Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Pawel Andrachiewicz / PressFocus

Reprezentant Holandii, bramkarz walczący o La Liga i… bohater wiaderka witamin. Najgorsza XI Piasta ostatniej dekady

Autor: Bartosz Adamski
2020-05-07 15:00:07

Miniona dekada była najlepszą w historii Piasta Gliwice, ale przez jego szeregi przewinęło się w tym czasie też wielu gości piłkarzopodobnych. Był znajomy Shakiry, był też „przeklęty” zawodnik, byli goście, którzy lubili sobie poimprezować. Znalazł się nawet taki, który zwrócił klubowi pieniądze za straty poniesione z tytułu opłacania jego kontraktu. Towarzystwo zatem barwne, ale naszym zdaniem piłkarsko najgorsze z najgorszych na przestrzeni dziesięciu lat w Piaście, choć kandydatów do tego zestawienia znalazło się naprawdę wielu.

BRAMKARZ

Alberto Cifuentes

To o tyle ciekawy przypadek, że mimo 40 lat na karku, dalej gra w piłkę. I to na jakim poziomie – jest podstawowym bramkarzem Cadiz CF, lidera drugiej ligi hiszpańskiej, zmierzającego pewnym krokiem do La Liga. Ależ to by była historia, gdyby bramkarz, któremu kompletnie nie powiodło się w Piaście Gliwice, po czterdziestce zadebiutował na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Hiszpanii!

W Ekstraklasie kojarzył się raczej z wpadkami niż z solidnością. Nie był to może poziom Ladislava Rybansky’ego, ale jednak więcej zawalił niż uratował. Miarka przebrała się po fatalnym występie przeciwko Lechii Gdańsk, gdy hat-tricka załadował mu Piotr Wiśniewski, a Cifuentes mógł się zachować zdecydowanie lepiej przy każdej bramce. Od tego czasu nawet będący mocno za swoim rodakiem trener Angel Perez Garcia stracił do Cifuentesa cierpliwość i posadził go na ławkę, z której nie podniósł się do końca sezonu, po czym wrócił do Hiszpanii.

 

OBROŃCY

Adam Mójta

To oczywiście nominalny lewy obrońca, ale jako że aż dwóch takich znalazło się w tym zestawieniu, Mójtę umieszczamy na papierze po prawej stronie. Przychodził do Piasta po niezbyt udanej przygodzie w Wiśle Kraków, gdzie trafiał jako objawienie sezonu 2015/16. W zespole „Białej Gwiazdy” prezentował jednak jeszcze minimum przyzwoitości, strzelił nawet dwa gole. W Gliwicach wyglądał zaś fatalnie. Zerkamy w noty, które mu wystawiliśmy podczas całego pobytu przy Okrzei – dwa razy dostał wyjściową, w pozostałych przypadkach grał albo słabo, albo bardzo słabo.

Nic dziwnego, że chciano zrezygnować z niego już po pół roku. Mójcie jednak… nie widziało się nigdzie odchodzić. Wiedział, iż to jego ostatnia szansa na dobry kontrakt, więc mimo że menedżer szukał mu nowego klubu (był blisko zakontraktowania w pierwszoligowych Stomilu Olsztyn i Rakowie Częstochowa), on wolał siedzieć w Gliwicach, choć nawet nie trenował z pierwszym zespołem. Przeczekał tak do wygaśnięcia półtorarocznego kontraktu i o mały włos znów jego klub dosięgnęłaby „klątwa Mójty”. Piast przed spadkiem z ligi uratował się dopiero w ostatniej kolejce, a dla sympatycznego skądinąd Adama byłaby to już piąta degradacja w życiu.

Armando Nieves

Piast przytargał z Kolumbii gościa i nie dał mu zagrać w lidze nawet sekundy. Bynajmniej nie chodziło o problemy ze zdrowiem – to Nievesowi dopisywało, zagrał 29 meczów w III lidze. To dlaczego na niego nie postawiono? A można przeklinać? Dość powiedzieć, że gdy już dostał szansę w Pucharze Polski z Wisłą Puławy, to jako jedyny został zmieniony, i to już po godzinie gry.

