Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: tottenhamhotspur.com

Rozbity atak Spurs. A może jednak warto było kupić tego Piątka?

Autor: Sebastian Czarnecki
2020-02-19 13:00:15

Wydawało się, że Tottenhamowi nie może się już przytrafić nic gorszego od długoterminowej kontuzji Harry’ego Kane’a. Okazuje się jednak, że może, jeszcze jak. Do Anglika w klubowym szpitalu dołączył Son Heung-min, który pod nieobecność kapitana odpowiadał za strzelanie bramek. Jest to ogromny problem dla londyńczyków, ponieważ dwie absolutnie największe gwiazdy w całym zespole wrócą do gry dopiero na samą końcówkę sezonu. A jednak można było ściągnąć zimą tego napastnika…

Początek koszmaru

Kontuzja Harry’ego Kane’a była ogromnym ciosem dla Tottenhamu. Owszem, Anglik może i nie był w swojej szczytowej formie, może i na wykresach prezentował się wyjątkowo przeciętnie – gorzej niż zazwyczaj - ale w dalszym ciągu gwarantował swojej drużynie bardzo cenne bramki. Poza tym, mówimy przecież o napastniku, który w 25 spotkaniach zanotował 17 trafień i dwie asysty, a mimo to w mediach głównie mówiło się o tym, jak to bardzo rozczarowywał.

Niech to tylko świadczy o jego klasie, że nawet pomimo takich liczb kibice oczekiwali od niego dużo lepszej gry. Kane był bardzo istotnym elementem w drużynie i nawet kiedy niekoniecznie wszystko mu wychodziło, to samą swoją postawą sprawiał, że jego partnerzy prezentowali się lepiej. Anglik nawet w słabszej formie skupiał na sobie zainteresowanie obrońców, dzięki czemu wchodzący z bocznych stref boiska skrzydłowi mieli więcej miejsca w polu karnym. Był liderem nie tylko na boisku, ale też poza nim – klubowym kapitanem i osobą, bez której nikt sobie nie wyobraża współczesnego Tottenhamu. Kane ma dopiero 26 lat, a już śmiało możemy powiedzieć, że stał się klubową legendą, jest to wyczyn naprawdę godny podziwu.

I nie słuchajcie tych bredni, że bez Kane’a Tottenham wygląda o wiele lepiej, bo to nieprawda. Owszem, kiedy Anglik w poprzednim sezonie doznał kontuzji, to z kosmiczną formą wystrzelił Son Heung-min, który strzelił kilka ważnych bramek, ale przecież drużyna Mauricio Pochettino miała bardzo nieudaną końcówkę sezonu. Poza tym, gdyby nie awans do finału Ligi Mistrzów, Argentyńczyk prawdopodobnie już po sezonie pożegnałby się ze swoją pracą, bo atmosfera w szatni już od dłuższego czasu nie była za ciekawa.

 

Dlatego właśnie wszyscy odżyli, kiedy zespół objął Jose Mourinho. Ponoć nie tylko odświeżony, ale także odmieniony i z nowym podejściem do piłki nożnej. Portugalczyk podczas swojej przerwy miał czas, by wszystko sobie poukładać w głowie i na nowo przygotować do swojego zawodu. I sama wyjściowa jedenastka może nie za bardzo różniła się od tej, jaką wystawiał Mauricio Pochettino, ale zmieniło się przede wszystkim podejście do piłki. Harry Kane, Son oraz Lucas Moura mieli stanowić główne zagrożenie w ofensywie, a partnerować miał im wchodzący ze środkowej części boiska Dele Alli, który okazał się największym beneficjentem zmiany menedżera.

