Autor zdjęcia: PIOTR MATUSEWICZ / PRESSFOCUS
Kolega Djokovicia, spadkowicz z IV ligi francuskiej i fanatyk niemieckich kapel folkowych. Najgorsza XI Lechii minionej dekady
Najbogatsze plony ogórków i szczawiu w Lechii zostały zebrane latem 2014 roku, kiedy nastąpiła rewolucja kadrowa, a piłkarze byli sprowadzani hurtowo niekoniecznie zważając na to, czy dana osoba z piłką miała po drodze. Był też kolega Djokovicia, litewska nadzieja i algierski rozrywacz siatek. Grono przewspaniałe!
BRAMKARZ
Oliver Zelenika
Dla większości bramkarz-widmo. Spędził w Lechii ponad rok, za czasu jego pobytu gdańszczanie pyknęli 50 meczów, a Chorwat w tym czasie kursował na linii ławka rezerwowych – trybuny. Nawet poza pierwszym składem nie miał ugruntowanej pozycji, bo raz jego miejsce u boku takich gwiazd jak Sławomir Peszko, Romario Balde czy Grzegorz Kuświk zajmował grający teraz w drugoligowej Legionovii Damian Podleśny, a innym razem, już za Piotra Stokowca, niepełnoletni jeszcze wówczas Maciej Woźniak.
Zelenika nie miał szczęścia i najwidoczniej również umiejętności, skoro zagrał w biało-zielonych barwach tylko raz, pod koniec swojej przygody w Gdańsku w meczu z Cracovią. Ba, zachował czyste konto! Ale po wychowanku Dinama Zagrzeb, podopiecznym Slavena Bilicia w chorwackich młodzieżówkach i człowieka, który mundial w 2014 roku widział z perspektywy ławki rezerwowych, spodziewaliśmy się jednak czegoś znacznie więcej.
OBROŃCY
Neven Marković
Imię takie jakie ma Subotić, dwukrotny mistrz Niemiec z Borussią Dortmund. Nazwisko identyczne co Lazar, reprezentant Serbii i piłkarz Partizana Belgrad. Znajomego też ma światowego, wygrywającego w tenisa wszystko co popadnie. Tylko, cholera, jemu coś nie wyszło. Neven Marković poza tym, że przyjaźni się z Novakiem Djokoviciem i był jego drużbą na weselu, zasłynął podczas pobytu z Lechii również z wybitnej nieumiejętności gry w piłkę. Jak sobie wyobrazimy, że teraz w miejsce Mladenovicia po lewej stronie obrony Lechii biega jego rodak, to… jesteśmy pełni uznania. Bo chyba właśnie bieganie było najlepszą z tych najgorszych rzeczy, z których możemy Markovicia zapamiętać. 5 rozegranych meczów, z czego 4 porażki jeden remis z Koroną Kielce u siebie. Bilans oszałamiający, musicie przyznać. I dobrze dla Lechii, że na tym się skończyło.
Nole, Neven and Boris #Wimbledon /Neven Markovic/ pic.twitter.com/2zr2VZ1Nyp
— Basia (@BasiaID) June 28, 2016
Rudinilson
Pozytywny facet, stosunkowo młody (25 lat), ale tymi kryteriami przydatności piłkarza nie idzie ocenić. A w Lechii ani nie pokazywał umiejętności, ani nie miał szczęścia co do okresu. Nie dość, że trafił do Gdańska wraz ze sławnym zaciągiem z lata 2014 roku, kiedy powoli trzeba było szykować drugi klubowy autobus, to jeszcze środek obrony gdańszczan był wówczas dobrze obsadzony. Rafał Janicki, Gerson i Mario Maloca robili dobrą robotę, więc Rudinilson czekał na swoją szansę dość długo, bo 8 miesięcy.
