Autor zdjęcia: Matt Wilkinson / PressFocus
Anglicy w końcu się opamiętali. Szkoda tylko, że potrzebne były do tego pierwsze zachorowania
Wystarczyło, że u Mikela Artety zdiagnozowano koronawirusa, żeby FA w końcu zdecydowało się podjąć odważne kroki. Rozgrywki Premier League zostały wstrzymane do 3 kwietnia, ale to nie koniec działań. Wewnątrz ligi już mają plan na kilka prawdopodobnych scenariuszy.
Jeszcze dwa dni temu krytykowałem działania Anglików w sprawie koronawirusa. Niepokojące było lekceważenie tematu i całkowita ignorancja premiera, który „nie widział żadnych epidemiologicznych podstaw, żeby zakazać organizacji wydarzeń sportowych”. Premier League nie dość, że miała grać normalnie, jakby nic się nie stało, to jeszcze przy pełnych trybunach.
Skoro taka była decyzja premiera, to nikt w FA nie protestował, w końcu w grę wchodziły olbrzymie pieniądze. Protestowali za to kibice, przedstawiciele klubów oraz dziennikarze, którym bardzo nie podobało się takie podejście do tematu. Kiedy wszystkie federacje sportowe działały i zawieszały swoje rozgrywki, Anglicy wszystko mieli gdzieś – nie obchodziło ich to, że takie wydarzenia tylko zwiększają szansę na rozprzestrzenienie się choroby.
Wystarczyło jednak, żeby wirusem zaraził się Mikel Arteta i już cała sytuacja uległa zmianie. Kiedy tylko Arsenal opublikował swoje oświadczenie, FA zaplanowało nadzwyczajne zebranie z przedstawicielami wszystkich klubów, żeby zastanowić się nad przyszłością. Według nieoficjalnych informacji w 10 minut podjęto decyzję o zawieszeniu rozgrywek do 3 kwietnia. Żaden z 20 klubów nie miał zamiaru protestować.
Niesmak jednak pozostał, a o nierozważnych działaniach brytyjskiego rządu nie omieszkał wypowiedzieć się menedżer Watfordu, Nigel Pearson: - Słuchając słów naszego premiera, nie sądzę, żeby to był przykład dobrego przywództwa. Byłem całkowicie rozczarowany brakiem przywództwa i jasnym przekazem, jaki został wystosowany na konferencji prasowej.
Watford's Nigel Pearson: 'I don’t think we had any great leadership last night listening to the prime minister. I was totally underwhelmed by the lack of leadership and clear message in terms of what was said in that press conference' https://t.co/RRXn1xs8BB
— Guardian sport (@guardian_sport) March 13, 2020
Szkoda, że do podjęcia radykalnych kroków potrzebne były pierwsze zachorowania, ale najważniejsze, że wszyscy w końcu się opamiętali. Co to jednak oznacza dla ligi angielskiej? Okazuje się, że… już zaczęto planować różne scenariusze zakończenia sezonu oraz ich konsekwencje.
Wszyscy będą dążyli do tego, żeby sezon normalnie dograno do końca, tyle że już bez udziału kibiców. Okazuje się, że niepotrzebne będzie do tego nawet wydłużanie sezonu i kluby są gotowe tak spiąć swoje terminarze, żeby wszystkie rozgrywki zostały dokończone normalnie do końca maja. Wiązałoby się to oczywiście z większą intensywnością, meczami co kilka dni, a dla niektórych grą na kilku frontach, ale wszyscy są gotowi podjąć takie kroki, żeby tylko udało się dograć sezon.
Wszystko będzie jednak zależało od ostatecznej decyzji UEFA w sprawie EURO 2020. Już we wtorek dowiemy się czy faktycznie mistrzostwa Europy zostaną przesunięte o kolejny rok, a jeśli faktycznie dojdzie do takiej sytuacji, liga angielska będzie mogła odrobinę zluzować.
PL & FA would have to come to agreement to combine FA Cup ties & league fixtures, & would also need to play on Champs/Europa League nights providing those comps resume this season as well. Complicated, but not impossible
— Sam Wallace (@SamWallaceTel) March 13, 2020
A co jednak, jeśli sytuacja na świecie nie pozwoli dokończyć sezonu i rozgrywki będą musiały zostać anulowane? Na to również przygotowany jest plan. Wszyscy jednogłośnie zgodzili się, że mistrzostwo powinno zostać przyznane Liverpoolowi, ponieważ wyraźnie odskoczył reszcie stawki. Co najważniejsze, w następnej edycji Ligi Mistrzów miałyby zagrać zespoły, które zakończyły sezon w Top 4 w poprzednim sezonie – Manchester City, Liverpool, Chelsea i Tottenham. Jeżeli jednak „Obywatelom” nie udałoby się odwołać od decyzji UEFA i ich zakaz zostałby powstrzymany, wtedy w ich miejsce wskoczyłby Leicester City, który w tym sezonie zajmuje trzecie miejsce w ligowej tabeli.
Ponadto, w tym sezonie żadna drużyna nie spadłaby z ligi, a Leeds i West Bromwich Albion, które mają dużą przewagę w Championship, awansowałyby do Premier League. Oznaczałoby to, że w przyszłym sezonie liga liczyłaby aż 22 drużyny, a na zakończenie rozgrywek aż pięć z nich pożegnałoby się z rozgrywkami. Jak w takim razie upchnąć więcej meczów w terminarzu? Na rok zawieszony zostałby Puchar Ligi Angielskiej.
Jak donoszą Telegraph i Daily Mail:
— Tomasz Zieliński (@TomekZiel) March 13, 2020
- Wszystko zmierza do przyznania tytułu Liverpoolowi (brak sprzeciwu wśród innych zespołów)
- Jest propozycja: nikt nie spada, awansują West Brom i Leeds. Następny sezon z 22 drużynami w lidze, skasowany EFL CUP, spada 5 zespołów.
I to ostatnie jest najlepszą decyzją, jaka mogłaby się przydarzyć tej lidze. Puchar Ligi Angielskiej jest najbardziej niepotrzebnym pucharem, jaki tylko można było sobie wymyślić i władze powinny dążyć do tego, żeby całkowicie wycofać te rozgrywki z terminarza.
Na razie jednak nie ma co wyrokować, bo na więcej konkretów musimy poczekać najpierw do wtorku, kiedy poznamy oficjalną decyzję UEFA, a następnie do kwietnia, kiedy z powrotem ruszą wszystkie rozgrywki. Wszystko zależy przede wszystkim od tego, jak za dwa tygodnie będzie wyglądała sytuacja na świecie. Czy sytuacja związana z koronawirusem zostanie przynajmniej w części opanowana i czy będzie można już normalnie funkcjonować. Na razie możemy jedynie – tak jak teraz – wróżyć z fusów.