Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Michal Kosc / PressFocus

A co, jeśli ktoś zarazi się już w trakcie grania?

Autor: Mariusz Bielski
2020-04-20 13:50:29

Czy Ekstraklasa jest jakoś wybitnie emocjonująca? Niestety nie. Czy czekamy na nią jak na boskie zmiłowanie? Owszem, za Koronę z Arką w sobotę o 15:00 zapłacilibyśmy nawet w „pay per view”. Ale czy trochę boimy się, jak to będzie po powrocie do gry? Jasne, co ma związek głównie z koronawirusową profilaktyką.

Co wiemy na razie? Tak naprawdę niewiele. We wiadomościach dotyczących wznowienia rozgrywek więcej jest myślenia życzeniowego niż konkretów. Chcielibyśmy grać dalej od końcówki maja lub początku czerwca. Oczywiście bez publiczności. Do 11 maja ma zostać podjęta decyzja a propos kontynuacji sezonu, zaś równo tydzień wcześniej powinny odbyć się wielkie badania zdrowotne.

No i właśnie tu dochodzimy do sedna sprawy. Bez tego bowiem ani rusz, jednak mnóstwo osób zgłaszało wątpliwości na zasadzie: „Ale jak to, będziemy marnować testy na piłkarzy, zamiast przeznaczyć ich jak najwięcej na zwykłych ludzi, którzy mogą ich naprawdę potrzebować?!” Trudno odmówić logiki tej postawie, wszak świat bez futbolu raczej by się nie zawalił i zdecydowanie nie jest on pierwszą potrzebą naszego kraju w obecnej chwili. A przecież nie jest tak, że badaniom podlegałoby tylko 22 graczy wychodzących na boisko. 

Skala byłaby znacznie szersza. Doliczmy rezerwowych, sztaby szkoleniowe, sędziów, kierowców, administracyjnych pracowników klubów, przedstawicieli mediów odpowiedzialnych za transmisje… I nagle zbiera się całkiem pokaźna lista osób. – Do niedzieli wieczorem, 19 kwietnia, każdy klub musi przesłać listę 50 osób zaangażowanych w dokończenie rozgrywek. Na przykład: piłkarzy, członków sztabu szkoleniowego, osób pracujących przy drużynie, pań sprzątaczek. Od klubu zależy, kto znajdzie się w sztabie. Mam nadzieję, że po przeprowadzeniu testów, czyli najpóźniej 5 maja, będziemy mogli przystąpić do treningów grupowych – powiedział Krzysztof Pawlaczyk z komisji medycznej PZPN na łamach portalu „Sportowe Fakty”.

Trudno w tej chwili dokładnie określić liczbę osób potrzebnych o właściwego zorganizowania i zrealizowania jednego meczu, ale pięćdziesiątka byłaby przekroczona na luzie. I teraz pomnóżmy to przez 16, skoro tyle mamy ekip. A następnie przez 100 lub 500, ponieważ tyle złotych kosztuje wykonanie testu odpowiednio przesiewowego lub wysokiej czułości. Wyjdzie naprawdę okrągła sumka.

Szczęście w nieszczęściu polega na tym, że w sprawie ma pomóc PZPN, który zobowiązał się do sfinansowania wspomnianych testów wstępnych i na ten cel ma przeznaczyć około 500 tysięcy złotych także dla I oraz II ligi. 

No i wszystko fajnie, ale od razu nasuwają się wątpliwości. Przecież do końca sezonu nie pozostała zaledwie jedna kolejka, lecz 4 w samym sezonie zasadniczym plus ewentualnie kolejne 7 w ramach  fazy finałowej. Łącznie daje to aż 88 meczów, przed którymi – a przynajmniej tak byłoby w idealnym świecie – wypadałoby przeprowadzić testy. No bo co w sytuacji, kiedy ktoś złapie wirusa już po powrocie do gry? To by oznaczało, że w łatwy sposób mógł zarazić pozostałych członków drużyny. A oni swoich przeciwników, wszak futbol to sport wyjątkowo kontaktowy. Do tego jeszcze sztab i… Tak naprawdę wystarczy jeden przypadek, a mielibyśmy gotową tragedię. Dokładnie taką, jakiej wszyscy bali się na początku marca, gdy piłkarze deklarowali, że nie zamierzają ryzykować własnym zdrowiem, wychodząc na boiska. W przypadku jakiegoś zarażenia pewnie byłaby niezła afera – jak to, władze klubów, Ekstraklasy czy PZPN tak narazili zawodników? Skandal!