Mimo rozegranych tylko 6 spotkań spędził w Gdańsku bite 2 lata, a potem wyruszył na podróż krajoznawczą na Litwę i do Maroka. W międzyczasie pokopał sobie w reprezentacji Gwinei uprzednio grając w jednym bloku obronnym w młodzieżowej kadrze Portugalii m.in. z Joao Cancelo. Fascynująca kariera, nieprawdaż?
Mavroudis Bougaidis
Jeżeli latem 2014 roku zmieniłeś klub, to bardzo prawdopodobne, że trafiłeś do Lechii Gdańsk. Nieważne czy umiałeś gra w piłkę, nie był to przecież najistotniejszy czynnik. Tak mniej więcej mogłaby wyglądać historia transferu Bougaidisa do Gdańska. Roczna przygoda Greka okraszona 12 meczami w Ekstraklasie zakończyła się dla wszystkich względnie szczęśliwie, ponieważ:
a) Bougaidis nie spadł z Ekstraklasy
b) Lechia nie spadła z Ekstraklasy
c) Bougaidis z Gdańska odszedł na dobre
Sytuacja win-win, zwłaszcza jeśli zobaczymy, że zaraz po epizodzie w Gdańsku spadł ze swoim klubem z najwyższej ligi greckiej, a w następnym sezonie przyczynił się do kolejnej degradacji – o jeszcze jeden szczebel niżej – odchodząc z klubu podczas przerwy zimowej.
Denis Perger
Poza Lechią Denis Perger w swojej karierze występował w następujących klubach: Drava Ptuj, Koper, Wehen Wiasbaden, Wildon, Deutschlandsbg, Freiburg. Gdyby nie ten ostatni śmiało można by pomyśleć, że są to nazwy kapel muzycznych, lokalnych potraw, odmian pierogów, czy czego tam jeszcze nie wymyślicie. Ale o klubach byśmy nie pomyśleli. Nawet nie chcemy sobie wyobrażać, w jaki sposób doszło do sytuacji, w której Adam Mandziara powiedział: „tak, on jest nam potrzebny”. O ile w ogóle tak powiedział, bo Perger przez prawie rok nie zagrał ani jednego spotkania. Ananasów w Lechii było wielu, ale ten bez dwóch zdań zasługuje na wyróżnienie.
POMOCNICY
Donatas Kazlauskas
Wybrany najbardziej obiecującym litewskim piłkarzem w 2014 roku *śmiech w nawiasie*.
Do Lechii trafił na początku następnego. Zadebiutować zdążył w kwietniu i jak się później okazało, był to jego ostatni oficjalny występ w biało-zielonych barwach. Kilka razy potem usiadł na ławce, ale już się z niej nie podniósł, bo pierwsze skrzypce do końca sezonu grali Bruno Nazario i Maciej Makuszewski. Może problem był w zbyt mocnej konkurencji? Przecież to reprezentant Litwy, miał ponad 50 występów w tamtejszej lidze, a kilka razy nawet zagrał w eliminacjach do Ligi Europy!
No nie, sorry. Jeśli ktoś nie łapie się do składu Olimpii Grudziądz, a w dłuższej perspektywie nawet na ławkę, to jednak z nim i Litwą jest coś nie tak, a nie z Lechią. Zaryzykujemy stwierdzenie, że 108 minut w I lidze nie porwało trenera Piotra Nowaka na tyle, by na niego postawić. Zwłaszcza, że Litwin chwilę po powrocie do Gdańska znowu poszedł na wypożyczenie, tym razem do swojej ojczyzny i tam już został.
Milen Gamakov
Gdy z Lechii odchodził, wielu kibiców łapało się za głowę, próbując odkopać z czeluści swojej głowy informację, kim ten gość w ogóle jest. Nic dziwnego, bo jeśli facet jest w klubie pół roku i gra w tym czasie w czterech meczach, a potem idzie na dwa wypożyczenia w międzyczasie tylko raz siadając na gdańskiej ławce rezerwowych, to mózg jak najbardziej może (a nawet powinien!) wymazać gumką z pamięci takie nazwisko.