Może nie od razu wszystko funkcjonowało tak, jak wymarzył to sobie Mourinho, ale widać było postępy, jakąś większą motywację. Wszystko zmieniło się w momencie, kiedy poważnej kontuzji doznał Harry Kane. Wstępne diagnozy mówiły, że Anglik opuści około dwa miesiące i w kwietniu będzie gotowy do gry, teraz cudem będzie, jeżeli zdoła dojść do pełni sił na mistrzostwa Europy. Ale znając życie, klubowi lekarze zrobią wszystko, żeby Anglik wrócił do zdrowia i zdołał zagrać na EURO – taki jest właśnie charakter Kane’a, zawsze chce dawać z siebie wszystko, nawet kosztem własnego zdrowia.

Nieudane poszukiwanie napastnika

Strata najważniejszego gracza mocno zabolała, zwłaszcza że Tottenham nie miał w swojej drużynie innego nominalnego napastnika. Jose Mourihno musiał więc kombinować i zamiast postawić na Sona, na pozycji numer „9” często wystawiał właśnie Lucasa Moure. Ustawienie na boisku jednak tylko umowne, bo cała trójka ofensywna bardzo płynnie wymieniała się zadaniami. Obowiązki Harry’ego Kane’a nie spadły więc na barki tylko jednego zawodnika – to cała ofensywa musiała pracować na to, żeby nieobecność kapitana była jak najmniej widoczna.

Kurs EWINNER na mecz Tottenham Hotspur vs RB Lipsk: 1 – 2.70; X – 3.46; 2 – 2.62.

Mimo to, „Koguty” cały czas rozglądały się na rynku transferowym za nowym zawodnikiem. Trudno było jednak znaleźć kogoś, kto chciałby pograć tylko przez pół roku, a w nowym sezonie zgodził się być zaledwie zmiennikiem Kane’a. Tottenham szukał więc rozwiązań krótkoterminowych – albo znaleźć jakieś tanie wypożyczenie albo ściągnąć zawodnika doświadczonego, który nie widziały problemu w siedzeniu na ławce. Być kimś, kim w poprzednim sezonie dla Mauricio Pochettino był Fernando Llorente.

Nikogo więc nie dziwiło, że Tottenham rozważał ściągnięcie Oliviera Girouda, który w Chelsea nie miał co liczyć na regularną grę. Problem jednak w tym, że „The Blues” niekoniecznie chcieli pomagać ligowemu rywalowi, a jako że sami nie znaleźli sobie nowego napastnika, to o odejściu Francuza nie było mowy. Ze Luis, Willian Jose, Krzysztof Piątek – to tylko kilka z nazwisk, które przewijały się w mediach, a które do północnego Londynu ostatecznie nie trafiły. Wszystko poszło o kwotę odstępnego. Tottenham nie chciał przepłacać, raczej wolał wziąć kogoś na wypożyczenie, a kluby niekoniecznie chciały iść na rękę zdesperowanemu klubowi.

Stanęło więc jedynie na Stevenie Bergwijnie, który jest bardzo dobrym zawodnikiem i zaliczył świetne wejście do Premier League, ale… to w dalszym ciągu nie jest napastnik. Skoro Mourinho już pogodził się z opcją, że „dziewiątki” nie dostanie, musiał dołożyć kolejnego gracza na skrzydło, żeby wypełnić lukę po Mourze lub Sonie, którzy wchodzili do środka. I tak więc narodził się nowy tercet ofensywny, który miał stanowić o sile Tottenhamu. W meczu z Manchesterem City wszystko wyglądało przecież pięknie.

Kolejny cios, tym razem w samo serce

Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. W Tottenhamie nie potrwało to za długo, bo zaledwie dwie kolejki. Już w pierwszej minucie niedzielnego meczu z Aston Villą Son Heung-min niefortunnie upał na ziemię i… poważnie uszkodził sobie rękę. Koreańczyk, choć może tak nie wygląda, jest jednak bardzo twardym i wytrzymałym zawodnikiem, dlatego nic sobie z tego nie zrobił i mimo ogromnego bólu dograł mecz do końca. Nie tylko dograł, ale też go wygrał, bo przecież dwukrotnie skierował piłkę do bramki, a w samej końcówce strzelił gola na wagę zwycięstwa. Dopiero po końcowym gwizdku okazało się, że doszło do złamania, a sam zawodnik będzie potrzebował operacji.

