłużeniami wobec piłkarzy,
• Wisłę Kraków, która balansuje na krawędzi życia i śmierci, a jej kasa świeci pustkami.
• Arkę Gdynia, której miasto cofnęło finansowanie z powodu chaosu, jaki wprowadzają do klubu właściciele,
• ŁKS z jedną trybuną zamiast stadionu – wizerunkowy dramat,
• Koronę, którą rok do roku miasto ratuje pieniędzmi bez których nie byłaby w stanie przetrwać,
• I w końcu Raków, grający na nieswoim stadionie w nieswoim mieście,
I teraz wyobraźmy sobie, że do tego towarzystwa, które, w przypadku niektórych klubów, do swoich problemów dokłada jeszcze żenujący poziom sportowy, dołączają dwie kolejne drużyny z I ligi. A będąc dokładnym – trzy w zamian za jednego spadkowicza z Ekstraklasy (taki jest docelowy plan). Poza „powrotem do normalności”, o którym mówi prezes – co ta reforma ma na celu?
18 zespołów w ESA? Obecnie mamy 16 i:
— Lord Koks (@LordKoks) January 21, 2020
- Wisła borykająca się ze swoimi problemami
- Lechia nie płacąca piłkarzom
- Raków bez stadionu
- Drużyny beniaminków co po roku wracają do 1 ligi
18 drużyn brzmi jak bardzo dobry plan. Bardzo dobry.
Zresztą, my byśmy jednak polecili zadbać o powrót do normalności nie w kwestii systemu rozgrywek, który ma tyle powiązania z poziomem ile Aleksandar Kolew ze skutecznością. Dla nas normalnością jest przynajmniej jedna polska drużyna w fazie grupowej europejskich pucharów, ograniczenie liczby klubów z problemami organizacyjno-licencyjnymi na najwyższym poziomie do tolerowanego minimum oraz rywalizacja sportowa, która nie będzie polegać na licytowaniu się, kto tym razem straci więcej bramek czy zrobi więcej baboli, a raczej na odwrót. Wymiana przykładowego ŁKS-u na Wartę Poznań (swoją drogą, niedawno też na skraju bankructwa), Stal Mielec i takiego Radomiaka jeszcze bardziej wybrzuszy różnicę między czołówką i tymi drżącymi o ligowy byt ekipami.
Co 18-zespołowa liga przyniesie dobrego? Szczerze mówiąc, nie przychodzą nam do głowy sensowne argumenty. Takim mogłoby być wymuszenie na danych zespołach unowocześnienia i dopasowania infrastruktury do wymogów licencyjnych, dzięki czemu potwierdzilibyśmy swoją dominację europejską jeśli chodzi o architekturę sportową!
Ale spokojnie.
Spoglądamy zatem na przypadek Rakowa Częstochowa oraz Sandecji Nowy Sącz i już wiemy, że to w dużej mierze tylko fikcja. Mówienie życzeniowe, zakłamywanie rzeczywistości. Po sezonie, w którym Sandecja spadła z Ekstraklasy grając na stadionie Bruk-Bet Termaliki w Niecieczy, prezes PZPN powiedział tak (via. Piłka Nożna):
- Jeżeli drużyna awansuje i nie ma stadionu, podgrzewanej płyty, nie gwarantuje normalnego prowadzenia sezonu to nie zostanie dopuszczona do gry w ekstraklasie.
Tymczasem rok później do ligi dostał się Raków Częstochowa, o którym wiadomo było już dawno, że nie zdąży wybudować stadionu na czas. Mimo wszystko dostał licencję na grę w Bełchatowie, radzi sobie nieźle, ale stadionu dalej ni widu ni słychu. Nie ma szans, by w przyszłym sezonie sytuacja uległa zmianie. Co w takim razie mówi Zbigniew Boniek w Stanie Futbolu? W zasadzie moglibyśmy przekleić powyższy cytat z lekkimi korektami. Powiedziane w inny sposób, ale sens ten sam:
- Jeżeli drużyna awansuje i Raków nie ma stadionu, podgrzewanej płyty, nie gwarantuje normalnego prowadzenia sezonu to nie zostanie dopuszczony do gry w ekstraklasie.
Czy tym razem z obietnicy się wywiąże? Okaże się przy okazji procesu licencyjnego. Czy takie sytuacje będą się powtarzać? 18-zespołowa liga z pewnością temu sprzyja, tak samo jak dalsza coroczna wymiana trzech spadkowiczów na trzech pierwszoligowców. Temat podniesienia poziomu sportowego przez to bynajmniej nie ruszy z miejsca, a już na pewno nie do przodu. Wyświechtane powiedzenie: „od mieszania herbata nie robi się słodsza” pasuje tutaj wręcz idealnie.
Dlaczego więc by tej Ekstraklasy w zamian nie zmniejszyć? Nie pójść w drugą, skrajną, ale wydawałoby się, że dużo bardziej logiczną stronę? Koronnym argumentem przeciw są pieniądze przyznawane klubom z praw telewizyjnych. Ich wysokość jest zależna od tego, na jaką sumę taki przetarg będzie opiewać, natomiast kwota przetargu ma to do siebie, że im więcej meczów jest do pokazania, tym jest ona wyższa. W ogóle się nie dziwimy takiemu podejściu, bo przy 14-zespołowej lidze liczba spotkań zmniejszyłaby się o prawie połowę, a przecież kasa od telewizji to bardzo duży zastrzyk gotówki dla wielu klubów. Nie mogą one sobie pozwolić na nagłe przecięcie kroplówki nożyczkami. To by je sparaliżowało sportowo i spychało powoli do grobu.
Alternatywą mógłby być system, którym posługują się m.in. w Szkocji, Stanach Zjednoczonych, czy Australii, tyle że w uproszczonej wersji. 12 zespołów, każdy gra z każdym po trzy razy i w taki oto sposób robią się 33 kolejki. Kwestie formalne dotyczące tego, kto gra z kim u siebie ten trzeci mecz byłyby do dopracowania, tak samo jak forma zakończenia rozgrywek. Czy stawiamy na klasykę i nie robimy żadnych eksperymentów, czy wprowadzamy fazę play-off o miejsca pucharowe. To są sprawy trzeciorzędne, a sama idea wydaje się być logiczna, jeśli PZPN chce rzeczywiście dołożyć cegiełkę do podnoszenia w tej lidze poziomu sportowego.
Nie musimy robić ligi dwuzespołowej, żeby grały w niej same profesjonalne kluby. Wystarczy trochę zmodyfikować pojęcie profesjonalizmu, dopasować je do standardów Ekstraklasy i wówczas te 12 klubów byłoby absolutnie wystarczające. Problemów nie unikniemy nigdy, ale jeśli możemy im przeciwdziałać, to dlaczego tego nie robić? Lepiej zapobiegać niż leczyć – widzimy zresztą, jak to leczenie polskiej piłki obecnie wygląda. Szukamy systemu dającego nam normalność, tylko niech nikt się nie zdziwi, jak za te kilka lat okaże się, że pojęcie „normalność” leży na zupełnie innym, odległym, nam kompletnie nieznanym biegunie.