Milen Gamakow odchodzi z Lechii.https://t.co/nfQWzxi9KF
— Lechia Gdańsk SA (@LechiaGdanskSA) April 25, 2018
Śladami Simeona Sławczewa nie poszedł, trzeba przyznać. Obaj Bułgarzy grali na tożsamej pozycji na boisku, jednak Gamakow wyglądał raczej na nieutalentowanego ucznia z kulawą nogą niż równorzędnego partnera do gry w środku pola. Na wypożyczeniu w pierwszoligowym Stomilu Olsztyn, abstrahując już od tego jak grał, przynajmniej łapał jakieś minuty. Lechia najwidoczniej przeszacowała jego możliwości.
Adłan Kacajew
Kacajew rymuje się z Sadajew. I na tym podobieństwa obu panów chyba się kończą, bo jeden z nich faktycznie coś tam w Lechii pokopał, a drugi przyjechał, pooglądał Gdańsk, bo nigdy wcześniej i nigdy później nosa poza Rosję nie wyściubił, i po pół roku pojechał z powrotem do siebie. Wypożyczenie tego ofensywnego pomocnika z Tereka Groznego skończyło się na czterech pobytach na ławce rezerwowych. Ale w sumie, czego innego mieliśmy się spodziewać po transferze z lata 2014 roku? Bo chyba nie pierwszego składu i króla strzelców?
Mohammed Rahoui
To chyba nasza ulubiona kandydatura. Ktoś w Lechii w pewnym momencie stwierdził, że 24-letni Algierczyk, który spadł ze swoim klubem z czwartego poziomu rozgrywkowego we Francji i pozostawał bez pracy przez ponad pół roku, okaże się realnym wzmocnieniem. Ba, uważał, że podpisanie takiego piłkarza za darmo to okazja! Na portalu sport.pl pojawił się nawet tytuł: Czy El-Amine Rahoui zastąpi Razacka Traore w Lechii? "Potrafi zagrać jak nie z tej ziemi". Na miejscu Traore żądalibyśmy przeprosin za szarganie jego wizerunku przez takie porównianie.
Mówiło się, że ma taki młotek w nodze, że po jego strzałach piłka rozrywa siatkę bramki. Cóż, nigdy tego nie udowodnił, bo zagrał tylko w trzech meczach, złapał kontuzję i zawinął się do II ligi algierskiej. Tyle go widzieliśmy.
NAPASTNICY
Julian Ripoli
Nie dość, że przez 5 miesięcy miał czas, by zwiedzić Gdańsk (bo przecież nie grać w piłkę), to jeszcze pojechał na wycieczkę krajoznawczą do Poznania, dostając przy tym comiesięczną pensję. Ogórkowi napastnicy to w Lechii nie jest rzadkość, ale ten był wyjątkowo dojrzały. Jeśli wierzyć Transfermarkt, to jedyne bramki w karierze zdobył w 5. lidze szwajcarskiej. Od 2015 roku nie gra w żadnym klubie, ma 27 lat. Jak ktoś taki został chociaż na chwilę piłkarzem, to chyba nawet jego rodzina się zastanawia.
Aleksandr Sazankow
Miał na koncie ponad 100 występów w lidze białoruskiej, grał w eliminacjach do Ligi Europy w barwach Dinama Mińsk, strzelał w nich bramki, rywalizował nawet w meczach z Clube Brugge, w której wówczas grał Vadis Odjidja-Ofoe. Miesiąc później pozyskała go Lechia Gdańsk, co okazało się decyzją kompletnie nietrafioną. Nie dość, że trzeba było wyłożyć niemałą kasę na transfer, to jeszcze po jego podpisaniu wyszło na jaw, że Sazankow ma problemy z kolanami. Pobył w Gdańsku przez dwa lata, zagrał 300 minut, strzelił jedną bramkę i tyle go widzieli. Pozostały tylko niechlubne wspomnienia kolejnego spektakularnego niewypału.