Po roku umową z kolumbijskim stoperem rozwiązano, a temat jego sprowadzenia najchętniej by przemilczano. Podobno kompletnie nie nadawał się do europejskiego futbolu. Nie rozumiał taktyki i nawet nie chciał jej zrozumieć. Jedyne z czego go zapamiętamy, to wywiady, w których opowiadał, że zna… Shakirę.

Fernando Cuerda

Bez dwóch zdań jeden z najbardziej temperamentnych zawodników, jacy biegali po boiskach Ekstraklasy w minionej dekadzie. To o nim Kazimierz Węgrzyn powiedział, że chyba zjadł wiaderko witamin. W meczu z Koroną Kielce faulował nagminnie, balansował ciągle na granicy czerwonej kartki i w końcu trener Marcin Brosz zdjął go z boiska w 40. minucie. Niezadowolony Hiszpan nie podał ręki trenerowi ani nikomu ze sztabu szkoleniowego i od razu udał się do tunelu. Tam dopiero jednak się zaczęło. Cuerdę zaczepił grający wtedy w Koronie Aleksandar Vuković, który miał do rywala spore pretensje za brutalną grę. Hiszpański stoper niewiele się namyślając uderzył Serba i gdyby nie interwencja trenera bramkarzy Korony, Macieja Szczęsnego i ochrony polałaby się krew. To jednak nie był jego jedyny wybryk, bo kilka spotkań wcześniej, z Ruchem Chorzów wyleciał już po pół godzinie gry z czerwem na koncie.

A piłkarsko? Nic specjalnego. Grał niepewnie, popełniał proste błędy, do tego często łapał kontuzje. Po przygodzie w Piaście skończył karierę. Zajął się rodzinnym biznesem oraz… tańczeniem i śpiewaniem flamenco.

El Mehdi Sidqy

Już samo jego pozyskanie przez Piasta zapowiadało się na transferową wtopę. Mówiliśmy wszak o gościu, który przez dwa i pół roku pobytu w Polsce w Jagiellonii Białystok i Bogdance Łęczna rozegrał zaledwie 16 meczów ligowych, z czego 10 podczas pierwszych kilku miesięcy swojego pobytu w Jadze. Potem głównie się leczył, a w jego przypadku naprawdę nie trzeba było wiele, żeby doznał kontuzji. 

Musimy uczciwie przyznać, że technicznie był nawet całkiem niezły, chwalili go trenerzy, ale poza podatnością na urazy do jego największych wad trzeba dopisać powolne ruchy i częste braki w koncentracji, czego efektem było wiele prostych błędów. Zagrał w dziesięciu spotkaniach w gliwickim klubie. W większości z nich był najsłabszym ogniwem obrony swojej drużyny.

 

POMOCNICY

Lukas Cmelik

Cmelik uznawany był na Słowacji za wielki talent. W wieku 18 lat nastrzelał 10 goli dla Żiliny, czym wypromował się do szwajcarskiego Sionu. Na papierze na pierwszy rzut oka jego przejście do Piasta mogło wyglądać zatem nawet obiecująco, jednak najpierw w Szwajcarii jego przygoda okazała się nieudana, a potem także w Polsce.

Wiadomo było, że do Gliwic przychodzi po kontuzji. Wiadomo było też, że sprawia kłopoty wychowawcze. Podobno nie stronił od kasyn, lubił wypić, podobno nawet zdarzyło mu się przyjść na trening "nieświeżym". W Piaście pod względem imprezowym wprawdzie nie dawał się we znaki, ale nie przykładał się do treningów i trener Dariusz Wdowczyk szybko przesunął go do rezerw. Jego pobyt przy Okrzei zamknął się na godzinie gry. 

Co ciekawe, niedawno w barwach DAC Dunajska Streda wyrzucił z europejskich pucharów Cracovię, choć akurat on grał na poziomie, do jakiego przyzwyczaił nas z gliwickich czasów – nie pokazał nic ciekawego.

