Autor zdjęcia: Własne
Piłka nożna – grać już można
Chyba nigdy tyle uśmiechu nie wywołała u mnie zwykła informacja o terminarzu spotkań. Otóż za nieco ponad miesiąc rozgrywki ma wznowić Ekstraklasa, w podobnym okresie do gry mają wrócić także pozostałe zawodowe polskie ligi, czyli drugi i trzeci szczebel. Tę radość mąci jednak nieco fakt, że do czynienia będziemy mieć z innym futbolem niż ten, do którego się przyzwyczailiśmy.
Z jednej strony radość, bo meczów nie trzeba będzie wreszcie oglądać z odtworzenia bądź rozgrywać w FM-ie. Znów będziemy mogli emocjonować się spotkaniami najlepszych lig świata oraz tych najciekawszych, wśród których prym wiedzie Ekstraklasa. Znów będziemy mogli ponarzekać na nieudane zagrania naszych ligowców i pośmiać się z co smakowitszych kąsków. Znów wrócą kontrowersje sędziowskie. Znów będziemy debatować, czy Legia jest w stanie stracić mistrzostwo i czy ktoś oprócz Korony, Arki i ŁKS-u może jeszcze wplątać się w "walkę o spadek".
Z drugiej strony jednak chwyta mnie jakieś przygnębienie. Bo jaki sens ma rozgrywanie spotkań bez publiczności? Przecież to dla niej zawodnicy wychodzą na boisko. Tymczasem trzeba będzie przyswoić sobie obrazki pustych trybun, bo zapewne zostaną z nami na długo. Jeszcze pewnie wiele czasu potrwa, nim kibice powrócą na stadion.
Tych wątpliwości i niewiadomych dotyczących powrotu ligi jest zresztą więcej, w zasadzie całe multum. Czy piłkarze nie będą musieli grać w maseczkach? Jak będzie wyglądało sędziowanie, skoro arbitrzy mają mieć częściowo zakrytą twarz? Czy będą musieli używać elektronicznych gwizdków, o czym informuje dziś Przegląd Sportowy? Czy będzie trzeba zrezygnować z VAR-u z uwagi na bardzo małe odległości w wozie pomiędzy osobami obsługującymi system? Czy zawodnicy faktycznie będą musieli zachować dwa metry odległości od sędziego głównego?
Spośród powyższych wiele trudno mi sobie wyobrazić i zrozumieć. Będzie dochodziło wręcz do pewnego rodzaju absurdów. Bo dlaczego zawodnicy mogą grać bez maseczek, a sędziowie muszą w nich biegać? Wiadomo przecież jak trudne jest oddychanie przy chodzeniu, a co dopiero przy szybszym tempie. Trudno mi też pojąć, jak w ferworze gry będzie respektowana odległość dwóch metrów od arbitrów? Wyobrażacie sobie sędziego Kwiatkowskiego, który tłumaczy coś nie przystawiając swojej twarzy do głowy zawodnika? Wyobrażacie sobie przykładowego Mladenovicia, który z dużej odległości próbuje coś przetłumaczyć arbitrowi? No właśnie, trudno to na razie sobie uzmysłowić.
Ależ to będzie inny futbol. Jeszcze dwa miesiące temu powiedzielibyśmy, że jakiś zupełnie abstrakcyjny, jak z filmu wyreżyserowanego przez Jamesa Camerona. Tymczasem to, co zaledwie kilka tygodni temu było dla nas nie do pomyślenia, stanie się teraz rzeczywistością – dziwną i trochę smutną.
Gra toczy się jednak o tak ogromną stawkę finansową, że piłka nożna musi wrócić. Powiedzmy sobie wprost: sport jest bardzo istotną gałęzią gospodarki, zatrudnionych w nim jest mnóstwo osób, a w Polsce koniunkturę napędza przede wszystkim futbol. Pieniądze, które się w nim pojawiają są niewyobrażalne i nieosiągalne dla większości społeczeństwa. Dodatkowo dla wielu ludzi ma wielkie znaczenie emocjonalne. Z tych wszystkich powodów (a i od groma innych) jest mus, by dokończyć zmagania.
Dlatego też piłka nożna może czuć się wyjątkowo uprzywilejowana. Dla żadnej innej branży nie robi się tak wiele, żeby mogła ona wrócić do pracy. Nie w warunkach jak dawniej, ale przynajmniej w takich, które umożliwiają dość bezpieczne egzystowanie.
A mimo to w dalszym ciągu pojawiają się takie przypadki, jak w drugoligowym hiszpańskim Cadiz, gdzie jegomość Fali stwierdził, iż woli zakończyć karierę w wieku 26 lat niż wyjść na boisko, jeśli będzie chociaż 1% (!) szans, że zarazi się koronawirusem.
Fali, piłkarz II-ligowego Cadiz, mówi, że choćby się paliło, on nie wyjdzie na boisko, dopóki jest 1% szans, że zarazi się koronawirusem i że może w wieku 26 lat kończyć karierę. Nie przetłumaczyli mu, że chorobę może złapać gdziekolwiek, a piłkarze mają być wyjątkowo chronieni.
— Tomasz Cwiakala (@cwiakala) April 21, 2020
Mam nadzieję, że w Polsce nikt nie podejmie podobnej decyzji. A jeśli wpadnie na taki pomysł, to c'est la vie. Z "koroną" trzeba niestety nauczyć się żyć. Zarazić można się absolutnie wszędzie. Prawdopodobieństwo, że stanie się to na boisku albo podczas wyjazdu na ligowy mecz oczywiście istnieje, ale naprawdę ryzyko jest minimalne przy tylu kontrolach. Mówiąc krótko: trzeba grać, bo da się grać. W przeciwnym razie trzeba będzie ciąć wynagrodzenia nie o 50%, a o 100%.
Przez najbliższe miesiące nie będziemy mogli w pełni delektować się naszym ukochanym sportem, ale przynajmniej przyjdzie się nam cieszyć z hasła "piłka nożna – grać już można". Do futbolu 24 godziny na dobę siedem dni w tygodniu nadal dość daleka droga, zatem spać jeszcze można, ale wreszcie powoli wszystko wraca do... Nie, nie do normy, ale przynajmniej do stanu, w którym da się funkcjonować.