Autor zdjęcia: Grzegorz Chuczun - jagiellonia.net
Jagiellonio, kiedy wreszcie na poważnie zajmiesz się skautingiem?
Wygląda na to, że przygoda Ongjena Mudrinskiego z Jagiellonią dobiegła końca. Ależ to było emocjonujące półrocze! Te wszystkie efektowne bramki, ta niemal telepatyczna współpraca z Imazem, ta jego harówka w obronie jakby jednocześnie był Diego Costą… Wspaniały snajper, nie zapomnimy go nigdy. Uszczypnijcie nas, że to w ogóle się wydarzyło!
Auć! Cóż, dobrze było znaleźć się na chwilę w tej alternatywnej rzeczywistości. Ta prawdziwa jest jednak dużo smutniejsza i wręcz fatalnie świadczy o Jagiellonii. Aż chciałoby się wejść za kulisy białostockiego klubu, by dowiedzieć się w jaki sposób wyszukuje, selekcjonuje oraz wybiera nowych napastników. Chcieliśmy napisać „strzelby”, ale zastopowaliśmy się w odpowiedniej chwili. Przecież ten arsenał składałby się z pistoletów na kapiszony, na wodę oraz zardzewiałych niewypałów.
Spójrzmy na tę listę wstydu:
Mudrinski – jedna runda – 315 minut, 12 meczów, 1 gol, 0 asyst
Scepović – jedna runda – 330 minut, 7 meczów, 0 goli, 0 asyst
Bezjak – dwie rundy – 2076 minut, 33 mecze, 6 goli, 4 asysty
Lazarević – jedna runda – 146 minut, 8 meczów, 0 goli, 0 asyst
Chomczenowskij – trzy rundy – 1931 minut, 37 meczów, 3 gole, 2 asysty
Sheridan – cztery rundy – 4070 minut, 62 mecze, 20 goli, 5 asyst
Zubowicz – ani jednej rundy – 0 minut, 0 meczów, 0 goli, 0 asyst
Sawickij – jedna runda – 182 minuty, 5 meczów, 0 goli, 1 asysta
Balaj – dwie rundy – 1964 minuty, 37 meczów, 7 goli, 5 asyst
Z powyższego zestawienia jakiekolwiek argumenty na swą obronę miałoby dwóch gości. Pierwszy to Sheridan, ale z nim problem jest taki, iż rozczarowywał przez ¾ czasu. Mniej więcej połowę ze swego dorobku (8 goli oraz 4 asysty) nastukał zaraz po przyjściu, w rundzie wiosennej sezonu 2016/17. Później było już tylko gorzej, aż w końcu wylądował na ławce i bez żalu się z nim pożegnano. Drugi? Balaj, który spędził w Białymstoku jeden sezon, chociaż też trzeba przyznać, iż jego dorobek żadnej części ciała nie urywa z wrażenia. No ale przynajmniej nie był totalnym balastem, parę razy fajnie się pokazał. Stąd jego późniejsza gra w Slavii Praga, Rijece czy Achmacie.
„Ale przecież wypisaliście tam nie tylko typowe dziewiątki” – krzykniecie. Fakt, punkt dla was, ale czy to jakkolwiek broni Jagę, czy wręcz przeciwnie? No niestety, raczej dodatkowo potęguje negatywne wrażenia na temat jej transferów. Gdzieś po drodze trafił się strzał typu Novikovas albo Czernych, jednak w przytłaczającej większości zawodnicy przedniej formacji ściągani na Słoneczną z zagranicy to były chodzące katastrofy.
Aż strach pomyśleć jak poradzi sobie Jakov Puljić.
Tajemnicą poliszynela jest fakt, że za taki stan rzeczy można winić głównie Cezarego Kuleszę, który Jagiellonią rządzi… Autorytarnie to chyba złe określenie, aczkolwiek jako prezes zdaje się próbować unieść na swych barkach więcej niż jest w stanie. Tak naprawdę łączy tę podstawową funkcję z wykonywaniem obowiązków dyrektora sportowego, a obserwacje zawodników prowadzi głównie za pomocą platform skautingowych. A wiadomo jak to jest – ładną kompilację to i największemu kalece da się zmontować. Gdzie rozeznanie o charakterze zawodnika? Gdzie rozpoznanie czy będzie pasował do stylu zespołu? Gdzie research dotyczący jego formy w dłuższym okresie i w zależności od wielu zmiennych? Na pewno nie przy Słonecznej.
Potwierdzają do słowa Ireneusza Mamrota z wywiadu dla Weszło. – Wiadomo, że największy wpływ na transfery w Jagiellonii ma prezes Kulesza. Czasami była okazja, trzeba było szybko kogoś przechwycić, prezes działał. Pod względem negocjatorskim prezes potrafi działać bardzo mądrze, sprytnie, tego nikt nie może mu odmówić. Ale mi się marzy, żeby transfery w polskim klubie były przygotowywane. Piłkarz jest w naszej orbicie zainteresowań, a za pół roku kończy mu się kontrakt? Dowiedzmy się jak najwięcej na jego temat, pojedźmy go zobaczyć. Tymczasem najczęściej to jest jednak bazowanie na transferach w ostatniej chwili. Pada kilka kandydatur, a potem jest weryfikacja video na platformach InStat i WyScout. A taki program jest przydatny, ale wszystkiego nie powie. Mecz video, choćby się oglądało całe mecze, nigdy nie zastąpi meczu na żywo. Czasami ogląda się takiego zawodnika, on strzela dużo, ale zapomina się, że w tamtych ligach są większe wahania poziomów i choć najlepsi górują nad polskimi klubami, tak tamtejsi średniacy są słabsi.
