Autor zdjęcia: Patryk Zajega
Z czołowego defensora w parodystę i z powrotem?
Choć okres świąteczny już dawno minął, chyba nie obrazimy niczyich uczuć religijnych, pisząc o grze Rafała Janickiego z Zagłębiem Lubin następująco: cuda, cuda ogłaszają.
27-letni obrońca był jednym z ojców niedzielnego zwycięstwa Wisły Kraków, dzięki któremu ta po raz pierwszy od 13. kolejki opuściła strefę spadkową. Janicki wczoraj był momentami nie do przejścia dla lubińskich graczy. Wygrywał wszystkie pojedynki główkowe, ani razu nie dał też się okiwać. No i w końcu to on, przy stanie 1:0, uratował swój zespół przed utartą bramki, kiedy to z linii bramkowej wybił futbolówkę po groźnym strzale Lubomira Guldana.
Nie każdy bohater nosi pelerynę, niektórzy noszą czerwony trykot Wisły i właśnie w taki sposób zyskują uznanie kibiców i ekspertów. W przypadku stopera wyręczenie Michała Buchalika wystarczyło, by zapracować sobie na notę „8” (najwyższą w zespole Artura Skowronka) i miejsce w jedenastce kolejki.
To pierwszy, naprawdę znakomity mecz Janickiego w barwach Wisły. Wcześniej, jako tako, prezentował się jeszcze w bojach z Górnikiem Zabrze (1:0), ŁKS Łódź (4:0) i Cracovią (0:1). Za wszystkie te spotkania dostawał od nas „6”, a więc już oceny powyżej przeciętnej. W pozostałych meczach świętem było, gdy otrzymywał notę wyjściową. Zwykle jego oceny oscylowały wokół 3-4, czyli w zasadzie mówimy o występach poniżej przyzwoitego poziomu.
Mimo wszystko Janicki miał wnieść do składu Wisły niezbędne ogranie i doświadczenie (238 gier w Ekstraklasie), tymczasem momentami zachowywał się jako nieopierzony junior. O dziwo i tak nie był najgorzej ocenianym obrońcą krakowian w przekroju całej rundy jesiennej (4,35), bo jeszcze niższą średnią not wykręcili Lukas Klemenz (4,30) i Dawid Niepsuj (3,92).
Zimą więc sternicy Białej Gwiazdy zdecydowali się na zakup kolejnego stopera, tym razem padło na znanego z gry w Piaście Gliwice, w latach 2013-2018, Heberta. Brazylijczyk jednak, póki co, w Krakowie zaliczył tylko 45 minut w rywalizacji z Jagiellonią (3:0) i ze względu na ból w łydce został zmieniony w przerwie spotkania. Uraz na szczęście nie okazał się poważny, ale Janicki w rywalizacji z Jagą spisał się na tyle dobrze, że w pierwszym składzie wyszedł także na starcie z Zagłębiem. I śmiało można przypuszczać, że znajdzie się w nim także na Koronę.
***
Z Janickim od lat mamy wielki problem. Owszem, rękoma i nogami podpisujemy się pod zdaniem, że mało było w ostatnich latach w lidze polskiej takich parodystów i partaczy jak on. W Lechu stał się jednym z symboli nieporadności Kolejorza, co najlepiej podsumował jego ostatni występ z Piastem, gdy nie zrozumiał się z Matusem Putnockim i w ten sposób pozwolił Parzyszkowi zdobyć bramkę. I to na wagę mistrzostwa Polski, którego przez dwa lata występów przy ul. Bułgarskiej, Janickiemu nie udało się zdobyć. W poprzednim sezonie był przez nas najniżej ocenianym zawodnikiem Lecha (średnia not 2,12 w skali 1-6) spośród tych, którzy rozegrali minimum 10 meczów.
Mamy oczywiście wszystkie jego wyczyny w stolicy Wielkopolski świeżo w pamięci, ale nie zapominajmy również, że do Poznania, Janicki nie trafił za ładne oczy i hollywoodzki uśmiech. Wcześniej bowiem, przez siedem lat w Lechii Gdańsk, wyrobił sobie opinię solidnego ligowca. Ergo: Jechał na niej przez kolejne kilka sezonów, co swoją drogą jest wielkim utrapieniem polskiej piłki. W biało-zielonych barwach swój pierwszy występ zaliczył mając już 18 lat, 4 miesiące i 2 dni (mecz z Widzewem Łódź), co w klasyfikacji najmłodszych debiutantów gdańskiego klubu daje mu aktualnie 14. miejsce. Nie ustrzegł się co prawda błędów, ale też w paru sytuacjach pokazał się z dobrej strony, więc w sezonie 2010/2011 Tomasz Kafarski jeszcze dwukrotnie skorzystał z jego usług. Od kampanii 2011/2012 miał już pewne miejsce w bloku defensywnym drużyny, wtedy jeszcze z PGE Areny. Oto jak przedstawiały się jego występy w rozbiciu na kolejne sezony:
2011/2012 – 25 meczów
2012/2013 – 24 mecze
2013/2014 – 27 meczów
2014/2015 – 34 mecze
2015/2016 – 35 meczów
2016/2017 – 28 meczów
W ciągu tych siedmiu lat w Lechii co chwilę zmieniali się trenerzy (aż 12!), ona zaś ze średniaka przeistoczyła się w zespół chcący na krajowej arenie rozdawać karty. Nie szczędzono więc grosza na wzmocnienia. I znów – kumple w defensywie się zmieniali, on trwał. W pewnej chwili uwagę zwrócił na niego również Adam Nawałka, dwukrotnie zapraszając na zgrupowanie kadry. Debiutu w koszulce z orłem na piersi popularny Rafał jednak się nie doczekał. podobnie jak i sukcesów gdańszczan.
