Autor zdjęcia: Twitter @Atleti
Regres zamiast rozwoju. Simeone nie daje rady przeciwstawić się wypaleniu „Cholismo”
Powiedzieć, że Materace znajdują się w dołku, to jak nic nie powiedzieć. Ekipa Cholo pierwszą część rozgrywek ma do zapomnienia i wszystko wskazuje na to, że jedynym zadaniem w lidze będzie zapewnienie sobie miejsca w Lidze Mistrzów. A co w samych pucharach?
Poza ostatnim sezonem Rojiblancos w europejskich rozgrywkach radzili sobie bardzo dobrze. Lata 2014 i 2016 to gra w finałach, gdzie jedyną ekipą mającą pantent na zespół Simeone był Real Madryt. W 2018 roku drużyna ze stolicy Hiszpanii sięgnęła po Ligę Europy, w roku 2015 docierała do ćwierćfinału, a w 2017 roku do półfinału LM. Trzeba być więc absolutnym szaleńcem, aby twierdzić, że Atleti to ekipa, którą można stawiać na straconym polu, nawet w starciu z obrońcą trofeum. Co nie oznacza, że na Metropolitano dzieje się dobrze…
Niepokojąca tendencja zniżkowa
Oto jak Atletico prezentowało się w ostatnich sezonach na tym samym etapie rozgrywek (po 24. kolejkach):
13/14 - 60 punktów
17/18 - 55 punktów
15/16 - 54 punkty
12/13 - 53 punkty
14/15 - 53 punkty
18/19 - 47 punktów
16/17 - 45 punktów
19/20 - 40 punktów
---
11/12 - 32 punkty
Bardziej dobitnego przykładu na to jaki zjazd zaliczyła w ostatnim czasie ekipa z Madrytu nie da się znaleźć. Możemy przytaczać wyszukane statystyki, czepiać się xG, straconych bramek czy braku skuteczności albo ociosanego stylu. Ale to właśnie tendencja zniżkowa pod względem punktów najmocniej wskazuje problemy, z jakimi borykają się obecnie Rojiblancos.
Moglibyśmy to zrzucić na karb bardziej wyrównanego sezonu. Bo przecież i Real i Barcelona również notują sporo wpadek, a kilka zespołów wcześniej błądzących w centralnej części tabeli, teraz wrzuciło wyższy bieg. Byłoby to jednak uproszczenie do granic łopatologii. Gdyby zespół z Madrytu był w stanie utrzymać tempo dwóch gigantów, zachować z nimi kontakt, nie pisalibyśmy o żadnych drastycznych zmianach, bo w odniesieniu do ligi trudno byłoby takie dostrzec. Status Quo byłoby zachowane. Atleti jednak z grupy mistrzowskiej odjeżdżającej reszcie spadło o szczebel niżej. I musi się spinać w walce z takimi rywalami jak Sevilla, Valencia, Villarreal, Real Sociedad czy przede wszystkim Getafe. Jeszcze parę lat temu – nie do pomyślenia. Dziś natomiast awans do Ligi Mistrzów nie jest więc niczym pewnym, a jego brak byłby dla Los Colchoneros tragiczny w skutkach.
Zagranie va banque i z dużej chmury mały deszcz
Dlaczego? Bo na Metropolitano wcale nie bawią się w oszczędności i odkładanie funduszy na później. W bieżącym sezonie zespół Simeone zasilili zawodnicy za kwotę... 243 milionów euro. No nie jest to suma, którą w przeciętnym zespole wydaje się na waciki. I choć budżetów z Barceloną czy Realem nie ma co ostatecznie porównywać, to i tak Atleti ma ogromne możliwości i poszalało głównie przed sezonem. Z drugiej strony dajmy sobie spokój z robieniem z Rojiblancos kopciuszków, bo w 2020 roku zwyczajnie zakrawa to o fałszywą skromność.
Połowę wspomnianej kwoty stanowi wydatek na Joao Felixa. 20-latek to ogromny talent, jeden z największych w futbolu, co udowadniał w młodzieżowych reprezentacjach czy Benfice. Jednak przy przejściu na wyższy poziom Portugalczyk odczuwa bolesne zderzenie z rzeczywistością. W dorosłej kadrze jeszcze nie zdobył bramki, a w całym sezonie w 24 spotkaniach strzelił 4 gole i zaliczył 2 asysty. Jak na piłkarza, który miał stanowić największe zagrożenie w ofensywie, który kosztował 126 milionów euro... to bardzo mało. I to delikatnie powiedziane. Trudno nie odnieść wrażenia, że gdyby nie zatrważająca kwota transferu, Simeone mógłby znacznie wcześniej stracić do niego cierpliwość.
„Atletico stosuje kompaktowe ustawienie, bardzo skupia się na obronie i grze z kontry. Według mnie Felix trafił do złego klubu i współpracuje ze złym szkoleniowcem” - skwitował całą sytuację Rafael van der Vaart. Czy Holender majaczy? Zupełnie nie. Sam Portugalczyk z początkiem roku wrzucił nie tyle spory kamyk, co głaz do madryckiego ogródka: „Teraz widzę jak szczęśliwy byłem w Benfice. Chcę kiedyś wrócić do tego klubu i stanowić część jego historii” - powiedział w rozmowie z Mundo Deportivo. Między wierszami brzmi to tak, jakby żałował transferu do Atletico. Słowa słowami, a jakość piłkarską potwierdza się jednak na boisku.
