Autor zdjęcia: Własne
Co najbardziej wzmacnia koronawirus? Głupota piłkarskich kibiców
Trudno jest żyć zwyczajnie w tych czasach. Staram się w miarę normalnie spędzać każdy kolejny dzień z zachowaniem należytych środków ostrożności. Próbuję nie panikować, by nie popaść w skrajność. Ale nawet gdyby mi się zdarzyło, wolałbym w tę, dzięki której ja i moi bliscy bylibyśmy jak najbardziej bezpieczni. Dlatego cholernie martwi oraz wręcz wkurza mnie postawia wielu kibiców, dla których nawet teraz piłka to wartość ważniejsza od zdrowia i życia.
W szoku byłem więc wczoraj podczas meczu Liverpoolu z Atletico. Chciałem jak najbardziej emocjonować się przebiegem samego spotkania, przecież comeback Rojiblancos w normalnych warunkach byłby dziś tematem numer jeden w większości sportowych mediów. Ten felieton pewnie pisałbym o tym, że zupełnie jak punk, cholismo jeszcze nie umarło, a później przeczytalibyście również anatomię porażki The Reds.
No ale oglądając spotkanie moje emocje związane z stricte z tym co na boisku trwały średnie koło sekundy – zarówno euforia oraz smutek po kolejnych golach. Nie umiałem się wyłączyć i nie wgapiać się tępo prosto w trybuny Anfield. Wypełnione aż po brzegi. Także przez zwolenników Atletico, którzy w liczbie kilku tysięcy wybrali się na wycieczkę. Albo ktoś tu wziął sobie do serca słowa Billa Shankly’ego aż za mocno („piłka nożna to coś znacznie ważniejszego od kwestii życia i śmierci”), albo na stadionie Liverpoolu znalazło się wczoraj ponad 50 000 debili.
Coś mi niestety mówi, że prawdziwa jest ta druga opcja.
Oczywiście to też wina UEFA i wielu innych instytucji, że w ogóle dopuściła do takiej sytuacji, lecz moim zdaniem dowodzi ona głównie bezmyślności kibiców. Chociaż z drugiej strony ta zawsze jest silniejsza niż wszelakie zakazy oraz przepisy, więc to też nie byłoby ostateczne rozwiązanie. Wystarczy spojrzeć na drugie starcie, czyli PSG z Borussią. Tam już mieliśmy do czynienia z zamknięciem trybun, ale co z tego, skoro fani tłumnie zebrali się pod areną sportową?
Co z tego, skoro zaraz po meczu pomiędzy nich wbiegł Lavyin Kurzawa, aby świętować awans jego zespołu do ćwierćfinału Ligi Mistrzów?
Rozumiem, że piłkarze mogli być przybici akompaniamentem ciszy podczas tak ważnego starcia. Rozumiem, że w tego typu trudnych sytuacjach jak obecna chęć bliskości paradoksalnie jeszcze się zwiększa i dzielenie się emocjami robi się ważniejsze niż zwykle. Rozumiem, że lewy obrońca właśnie odniósł sukces, który chciał świętować. Nie zmienia to jednak faktu, iż facet zachował się skrajnie nieodpowiedzialnie. Głupio, kretyńsko, ignorancko.
A co, jeśli któryś z tych kibiców już był zakażony, nawet jeśli chorobę przechodził bezobjawowo, co przecież się zdarza? Równie dobrze Lavyin teraz też może być nosicielem i nawet o tym nie wiedzieć, skoro koronawirus rozwija się do kilkunastu dni. A za chwilę wrócił do kolegów. Ci z kolei rozjechali się do swych domów, gdzie przecież przebywają ich rodziny. Podobno statystycznie 1 osoba średnio zaraża 3 kolejne, wystarczy dokonać prostych działań matematycznych, aby zobaczyć jaką szkodę może wyrządzić jeden nieodpowiedzialny gość. On zarazi 3 osoby, 3 zarażą 9, 9 zarazi 27, 27 zarazi 81, 81 zarazi 243. I tak dalej, i tak dalej…
O kant wiadomej części ciała można rozbić całą prewencję, jeśli nadal będą trafiały się takie przypadki. A będą, póki dane rozgrywki nie zostaną zawieszone i dotyczy to wszystkich zakątków świata. Sceny podobne do tych z Paryża rozegrały się przecież także w Valencii. Dwa dni temu na twitterze, na wiadomość o graniu Ekstraklasy przy zamkniętych trybunach, przeczytałem post kibica, który zapowiedział, że fani Górnika też stawią się pod stadionem, aby w ten sposób wspierać swoją drużynę.
