
Autor zdjęcia: Zbigniew Harazim
Romantyzm vs brutalna rzeczywistość. „Stary” ŁKS został prawie całkiem rozmontowany
Jeśli ktoś z was, drodzy czytelnicy, zastanawiał się, gdzie w futbolu leży granica między romantyzmem, a brutalną rzeczywistością, to mamy dla was odpowiedź! Otóż chodzi o to miejsce, w którym dokonuje się przeskok z I ligi do Ekstraklasy, o czym brutalnie przekonali się piłkarze ŁKS-u.
W dużej mierze głównie ci, których już w zespole nie ma, albo marginalne role. Jest to efekt przebudowy kadrowej, jaką drużyna Kazimierza Moskala przeszła zimą. Z konieczności, o czym mówił nam prezes Salski. – Latem powinniśmy zrobić więcej transferów i w dużej mierze już wtedy wzmocnić te pozycje, co zimą – opowiadał w wywiadzie.
Nie będzie jednak przesady w napisaniu, iż łodzianie popełnili tę samą gafę co Zagłębie Sosnowiec rok temu i tak jak koledzy po fachu z południa zapłacili za to podobne frycowe. Trudno było jednak nie zachłysnąć się tą historią błyskawicznego przeskoku z III ligi do Ekstraklasy. Same władze kluby nie spodziewały się, że pójdzie to tak szybko, wyprzedzając nieco własne ambicje możliwości oraz stan kadry.
Kadry złożonej z chłopaków na dorobku, łodzian, zawodników tułających się po niższych ligach, przegapione perełki. No i jeszcze wychowankowie! ŁKS wręcz szczycił się tym, iż mimo kolejnych awansów kręgosłup drużyny pozostaje niemal w identycznym składzie, a rewolucja to słowo niewystępujące w słowniku Krzysztofa Przytuły, dyrektora sportowego. Biało-czerwono-biali do sezonu Ekstraklasy przystępowali mając w składzie aż 10 zawodników, którzy stanowili o sile zespołu jeszcze w II, czy nawet III lidze.
III liga – Kołba, Rozwandowicz, Juraszek, Rozmus, Radionow, Bryła
II liga – Wolski, Łuczak, Pyrdoł, Kujawa
+ Sobociński wychowanek
Z jednej strony robiło to wrażenie, ponieważ takie historie w piłce w pojedynczych przypadkach imponują, a co dopiero zbiorczo. Z drugiej głos rozsądku – rzadko bo rzadko, ale jednak – nieśmiało podpytywał, czy na najwyższym poziomie ta ekipa również da sobie radę. Nadzieje zostały rozwiane dość brutalnie. Ostatnie miejsce w lidze po 21. kolejkach. Siedem oczek straty do bezpiecznej lokaty. Najwięcej bramek (40) straconych w całej Ekstraklasie. Najwięcej po stałych fragmentach (16). Seria 8 porażek z rzędu. Bramkarz na dopingu. Obrońcy popełniający absurdalne błędy. Ofensywna impotencja…
Do wszystkich tych rzeczy wiele cegiełek dodali właśnie wyżej wymienieni. Niestety sentymenty trzeba było odstawić na bok. Z 11 wyżej wymienionych graczy w drużynie zostało 6, przy czym 3 wciąż jest na wylocie. Uchronią się Sobociński, Rozwandowicz oraz Wolski, choć dwaj pierwsi jako ławkowicze w dobie pozyskanie Morosa oraz Dąbrowskiego.
ŁKS, który dziarsko przedzierał się przez niższe szczeble polskiego futbolu praktycznie przestał istnieć. Ale taka była konieczność.
XI z meczu przeciwko Chojniczance, po której łodzianie wywalczyli awans:
Kołba – Grzesik, Juraszek, Sobociński, Rozmus – Łuczak, Bielak, Piątek – Ramirez, Sekulski, Pyrdoł.
XI z meczu z Cracovią, pierwszego wygranego w Ekstraklasie:
Kołba – Grzesik, Rozwandowicz, Sobociński, Klimczak – Piątek, Kalinkowski, Wolski – Bryła, Ramirez, Sekulski
XI z meczu z Legią na początku rundy wiosennej:
Malarz – Grzesik, Moros, Dąbrowski, Vidmajer – Piątek, Sajdak, Guima – Wolski, Trąbka, Corral
Zaledwie dwa powtarzające się nazwiska. Dorzucić można jeszcze Wolskiego, który w starciu z Chojniczanką wszedł z ławki.
Michał Kołba sam sobie strzelił w kolano wspomnianym dopingiem. Rozwandowicz z Sobocińskim wylądowali na ławce i zupełnie nie można się temu dziwić. Zwłaszcza Janek to chodzący magnes na pecha – z Legią wszedł na 13 minut, zwalił dwa gole i przez to z 1:1 zrobiło się 1:3. Kibice z ulgą przyjmują wieść o zawieszeniu na spotkanie z Wisłą Płock. Kujawy, Rozmusa oraz Łuczaka chętnie by się pozbyto. Pyrdoł odszedł za frytki do Legii po różnych dziwnych historiach z dziejących się jesienią. Juraszek, Radionow oraz Bryła zeszli o poziom niżej.
Ponadto przy okazji po awansie odesłanego Lukasa Bielaka do Stali Mielec, Jakuba Kostyrkę do Racingu Harelbeke, a zimą Barłomieja Kalinkowskiego do GKS-u Katowice oraz Macieja Dampca… W trzy diabły. No dobrze, tak na serio on również wylądował przy Bukowej, choć okazał się bodaj największym niewypałem w „nowożytnej” historii ŁKS-u. Nie dostał ani jednej szansy w Ekstraklasie, co Kazimierz Moskal tłumaczył niedostateczną jakością prezentowaną na treningach. Po naszemu – chłop nie dojechał, więc odprawiono go bez żalu. No i najważniejsze – odszedł także Dani Ramirez mający status ligowej gwiazdy.
Brutalnie obeszła się Ekstraklasa z łódzkim zespołem, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. W związku z tym musiała spełnić się „obietnica” Tomasza Salskiego. – Prędzej zwolnię piłkarzy niż trenera – miał zapowiedzieć swego czasu i jak mówił, tak uczynił.
Do rundy wiosennej ŁKS przystąpił zupełnie inny. Być może lepszy niż ten romantyczny, przynajmniej na papierze. Ale też bardziej internacjonalny, zgrywany od nowa, z mniejszym kredytem zaufania. W pewnym sensie szykowany też pod pierwszą ligę – kontraktowo oraz personalnie, wszak według prezesa „drugiego awansu tymi samymi ludźmi łodzianie by nie wywalczyli”.
Czy los znów bezlitośnie krzyknie do uszu Rycerzy Wiosny „sprawdzam!”?