Dele Alli strzeli bramkę? Kurs EWINNER na bramkę Anglika wynosi 2.90.

Pierwszy komunikat ze strony klubu – od 6 do 8 tygodni przerwy. Son w 2017 roku leczył podobną kontuzję, która wyłączyła go z gry na około dwa miesiące. Jose Mourinho tym razem nie jest tak pozytywnie nastawiony.

- Simon (rzecznik prasowy) znalazł bardzo ładny sposób, żeby napisać oświadczenie, ale gdybym to ja miałbym je pisać, zrobiłbym to zupełnie inaczej – mówił Jose Mourinho. - Według Simona, stracimy Sona na kilka tygodni. Prawda jest taka, że w tym sezonie nie będę już na niego liczył. Jeśli uda mu się zagrać 2-3 spotkania, to tylko dlatego, że nasz rzecznik był bardzo optymistycznie do tego nastawiony, więc nie będę na niego liczył.

 

 

Jest to kolejny cios w stronę Tottenhamu. W momencie, kiedy zespół już znalazł sposób na pogodzenie się z kontuzją Kane’a, ze składu wypadł drugi najważniejszy zawodnik i zdecydowanie najlepszy piłkarz w tym sezonie. Koreańczyk w 32 meczach strzelił 16 bramek, do których dołożył 9 asyst, a wszystko to z bocznej strefy boiska.

Trzeba jednak przyznać, że ta chwila musiała w końcu nadejść. Son w ostatnich latach był prawdziwym cyborgiem. Był niezniszczalny, grał od deski do deski i nie potrzebował odpoczynku. Jak wyliczył Ben Dinnery z bardzo popularnej strony „Premier Injuries”, Son od maja 2018 roku do czerwca 2019 roku rozegrał SIEDEMDZIESIĄT DZIEWIĘĆ MECZÓW dla klubu i kraju. Żaden z czołowych piłkarzy Premier League nie zbliżył się w tym okresie do tak chorego wyniku.

Jedynym momentem, kiedy Son faktycznie mógł odpocząć, była pauza po czerwonej kartce, jaką otrzymał w meczu z Chelsea.

Problemy, problemy w Londynie

Sezon w Premier League powoli wchodzi w decydującą fazę, Tottenham w dalszym ciągu ma szanse na zajęcie miejsca w TOP 4, a do tego wszystkiego dochodzi Liga Mistrzów, której również nie można zlekceważyć, zwłaszcza że rywalem londyńczyków będzie RB Lipsk – rywal trudny, ale jak najbardziej do przejścia.

Kto awansuje do ćwierćfinału? EWINNER płaci 2.05 za awans Tottenhamu i 1.70 za awans Lipska.

Co to więc oznacza dla Tottenhamu? Że będzie musiał znaleźć sposób na pogodzenie się z dwiema największymi gwiazdami. Bez samego Kane’e albo samego Sona jeszcze jakoś można sobie poradzić, ale bez dwóch najważniejszych zawodników będzie już ciężko. W ofensywie brylować więc będą Moura lub Bergwijn, w razie czego do przodu może przejść jeszcze Dele Alli, który w przeszłości zaliczył kilka epizodów jako „fałszywa dziewiątka”, do tego mamy Giovaniego Lo Celso, któremu w przeszłości również zdarzało się grać w ofensywie, a także Erika Lamelę, który w  tym sezonie był tylko statystą.

Jose Mourinho mógłby jeszcze postawić w ataku na 18-letniego Troya Parrotta, ale sam przyznał, że młody Irlandczyk jeszcze nie jest gotowy do gry na takim poziomie. Dzisiejszy mecz z Lipskiem będzie więc wielkim sprawdzianem dla Jose Mourinho i jego podopiecznych. Ten mecz pokaże, czy Tottenham będzie w stanie zagrać na wysokim poziomie mimo takich strat.


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się