Autor zdjęcia: Własne
Dariusz Mioduski znów przemówił radząc jak uzdrowić polską piłkę. Kosztem tych najmniejszych
Ten tekst zapewne by nie powstał, gdyby nie kolejna reforma rozgrywek i wszystko co się jej tyczy. Trudno nie odnieść wrażenia, że jest to zmiana dla samej zmiany, bo czy od tego znikną wszystkie problemy naszej piłki? Kłopoty infrastrukturalne? Niska pozycja naszej ligi w rankingu UEFA? Katastrofalne występy w pucharach? Masowy wyjazd najbardziej utalentowanej młodzieży? Tylko ktoś mocno oderwany od rzeczywistości musi w to mocno wierzyć. Ja nie jestem w tym gronie.
Poważnie zastanawiam się za to do którego towarzystwa należy Dariusz Mioduski, a jego poniedziałkowy tekst w „Przeglądzie Sportowym” dorzucił mi kolejnych wątpliwości.
I najważniejsze z nich jest takie: o czyje interesy chce zadbać prezes Legii Warszawa? Swoje czy całej polskiej rodziny futbolowej? Zaczynając od Ekstraklasy, kończąc na najniższych ligach. Bo Mioduski w swoim orędziu zwraca uwagę na bardzo ciekawe aspekty:
„Wyłonienie się kilku liderów regularnie grających w Europie i ustabilizowanie tzw. klasy średniej posiadającej marzenia i możliwości wejścia na szczyt, ale skupionej na szkoleniu i promocji młodych Polaków oraz skoncentrowanej na byciu ważną częścią lokalnych społeczności”.
„Mniej pieniędzy za samo bycie w Ekstraklasie, a dużo więcej na premie za granie Polakami i młodymi piłkarzami”.
„Ograniczenie wyjazdu nieprzygotowanych młodych, utalentowanych piłkarzy z Polski”.
Problem w tym, że prezes Legii zabiera się do tego z naprawdę dziwnej strony, ponieważ jego naprawdę sensowne pomysły wykluczają się z kolejnymi propozycjami. Bo oczywiście, pierwszy zaprezentowany postulat jest jak najbardziej sensowny, ale proszę zobaczyć tego dziwoląga:
„Podział pieniędzy mocniej promujący górną trójkę–czwórkę klubów”.
Czyli tak: ci liderzy oczywiście mają się wyłonić kosztem innych zespołów, naturalnie mniejszych zespołów. Oczywistym faktem jest to, że te najlepsze polskie kluby nie doskoczą do tych czołowych w Europie, bo gra w najmniej prestiżowych rozgrywkach (o czym Mioduski również wspomina, wszak przecież sam mocno przyczynił się do jej powstania) tej przewagi im nie da. A skoro europejskie puchary przewagi nie dadzą, to najlepiej na własnym podwórku wyrobić ją sobie kosztem tych mniejszych (i najmniejszych).
A jak to się ma do „uruchomienia wewnętrznego rynku transferowego” w Polsce, o którym też wspomina prezes? Naprawdę trzeba być nie lada optymistą, żeby wierzyć w to, iż dajmy na to prezes Zagłębia Lubin mając za swojego zawodnika ofertę 3 mln euro z Zachodu i 1 mln euro z Legii wybierze tę drugą. Po tym jak ta sama Legia wydoiła go przy dogrywaniu regulaminu podziału pieniędzy za prawa telewizyjne? Albo, żeby było bardziej obrazowo – wyobrażacie sobie, iż Lega przebija 4 mln euro od Celticu za Klimalę?
Ciekawie robi się również przy pomyśle o „stworzeniu koncepcji połączenia praw telewizyjnych pierwszej ligi i ekstraklasy i ICH KORZYSTNIEJSZYM PODZIALE dla pierwszoligowców”. W jaki sposób niby miałoby się to odbyć? Czy wspólna sprzedaż praw podziałałaby jak magnez na kibiców i nagle przerzuciliby się oni również na I ligę? Serio jest to produkt o tak wysokiej jakości? Ciekawe ile meczów tych rozgrywek co weekend ogląda pan prezes. A przede wszystkim jak niby chciałby pomieścić to wszystko w ramówce, która – podobnie jak doba każdego kibica – z gumy nie jest.
Jestem dziennikarzem, ale również kibicem futbolu, lecz w dzisiejszych czasach naprawdę trudno mi jest w weekend znaleźć czas na wszystkie mecze Ekstraklasy, I ligi, Premier League, mecze Realu i najciekawsze spotkania z pozostałych lig. Oczywiście można się porównywać do Championship czy 2. Bundesligi, ale odpalcie sobie mecze tych zespołów i zobaczcie na frekwencję na stadionach. I od razu porównajcie do tej z Wrocławia i Gdańska. Tam naprawdę żyje się piłką, rozmawia się o piłce, czyta się o piłce, a u nas?
Skoro jesteśmy już przy temacie klubów z niższych lig i korzyści dla I ligi, ale również tych pozostałych, to jak ta wirtualna pomoc proponowana przez prezesa Legii ma się do słów: „Rozważenie zmniejszenia liczby spadkowiczów nawet do jednego (ewentualnie z przedostatnią drużyną grającą baraż z wicemistrzem 1. ligi), żeby w ten sposób obniżyć presję spadku”?
Dokładnie tak samo, jak porównywanie finansów Realu Madryt do stanu sejfu Legii. Uwaga, prezes Mioduski radzi: kluby z I ligi trzeba włączyć do procesu sprzedaży praw telewizyjnych Ekstraklasy, później pieniążki „korzystnie” podzielić i przy okazji ograniczyć do minimum możliwość gry w najwyższej klasie rozgrywkowej. Widzicie tutaj propozycję pomocy czy jawnego wydojenia? Ja tylko to drugie.
W monologu prezesa Mioduskiego zabrakło mi jednego: wątku naprawdę wielkich pieniędzy, czyli wejścia do polskich klubów milionerów. Dlaczego nie pojawił się tam plan, co zrobić, aby w końcu do Polski przyszedł poważny kapitał i przeniósł nas w inny świat? Może dlatego, że właściciel Legii od lat takiego inwestora szuka i znaleźć nie może.
Orędzie Mioduskiego do polskiego narodu piłkarskiego powoduje u mnie dreszcz, wywołany delikatnym przerażeniem. Bo przecież odezwał się gość z największego i najbogatszego klubu w Polsce. Czy wszyscy w tym środowisku myślą tak jak on i dążą do zabezpieczenia własnych interesów kosztem innych klubów? Bo jeśli tak rzeczywiście jest, to nie należy mieć wątpliwości, że polski futbol zmierza w kierunku katastrofy.