Jeszcze innym razem przeczytałem post w stylu: „Piłka nożna dla kibiców! Zakazy stadionowe? Co za głupota! Powinniśmy móc normalnie wejść na mecz, by pokazać, że nie damy się zastraszyć koronawirusem!” Nie znam tego użytkownika, ale szczerze liczę, iż posłużył się doskonale zakamuflowaną ironią. Jeśli nie, to ewolucja chyba naprawdę zabrnęła w złą uliczkę i wypadałoby się cofnąć. Wiadomo, wirus pewnie chciałby obejrzeć jakiś mecz, wszedłby na trybunę, zobaczył tych wszystkich groźnych jegomościów i dałby sobie spokój. Fani zawiesiliby parę flag w stylu „j***ć wirusa i całą ekipę jego” albo „stop wirusowej propagandzie”, to wszystko oczywiście przy racowisku i salwie wyzwisk. Ja bym się przestraszył i poszedł sobie grasować w innym kraju!
Ale już tak na poważnie… Nie potrafię tego zrozumieć. Czy ci ludzie są odcięci od wszelakich mediów? Jeśli tak, to aż im zazdroszczę, bo momentami sam chciałbym się wyłączyć z całego tego informacyjnego szumu, żeby mi głowa odpoczęła, ale nie ma jak. Twitter, telewizja, internet, grupowy czat ze znajomymi, moja mama dzwoniąca z pytaniem, czy nie zabrakło nam środków dezynfekujących. Po prostu nie da się pozostać głuchym i ślepym na pandemię oraz informacje jakie zagrożenie za sobą niesie.
Wystarczy rzucić okiem na to, co dzieje się we Włoszech, gdzie ogłoszono kwarantannę w skali całego kraju, dziennie umiera kilkanaście albo kilkadziesiąt osób, pozamykane jest dosłownie wszystko, a skala zarażeń jest jedną z największych na świecie. W szpitalach ponoć selekcjonują pacjentów na tych, których jeszcze „opłaca się leczyć” i tych, których lepiej zostawić na pastwę losu. Nie wiem czy czytam reportaż oparty na faktach, czy scenariusz do filmu o końcu świata.
Tego właśnie chcecie, ludzie, planując zgromadzenia pod stadionami? Narażając nie tylko siebie, ale także swoich bliskich? Jakkolwiek spojrzeć to nie jest problem, w którym jesteśmy odpowiedzialni wyłącznie za siebie.
Mam jednak głęboką nadzieję, że nawet najbardziej zatwardziali w swych postanowieniach fani w końcu pójdą po rozum do głowy i zrozumieją, iż mamy do czynienia z czymś znacznie groźniejszym niż grypa (a takich porównań nie brakuje, skoro objawy są podobne). Chciałbym widzieć znacznie więcej reakcji takich jak ta stowarzyszeń związanych z Lechem:
Nadszedł taki moment, że dla wzajemnego dobra powinniśmy przestać strugać kozaków wierzących, że wirus jakimś cudem nas ominie. No nie, tak się nie stanie. Możemy co najwyżej próbować się przed nim schować i odegnać dbaniem o higienę uważniej niż kiedykolwiek. A od wszelakich instytucji wymagać, aby restrykcje wprowadzały w skali makro.
Piłka nożna niech zejdzie na dalszy plan, tak jak zaproponował to GKS Katowice, który wystosował pismo do PZPN-u o odwołanie rozgrywek. Podpisuję się pod tym rękami i nogami. Co chwilę słyszy się, że piłkarze zwyczajnie boją się jeździć po kraju, by rozgrywać mecze, wszak nie tylko kibic może ich zarazić. Wydaje mi się, że im szybciej zawiesimy ligi, tym większej tragedii unikniemy.
Wszystko jest w naszych rękach, oby takich porządnie wyszorowanych środkami czystości. Udowodnijmy, że ten mityczny język futbolu rzeczywiście jest uniwersalny, a nie tylko głupota wśród jego kibiców.