Swojej wartości Felix nie udowodni jednak w starciu z Liverpoolem. W meczu z Leganes, który odbył się prawie miesiąc temu, Portugalczyk odniósł kontuzję mięśniową. Walka z czasem się nie udała i młodzian nadal pauzuje, bo jak podała hiszpańska prasa, Joao nie brał nawet udziału w poniedziałkowych zajęciach.
W poszukiwaniu własnej tożsamości
Dla dobra Atletico w Madrycie muszą zrozumieć dwie rzeczy. Simeone powinien dojść wreszcie do wniosku, że Felix to nie Griezmann i wypadałoby się zaadaptować do nowego frontmana. Dokonać takich zmian w taktyce, aby wyeksponować jego atuty, a nie na siłę wsadzać w buty Francuza. Joao zaś musi sobie uzmysłowić, że Rojiblancos to nie Benfica i tutaj nie wystarczy błysnąć dwa-trzy razy na mecz.
Oczywiście twierdzenie, że ekipa ze stolicy nadal kurczowo trzyma się jedynie gry z kontrataku jest bzdurą. Już od dawna zespół Simeone musiał się przestawić na grę nieco bardziej ofensywną, przynajmniej z niżej notowanymi rywalami. Bo jak sobie wyobrażać, że jeden z ligowych potentatów muruje od początku spotkania dostęp do bramki w starciu z zespołem ze strefy spadkowej?
Kurs EWINNER na mecz Atletico vs Liverpool: 1 - 3.47; X - 3.08; 2 - 2.33
Właśnie brak Griezmanna najmocniej odbija się na formie zespołu w tym sezonie. Do tej pory Atletico zawsze miało człowieka, do którego w trudnej chwili można było zagrać piłkę i on już coś wymyślił. Nawet kiedy nie miał szczególnego dnia, potrafił wyczarować coś z niczego. Teraz kiedy gwiazda wybrała się do Katalonii, była szansa na rozdzielenie zadań ofensywnych, wprowadzenie większej płynności. Co mamy zamiast tego? Stanowczy krok wstecz. Mający na koncie 7 goli Alvaro Morata pudłuje na potęgę w kluczowych sytuacjach, Diego Costa nadal jest ogromnym rozczarowaniem... a za dorobek bramkowy w dużej mierze odpowiada Angel Correa. Ten sam, który latem był wypychany z klubu.
Żołnierze Simeone wcale nie są piłkarzami ociosanymi, którzy w innych klubach by się nie odnaleźli. Wręcz przeciwnie. W środku pola aż prosi się o znacznie płynniejszą grę i więcej swobody dla zawodników. Thomas Partey niesamowicie rozwinął się w ostatnich latach, a najlepszym tego przykładem niech będzie bramka z Valencią. Kilka sezonów temu w życiu nie powiedzielibyśmy, że stać go będzie na coś takiego. Miał się nadawać jedynie do wyjaśniania rywala przed własnym polem karnym. I tyle. Koke i Saul, nawet mimo wahań formy, to jedni z najlepszych pomocników w lidze. Jeden potrafi kontrolować tempo gry i może dyrygować zespołem, ma świetne długie podanie. Drugi ma dryg, inklinacje do gry ofensywnej, może strzelić, asystować i nie bez powodu selekcjonerzy mają do niego słabość. Mimo tego jest często wykorzystywany defensywnie – w drużynie jest drugi pod względem odbiorów na mecz. Ci wszyscy zawodnicy, nie tylko w pomocy, mają szeroki wachlarz umiejętności, wystarczyłoby tylko z tego skorzystać.
In 12 home games in the Champions League knockout phase under Simeone, Atleti have never lost and only conceded two goals.
— The Tomkins Times (@thetomkinstimes) February 17, 2020
Could be a long night for #LFC tomorrow... pic.twitter.com/ZvcrOl4HG8
A najlepszym przykładem, aby odebrać naukę na ten temat, będzie mecz z Liverpoolem. Bo przecież Jurgen Klopp również uwielbia grać pressingiem i wykorzystywać grę z kontry. Dyscyplina taktyczna jest u niego bardzo ważna. Niemiec jednak nie ogranicza tym w żaden sposób swoich zawodników, ani nie hołduje defensywnej grze. Właśnie po to ma się w zespole takich zawodników jak choćby Oblak, by w razie pomyłki z przodu, miał kto zespół ratować.
Rory Smith z New York Timesa pisze: „Prawie dekadę temu Diego Simeone zaczął zachodzić z skórę europejskiej piłkarskiej elicie. Co się dzieje, kiedy oustider dołącza do arystorkatów?” Autor zaznacza, że choć zespół już dawno wskoczył do absolutnej czołówki, to mentalnie w głowie najlepiej opłacanego trenera nadal jest zespołem z drugiego rzędu. I może to jest właśnie główny problem? Jeśli po starciu z Salahem i spółką Simeone nie wyciągnie odpowiednich wniosków, to w Atletico chyba już mu się to nie przydarzy. Na cud kibice czekają już nazbyt długo, nawet mimo jego ogromnych zasług dla klubu.