Jeszcze inny fragment dotyczący skautingu białostoczan. A w zasadzie o jego braku.
„Wolałbym, żeby w klubie był i analityk, i skauting, a wtedy, szczerze, dwóch zawodników mniej jak najbardziej. Prawda jest taka, że jak przeliczymy, ile niektórzy zawodnicy mieli minut, ilu nie wywalczyło miejsca, przegrało rywalizację, a jakie były na nich koszty… Paradoks polega na tym, że te kilka dodatkowych osób do sztabu czy skautingu i tak nie kosztowałoby tyle co jeden taki gracz.
Ostatnio rozmawiałem z jedną osobą i doszliśmy do wniosku, że w Polsce oceniamy piłkarzy tylko pod względem sportowym. A rolą skauta jest też poznać jego cechy charakterologiczne. Jak zareaguje, gdy nie będzie grał, jak się zaaklimatyzuje, jaki jest jego poziom profesjonalizmu.
Tego nie było w Jagiellonii? Ponoć to dziś standard.
Były zbierane informacje, ale głównie przez kogoś, na przykład rozmowę z kimś, kto z nim grał. Z perspektywy czasu jak na to patrzę…
Telefon do znajomego.
O to chodzi.
Zero obiektywizmu.
Nie mogę sobie przypomnieć, żeby ktoś powiedział o takim sondowanym graczu coś negatywnego.
Mocno się potrafiło to rozminąć z prawdą?
Bardzo mocno. W przypadku jednego zawodnika, szokująco mocno. Powiedziałbym nazwisko, ale wtedy wyszłoby i skąd dostaliśmy „recenzję”, a tego nie chcę.
Mudrinski fatalnie pudłuje z 11 metrów :( pic.twitter.com/AmzKByyWSn
— żółtoczerwone.pl (@zoltoczerwonepl) January 30, 2020
Nie zdziwilibyśmy się, gdyby większość fanów Jagi po przeczytaniu powyższych wypowiedzi zaklęła pod nosem siarczyście, aż im się wąsy zatrzęsły. No i mieliby świętą rację w oburzeniu, bo przecież nie mówimy o zespole tworzącym pierwszoligowy dżemik, lecz o ekipie, która w ostatnich latach wielokrotnie do ostatnich kolejek walczyła o mistrzostwo Polski, a także reprezentowała nas w kwalifikacjach do repasaży eliminacji europejskich pucharów na arenie międzynarodowej. Absurdalna wręcz prowizorka, zwłaszcza jak na poziom, o którym mówimy.
Nie może być zatem przypadku w tym, że jeżeli już jakiś napastnik w pełni odpalał w żółto-czerwonych barwach, był to Polak. Szczególnie gdy swoje pierwsze kroki w Ekstraklasie stawiał właśnie przy Słonecznej. Patryk Klimala to najświeższy przykład, Karol Świderski nieco wcześniejszy. Cofając się jeszcze dalej na czubie klasyfikacji strzelców znajdziemy na przykład Przemysława Fankowskiego, który co prawda dziewiątką nie jest, ale poza tym idealnie wpasowuje się kategorię. Pięć czy sześć lat temu dobre sezony skutkujące transferami za granicę notowali Patryk Tuszyński czy Mateusz Piątkowski. Przed nimi zaś, prawie dekadę temu, gola za golem ładował Tomasz Frankowski.
Pod płaszczykiem oczywistości, że wszystkich łączy narodowość, należy dodać, iż to po prostu są nasi „starzy znajomi”. Każdy kto interesuje się polskim futbolem wiedział na co ich stać, nie potrzeba było zbierać tony informacji, aby zweryfikować czy jeden z drugim się nada. Ryzyko minimalizowało się samo z siebie.
Być może rozwiązaniem dla Jagi byłoby powrócenie do dawnej polityki transferowej, gdy znacznie częściej wynajdowała przegapione perełki w niższych ligach i robiła z nich panów piłkarzy w skali Ekstraklasy? Jak choćby Gajosa, Makuszewskiego, Romanczuka. Okej, to nie są napastnicy, po prostu chodzi raczej o pokazanie trendu. Z drugiej strony sternicy bronią się, że kontynuowanie takiego buszowania po rynku nie jest już możliwe ze względu na drenaż rynku z Polaków, którzy mogliby realnie wzmocnić zespół. Coś w tym jest, skoro wszyscy utalentowani wyjeżdżają po 1-2 udanych rundach, a nawet średniaków podbiera się nam bez pardonu.
Ale skoro tak, czy to oznacza, iż jesteśmy skazani na robienie z Jagiellonii drużyny, której fundamentami są przypadek oraz research na poziomie sprawdzenia transfermarktu i youtube’a? Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują białostoczanom, że w obecnych realiach po prostu muszą zainwestować w skauting. Tylko kiedy – i czy w ogóle – Cezary Kulesza oraz jego świta przestaną udawać, że ich nie widzą?