Zresztą, badania wstępne może i sfinansował by związek, ale co dalej? Czy każdy wydatek tego typu, gdyby zaszła potrzeba, musiałby zostać pokryty z kas klubowych? To byłaby kwota wysokości kilkudziesięciu tysięcy za każdym razem. Z jednej strony, skoro na pensje byle badziewiaka można wydać 50 koła miesięcznie, a nawet więcej, to wypadałoby, aby na testy wystarczyło tym bardziej. Z drugiej jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, że poszczególne kluby nie będą chciały w ogóle myśleć o badaniach co kolejkę, bo po prostu już teraz nie mają kasy. Jak na przykład Arka albo Lechia, która już teraz pożycza pieniądze na bieżące funkcjonowanie od Josefa Wernze. Potencjalne wydatki z tego tytułu przerażają też pierwszo i drugoligowców.

W końcu też warto zapytać, jakie konsekwencje mogłyby ponieść całe drużyny, gdyby w którejś z nich wykryto by nosiciela wirusa. Logiczne jest, że taka ekipa nie mogłaby dalej grać. Ani zapewne jej ostatni przeciwnik. Co wtedy? Walkowery za resztę spotkań? Czy kolejne zmiany terminów jej meczów? Chociaż to drugie pewnie by odpadało, ze względu na bliskość startu kolejnych rozgrywek.

Pytanie jakie wątpliwości mają też same kluby. Dziś w „Przeglądzie Sportowym” można przeczytać o rozłamie, który nastąpił wśród Ekstraklasowiczów w związku z planem powrotu do gry. Jarosław Królewski, reprezentujący Wisłę Kraków mówił na przykład, że projekt ten został narzucony odgórnie, nie był konsultowany ze wszystkimi klubami, a więc sprowadza się on do wymuszania konkretnych działań na drużynach. 

Z drugiej strony anonimowy prezes w tym samym tekście odbijał piłeczkę: – Każdy może zabrać głos i część klubów zadaje normalne pytania, jest z nimi dialog, a inne siedzą cicho. Później pojawiają się głosy niezadowolenia. Dlaczego więc koledzy z Zagłębia Lubin, Piasta Gliwice, Wisły Kraków, Arki Gdynia, Korony Kielce czy ŁKS nie zgłoszą swoich wątpliwości do nas, tylko wychodzą z tym do dziennikarzy? Nie wiem, czy w ten sposób chcą zaistnieć w mediach, czy ugrać coś dla swojego klubu. Może część zespołów po prostu nie chce wracać na boiska, bo albo ma już utrzymanie, albo pewne finansowanie na kolejne lata, a inne myślą, że się utrzymają, bo zostanie powiększona liga bez dogrywania sezonu.

A jakby tego było mało, przedstawicielom niektórych ekip nie pasuje też kolejna przymusowa kwarantanna, która powinna rozpocząć się dzisiaj. Do 4 maja, czyli planowanego terminu wielkiego testowania pozostały równo dwa tygodnie. – Nasz ośrodek w Myślenicach był otwarty, ale jako klub go zamknęliśmy, by przejść izolację. I myśmy ją już przeszli. Jak mam teraz powiedzieć swojemu piłkarzowi, że nie może iść do lasu? Słyszymy, że odgórna izolacja teraz obowiązuje de facto do odwołania. A my, stosując monitoring stanu zdrowia piłkarzy i trzymając się wytycznych, już teraz jesteśmy gotowi do trenowania w parach – stwierdził choćby Artur Skowronek, trener Białej Gwiazdy na łamach gazety „Sport”. 

Cóż, w każdej teorii spiskowej ziarenko prawdy musi być, chociaż nie chodzi teraz o tym, by kogoś oskarżać. Jednakże tych wszystkich luk, rys czy pęknięć na poczynionych planach trudno nie dostrzegać. Na jednej szali wiszą zdrowie oraz życie. Na drugiej tęsknota za normalnością, rozrywką, pasją. Nie wiadomo tylko na którą stronę położyć rozsądek.


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się