Autor zdjęcia: Własne
Inwestujcie w Polaków, bo to na nich zarabiacie
Mimo że to na młodych polskich zawodnikach nasze kluby zarabiają najwięcej, procent obcokrajowców w Ekstraklasie w porównaniu z latem jeszcze się zwiększył. Koncepcja grania samymi Polakami raczej z góry skazana jest na niepowodzenie, bo to myślenie zbyt romantyczne, żeby mogło być realne. Ale tendencja ściągania na pęczki zagranicznych zawodników, w dodatku wiekowych, jest niepokojąca i... nielogiczna.
Tydzień temu pisałem, że pomimo wielkiego exodusu gwiazd Ekstraklasy nie ma co załamywać rąk, ponieważ lada chwila pojawią się kolejne. Cieszy mnie jednak bardziej, że na pierwszy plan wyszli na razie młodzieżowcy.
W opinii wielu osób najlepszym piłkarzem pierwszej wiosennej kolejki był Kamil Jóźwiak. Oprócz niego w oficjalnej jedenastce tej serii gier pojawili się jeszcze Mateusz Spychała i Kamil Wojtkowski, a z pewnością na wyróżnienie zasługują także Maciej Rosołek, Aleksander Buksa czy Filip Marchwiński.
To pokazuje, że o talenty martwić się nie musimy, tylko je pielęgnować i nie bać się na nie stawiać. One będą wypływać co pół roku i byłoby tak niezależnie od przepisu o obowiązkowym młodzieżowcu. Nikt nie działałby przecież na szkodę spółki i mając bardzo utalentowanego gracza, nie wpuszczałby go na boisko. Niewiele spraw daje przecież trenerowi większą satysfakcję niż wprowadzenie perspektywicznego zawodnika do ligi.
Powszechnie wiadomo, że to na młodych Polakach polskie kluby zarabiają najwięcej. Wystarczy powiedzieć, że z czterech czołowych transferów tej zimy zgarnęły blisko 20 milionów euro. Za tyle w sumie zostali sprzedani Adam Buksa, Patryk Klimala, Jarosław Niezgoda i Radosław Majecki. A przecież pół roku wcześniej za 5,5 milionów euro do Dinama Moskwa poszedł jeszcze Sebastian Szymański. W pierwszej dwudziestce najdroższych transferów z Ekstraklasy jest zresztą tylko trzech obcokrajowców, pierwszy z nich na 10. pozycji – Ondrej Duda, sprzedany za 4,2 miliona euro do Herthy Berlin. Poza tym? Marcelo i Artjoms Rudnevs, za których Wisła Kraków i Lech Poznań zgarnęły w sumie niewiele więcej niż teraz Legia za samego Majeckiego.
Może to banał, ale przecież to jest droga, którą powinny podążać polskie zespoły. Szkolić, odważnie stawiać, promować. Jedną pensję przeciętnego obcokrajowca w Ekstraklasie lepiej przeznaczyć na kilku wykwalifikowanych trenerów w akademii, którzy sprawią, że możliwy będzie zwrot z takiej inwestycji. Profity, jakie mogą przynieść w przyszłości, są zupełnie niewspółmierne do jakości zawodnika, o którym pewnie za chwilę zapomnimy.
Tymczasem w zimowym oknie transferowym do naszej ligi zawitało już 33 nowych obcokrajowców, często po 25. roku życia, zatem z niskim prawdopodobieństwem przyszłego zysku. Bardziej martwi jednak fakt, że pięć klubów nie pozyskało ani jednego Polaka. A ogółem nowych polskich nazwisk w Ekstraklasie jest raptem... pięć (w tym Paweł Cibicki), nie licząc przesunięć z zespołu juniorów do pierwszej drużyny.
To niepokojące zjawisko, zwłaszcza że pod względem liczby obcokrajowców w najwyższej klasie rozgrywkowej w danym kraju wypadamy dość blado w porównaniu z ligami, z którymi staramy się konkurować w rankingu UEFA:
1. Słowacja 43,5%
2. Słowenia 38,3%
3. Polska 37,9%
4. Kazachstan 37,1%
5. Węgry 36,54%
6. Azerbejdżan 36,49%
7. Bułgaria 35,4%
8. Rumunia 34,2%
9. Białoruś 27,4%
10. Norwegia 27,2%
W dodatku to jest niestety tendencja wzrostowa. Jeszcze pół roku temu było to 33,7% obcokrajowców. Tak liczny zimowy napływ spowodował, że większość z nich okaże się szrotem i szybko zostanie bez żalu – a może nawet z uczuciem ulgi - pożegnanych. O niektórych nawet nie będziemy pamiętali dłużej niż kilka tygodni. Jedyny ślad, jaki po nich zostanie, to najpewniej ten w excelu.
Oczywiście nie twierdzę, że należy grać hurr-durr samymi Polakami. To się nie sprawdza nigdzie. Takie deklaracje zresztą bardzo szybko rozmywają się z rzeczywistością, a najnowszy przykład to ŁKS Łódź. Ale te proporcje są znacznie zachwiane. Tylko w sześciu drużynach – zgodnie z danymi EkstraStats.pl - rodzimi zawodnicy stanowią większość.
Obcokrajowcy powinni być wartością dodaną, stanowić faktyczne wzmocnienie. A często po prostu obniżają poziom. Gdy robimy co pół roku rankingi transferów, zdecydowana większość zawodników to goście z zagranicy. Są sprowadzani, bo są tańsi, niekoniecznie zaś lepsi i bardziej perspektywiczni. Obecnie w Ekstraklasie mamy 182 obcokrajowców, circa 80% z nich opuści naszą ligę za darmo albo za półdarmo (w najlepszym przypadku).
Tymczasem bardzo dobre pieniądze z transferów Polaków w Ekstraklasie są w stanie zarabiać nawet kluby, które nie grają choćby w eliminacjach europejskich pucharów. Najlepszym przykładem jest tutaj Pogoń Szczecin, z ponad ośmioma milionami euro zarobku za zaledwie dwóch graczy – Sebastiana Walukiewicza i Adama Buksę. Ale to rozsądnie zarządzany klub, z odpowiednim planem i perspektywą rozwoju. Ma dobrze rozwiniętą sieć wyszukiwania juniorów, jedną z najlepszych akademii w Polsce. Poukładane wszystko tak, by na stałe dołączyć do ligowej czołówki i czerpać zyski z zawodników.
Pogoń jest wzorem dla każdego polskiego klubu. Udowodniła, że budując krok po kroku, cierpliwie, da się stworzyć projekt, który powinien cieszyć oko na długi czas. I oby takich Pogoni w naszej piłce było więcej.