Nie można na wypożyczenie do Lecha Poznań patrząc jedynie przez pryzmat, chęć zmiany klimatu na bardziej sprzyjający piłkarskim osiągnięciom. Od momentu przejęcia gdańszczan przez Piotr Nowaka, rola Janickiego w Lechii malała, zatem jego odejście było na rękę obu stronom. Pierwotnie mówiło się o transferze zagranicznym (chciała go Bologna), w grze była również Cracovia, lecz ostatecznie zawodnik, ze względu na wysoką kwotę odstępnego i kontrakt z gdańszczanami do czerwca 2021, wylądował na dwuletnim wypożyczeniu w Lechu.
Kolejorz właśnie tracił na rzecz Southampto Jana Bednarka, odchodził również Maciej Wilusz, zatem w środku defensywy zrobiła się olbrzymia dziura, którą przykryć miał właśnie Janicki. Poza tym Lech, po dwóch latach przerwy chciał odzyskać mistrzowski tytuł, więc w tym celu latem ściągnął aż dziewięciu nowych zawodników. Pomijając Christiana Gytkjaera i przez moment Macieja Makuszewskiego, większość posiłków zawiodła na całej linii i poznaniacy na koniec sezonu zmuszeni byli oglądać plecy Legii i Jagiellonii. Do mistrzów stracili aż 10 punktów.
W debiutanckim sezonie Janicki spisywał się jeszcze w miarę przyzwoicie, rozgrywając 24 spotkania. Tworzył dobrze rozumiejący się duet z Emirem Dilaverem, choć zdecydowanie lepiej spisywał się jesienią, aniżeli wiosną. Sezon 2018/2019 to już jednak prawdziwa tragedia. Owszem, na palcach jednej ręki można policzyć piłkarzy, którzy wówczas nie rozczarowywali, ale to dla RJ nie jest żadne wytłumaczenie, zwłaszcza, że ten był zamieszany w większość goli traconych przez zespół ze stolicy Wielkopolski.
Jesienią 2018 nie popisał się między innymi w pierwszym meczu III rundy eliminacji Ligi Europy z Szachtiorem Soligorsk, w ligowych bojach z Wisłą Kraków, Legią Warszawa, Miedzią Legnica i Górnikem Zabrze, a także w starciu w Pucharze Polski z ŁKS Łódź. „Thomas Rogne i Dimitrios Goutas też co prawda nie gwarantują tego, że Lech będzie tracił mniej goli, ale przynajmniej sympatycy Kolejorza dostaną jasny przekaz, iż w poznańskim klubie nie toleruje się notorycznej fuszerki. Bo tak trzeba nazwać to, co ostatnio na boisku prezentuje Rafał Janicki” - pisał w listopadzie „Głos Wielkopolski”.
Wiosną Janicki dostał jeszcze szansę, gdy Lecha przejął Adam Nawałka, ale po dwóch porażkach, w których poznaniacy stracili w sumie sześć goli (z Zagłębiem Lubin i Piastem), „Kazek” poszedł w odstawkę. Zmiana Nawałki na Dariusza Żurawia niewiele dała, bo od tego czasu, w rundzie rewanżowej sezonu 2018/2019, Janicki wystąpił jeszcze tylko w pięciu spotkaniach. Obrońca znalazł się na długiej liście graczy, z których klub z ul. Bułgarskiej nie wiązał już żadnych nadziei. Nie chciała go również Lechia Gdańsk, do której Janicki wrócił latem. Gdy więc z ofertą odezwała się Wisła Kraków, niedoszły reprezentant Polski pod Wawel udał się bez kręcenia nosem. Fani „Białej Gwiazdy” na ten transfer reagowali różnie. Nic dziwnego – przez lata z solidnego ligowca zmienił się w ekstraklasowy odrzut. Gdyby nie gigantyczne problemy krakowian, nawet nie mógłby marzyć o grze w tych barwach.
„Przychodzi podstawowy stoper drużyn, która od pięciu lat kończą ligę wyżej od nas (Lechia/Lech) a tu narzekania” - zauważali jedni. Drudzy odbijali piłeczkę, pisząc: „I na koniec gość, który jadąc na nazwisku, rozegrał 200 spotkań w Ekstraklasie”. Jesień 2019 rację przyznawała tym drugim. Wiosną póki na wierzch może wyjść tych pierwszych. Jeśli Wisła Kraków nie chce zaliczyć pierwszego od 26 lat spadku z Ekstraklasy, wysoka dyspozycja Janickiego w więcej niż dwóch meczach będzie niezbędna.