Autor zdjęcia: Xinhua / PressFocus
„Specjalista od zwycięstw” w walce o utrzymanie. Coś Moyesowi jednak nie pykło
Kiedy David Moyes po raz drugi w ciągu dwóch lat obejmował drużynę West Hamu, zapowiadał znaczną poprawę gry swojego zespołu. Nowy-stary trener miał wyciągnąć maksimum z zawodników, którzy wyraźnie dołowali przy Manuelu Pellegrinim i bezpiecznie utrzymać się w Premier League. Jeśli jednak spojrzymy na ligową tabelę, to można dojść do prostego wniosku, że coś tu jednak poszło nie tak.
Pewność siebie przede wszystkim
Czego na pewno nie można odebrać szkockiemu trenerowi, to ogromnej pewności siebie. Moyes najpierw sondował powrót do Evertonu, jednak kiedy tylko zauważył, że zarząd nie jest do końca przekonany co do jego osoby, sam zerwał negocjacje, bo nie chciał być kimś na doczepkę. Oczekiwał pełnego zaufania ze strony zarządu i liczył na to, że otrzyma odpowiednio dużo czasu na poprawę wyników i zbudowanie czegoś swojego.
„The Toffees” jednak udowodnili, że warto było zaczekać, ponieważ w końcu udało im się nakłonić do podpisania kontraktu Carlo Ancelottiego, o którego zabiegali już od 2018 roku. Moyes musiał więc zacząć rozglądać się gdzieś indziej i… nie musiał długo czekać. West Ham United drugi raz w ciągu dwóch lat zwrócił się do Moyesa po pomoc w obliczu kryzysu. Szkot tym razem nie chciał zgodzić się półroczny kontrakt, jak to miało miejsce ostatnim razem. Powiedział, że jeśli ma objąć drużynę „Młotów”, oczekuje co najmniej półtorarocznej umowy.
- Tylko dwóch menedżerów w historii Premier League ma lepszy bilans zwycięstw ode mnie. To jest właśnie to, co robię najlepiej. Wygrywam – mówił dumnie Moyes po swoim powrocie. I faktycznie był taki moment, kiedy duża cześć osób uwierzyła, że to prawda. W końcu już w swoim pierwszym meczu pewnie pokonał Bournemouth 4:0, i to w całkiem dobrym stylu. Ci bardziej uważni obserwatorzy zastanawiali się na ile jest to efekt nowej miotły, a na ile faktyczny warsztat byłego trenera Manchesteru United. Bo co w końcu mogło pójść nie tak?
Specjalista od zwycięstw
Szybko wyszło na jaw, że Moyes wcale nie jest takim specjalistą od zwycięstw i… w sumie nigdy nim nie był. Owszem, całkiem dobrze radził sobie jako trener Evertonu i wprowadził ten klub na zupełnie wyższy poziom, ale w Manchesterze United całkowicie nie poradził sobie z zadaniem zastąpienia Sir Alexa Fergusona. Są głosy, że został zwolniony ciut za wcześnie i nie otrzymał wystarczająco dużo czasu od zarządu, ale koniec końców nikt nie wróżył, że na dłuższą metę sytuacja uległaby znaczącej poprawie.
I to samo widać również teraz. Na wierzch od razu wychodzą statystyki w meczach z drużynami z „Top 6” (oczywiście chodzi o klasyczny układ Top 6 z Arsenalem i Manchesterem United) – przede wszystkim na wyjazdach. A jak wygląda ta statystyka, jeżeli weźmiemy pod uwagę tylko jego pobyt w West Hamie (z uwzględnieniem półrocznej przygody w sezonie 2017/2018)? 12 meczów z drużynami z Top 6 i tylko jedno zwycięstwo – 1:0 z Chelsea w grudniu 2017 roku. Jest to bardzo niekorzystna statystyka, zwłaszcza że w Premier League wielokrotnie dochodzi do sytuacji, kiedy ci mniejsi urywają punkty gigantom.
Kurs STS na mecz Arsenal vs West Ham; 1 - 1.60; X - 4.15; 2 - 5.36.
West Ham tym bardziej powinien to robić, zwłaszcza że już od kilku lat aspiruje do ligowej czołówki i chce się włączyć do walki o europejskie puchary. W jaki sposób jednak to osiągnąć, kiedy David Moyes przyjeżdża na Etihad Stadium, żeby zmierzyć się z Manchesterem City, a jego cała drużyna przez 90 minut wykonuje dokładnie tyle samo celnych podań co jeden Rodri?
Moyes zwyczajnie nie umie ustawić swojego zespołu w meczach z najlepszymi. Albo przyjmie taktykę ultradefensywną, która najczęściej po prostu nie działa i jego zespół traci bramki, albo stara się zagrać ofensywnie i narzucić rywalowi własne tempo, przez to obrywa z kontry. Tak źle, i tak niedobrze.
Najgorszy rywal ze wszystkich
Jeśli mielibyśmy wskazać jedną drużynę, z którą David Moyes wyjątkowo nie lubi mierzyć się na wyjazdach, bez wahania wskazalibyśmy Arsenal: 15 meczów, 0 zwycięstw, 4 remisy i aż 11 porażek. Nawet kiedy „Kanonierzy” nie byli w swojej życiowej formie, z drużynami Moyesa grali jak z nut. I obojętnie czy chodziło o Everton, West Ham czy nawet Manchester United.
No manager in Premier League history has managed more away games against an opponent without winning than David Moyes has against Arsenal.
— James Benge (@jamesbenge) March 7, 2020
His record
P: 15
W: 0
D: 4
L: 11
Sam West Ham również nie lubi mierzyć się z Arsenalem, nawet bez Davida Moyesa. A jeśli połączymy te dwie rzeczy ze sobą i wrzucimy je na Emirates Stadium, to naprawdę może być nieciekawie. Londyńczycy pod wodzą Mikela Artety w dalszym ciągu szukają swojej tożsamości, uczą się nowego systemu i popełniają dużo błędów, ale ich gra uległa na tyle wyraźnej poprawie, że w dalszym ciągu znajdują się w walce o zajęcie miejsca gwarantującego grę w Lidze Mistrzów.
Czy w meczu padnie więcej niż 2,5 bramki? Kurs STS na to wydarzenie wynosi 1.55.
Co innego West Ham, który ma tyle samo punktów, co znajdujące się w strefie spadkowej Bournemouth. Jeśli „Młoty” chcą się utrzymać, muszą jak najszybciej zacząć punktować i zeszłotygodniowa wygrana z Southampton była dobrym krokiem w tym kierunku. Czy to wystarczy jednak, żeby się przełamać i po raz pierwszy ograć Arsenal na jego własnym stadionie?