Autor zdjęcia: Sebastien Salom Gomis - Press Focus
Emiliano Salę wysłano prosto na śmierć…
Losami argentyńskiego napastnika, Emiliano Sali, rok temu żył cały piłkarski świat. Piłkarz po pożegnaniu kolegów z FC Nantes, wieczorem wyleciał prywatnym samolotem do Cardiff, czyli nowego zespołu, w którym miało się spełnić jego marzenie gry w Premier League. Maszyna zniknęła jednak z radarów nad kanałem La Manche i zwłoki piłkarza odnaleziono dopiero po trzech tygodniach poszukiwań. Teraz wiemy, co naprawdę się wydarzyło podczas tego feralnego poniedziałku.
Od tragicznej śmierci Emiliano Sali minął ponad rok, ale wciąż na światło dzienne wychodzą nowe informacje w sprawie wypadku samolotu. Ale najpierw cofnijmy się do 21 stycznia, gdy doszło do tragedii. Napastnik dzień po podpisaniu kontraktu z Cardiff City poleciał do Nantes, aby pożegnać się z kolegami z poprzedniej drużyny. Następnie wieczorem miał udać się już do stolicy Walii, aby być gotowym na pierwsze treningi z nową drużyną, które miały odbyć się nazajutrz rano. Około godziny 21:30 czasu miejscowego samolot Piper PA-45 Malibu zniknął z radarów nad kanałem La Manche.
Pierwsze dni poszukiwań nie przyniosły jakichkolwiek śladów po zaginionej maszynie, dlatego dosyć szybko policja z wyspy Guernsey poinformowała rodziny pasażera oraz pilota o ich zakończeniu. Przełomem było znalezienie dwóch siedzeń u wybrzeży Surtainville we Francji pasujące do brakującej maszyny. Dzięki 300 tysiącom euro zebranym przez rodzinę, fanów zawodnika oraz piłkarzy (między innymi Kyliana Mbappe, Adriena Rabiota czy Dimitriego Payeta), udało się wznowić wspomniane poszukiwania.
Wrak został odnaleziony dopiero 3 lutego przez prywatną firmę detektywistyczną. Do rozbitej maszyny, która utknęła w okolicach Portu Portland na głębokości 63 metrów, dotarł zdalnie sterowany robot, który na podstawie obrazu wideo zidentyfikował jedno ciało, a dokładniej mówiąc zwłoki Emiliano Sali. Ciała pilota, Davida Ibbotsona, nie odnaleziono do dzisiaj.
The AAIB has published its final report on the loss of Piper Malibu aircraft N264DBhttps://t.co/TtXw4qlleA
— AAIB (@aaibgovuk) March 13, 2020
Do tej pory w mediach pojawiło się już wiele informacji na temat braku zastosowania wystarczającej liczby środków dotyczących zabezpieczenia feralnego lotu. Były to jednak często pogłoski lub nieoficjalne doniesienia. Teraz wiemy znacznie więcej, bowiem opublikowany został raport przez brytyjską agencję rządową AAIB. W nim możemy przeczytać na przykład, że samolot, którym podróżował piłkarz, nie był przeznaczony do lotów komercyjnych i mógł być wykorzystywany jedynie do celów prywatnych. Ibboston otrzymał zapłatę za obsługę samolotu, choć zgodnie z przepisami nie mógł tego zrobić, ponieważ nie miał zezwolenia na tego typu latanie.
To oczywiście nie jest żadną szokującą wiadomością, a tymi zajmiemy się w tej chwili. Najważniejszymi błędami tamtego feralnego wieczora były te popełnione przez pilota. Anglik nie miał uprawnień do prowadzenia tego rodzaju samolotu, dodatkowo „nie przeszedł szkolenia latania nocą”. Żeby tego było mało, w trakcie wypadku miał być też „zupełnie nieprzytomny” z powodu zatrucia tlenkiem węgla.
AAIB dowiodło, że powodem wypadku samolotu było jego nieodpowiednie prowadzenie. Maszyna leciała za szybko jak na jej możliwości techniczne, ponadto, autopilot także nie działał do końca sprawnie, przez co maszyna nie powinna zostać dopuszczona do lotu.
- Dodatkowo pogoda była wtedy zła, a z meldunków radiowych pilota wynika, że próbował wykonać manewr w powietrzu, aby ją ominąć – tłumaczyła Alison Campbell, instruktor agencji. Ibbotson miał nagle i gwałtownie skierować maszynę do góry, wtedy część ogona i skrzydeł samolotu zostało zniszczone, odłamały się elementy konstrukcji i z prędkością około 400 kilometrów na godzinę spadły do morza.
- To ważny krok w zrozumieniu wszystkich faktów związanych z tą tragedią. Jest to szczegółowe dochodzenie, które nie przypisując winy ani odpowiedzialności, rodzi szereg nowych pytań. Mamy nadzieję że, zostaną one poruszone podczas dochodzenia rozpoczynającego się w przyszłym tygodniu – tak Cardiff City odniosło się do nowych informacji w sprawie śmierci Emiliano Sali.
Przypomnijmy, argentyński napastnik był jednym z najlepszych na swojej pozycji jesienią 2018 roku, dzięki temu klub występujący w Premier League zdecydował się wyłożyć na niego 17 milionów funtów. Snajper nie doczekał się jednak wymarzonego debiutu na boiskach angielskiej ekstraklasy.