Amine Hadj Said

To był jeden z tych transferów, które już przy podpisaniu umowy wyglądały na totalny niewypał. Wówczas 27-letni tunezyjski pomocnik, rzekomo ofensywny, praktycznie bez żadnych liczb. W swoim kraju szerzej nieznany. W ciągu trzech ostatnich sezonów przed przejściem do Piasta w ojczyźnie rozegrał zaledwie 18 meczów. Trudno było o nim uzyskać jakiekolwiek informacje.

Okazało się, że jedyne, co umie robić na boisku, to przeszkadzać. Dostał cztery szanse w lidze, jeden raz zagrał w Pucharze Polski. Nie było widać w nim jakiegokolwiek potencjału. W dodatku za balowanie z Armando Nievesem został przesunięty do rezerw. Nawet grając w III lidze niczym się nie wyróżniał.

Michał Masłowski

Przyszedł do Piasta odbudować się po nieudanym pobycie w Legii Warszawa i odzyskać formę, jaką imponował podczas gry w Zawiszy Bydgoszcz. W Gliwicach miał dostawać wiele szans i rzeczywiście tak było. Jego statystyki i poziom gry wyglądały jednak żenująco. 30 meczów, jeden gol, jedna asysta. Był czwartym najgorzej ocenianym przez nas zawodnikiem w lidze, trafił do antyjedenastki sezonu. Dość powiedzieć, że od kiedy gliwiczan objął Dariusz Wdowczyk, z Masłowskim w pierwszym składzie zanotował dwa remisy i trzy porażki w pięciu meczach. Gdy go odstawił od wyjściowej jedenastki 7 zwycięstw, jeden remis i jedna przegrana.

 

NAPASTNICY

Collins John

Chyba najbardziej spektakularny przypadek w całym tym zestawieniu. To przecież gość, który dwa razy zagrał w reprezentacji Holandii, w CV miał m.in. Fulham, Leicester City czy Watford. Gdy polecił go Krzysztof Król, z którym John grał w Chicago Fire, w Piaście nawet się nie zastanawiali, tylko wzięli go z pocałowaniem ręki. Podpisano od razu dwuletni kontrakt, w dodatku udało się to uczynić na niskich warunkach finansowych.

Wystarczyło jednak zobaczyć chociażby Twittera Holendra, by wiedzieć, że nadal nie stronił on od imprez i alkoholu. Cały czas miał też problemy rodzinne, które nie pozwalały skupić się na grze. Na Okrzei przyjechał zapuszczony, z kilkunastoma kilogramami nadwagi. Próbowano nad nim pracować, ale po dwóch epizodach poszedł w odstawkę, bo nie przypominał piłkarza i nie było perspektyw, że prędko zacznie go choćby imitować. Zagrał jeszcze kilka razy w rezerwach, strzelił bramkę z rzutu karnego i wyjechał z Polski. 

Nieoczekiwanie jednak po pewnym czasie odezwał się do Piasta i… oddał klubowi wszystkie pieniądze, które zarobił podczas pobytu w Gliwicach. Jego angaż jak na piłkarskie realia kosztował grosze, bo łącznie chodziło o kwotę 24 tys. zł. Gest jednak naprawdę niespotykany i do dziś wspominany.

Rabiola

Trochę casus Josego Kante z Górnika Zabrze. Widać było, że umiejętności ma spore, ale skuteczność wołała o pomstę do nieba. Trener Marcin Brosz mówił, że Portugalczyk miał wszystko, by na nasze warunki zostać fenomenalnym zawodnikiem. Pudłował jednak w niesamowitych wręcz sytuacjach, choć sztab szkoleniowy cierpliwość miał do niego naprawdę sporą. Robiono wszystko, by zaaklimatyzował się w Polsce, opiekowano się nim, dawano wiele szans, ale Rabiola bardzo tęsknił za domem.

Mówiono, że gdy trafi pierwszy raz, to będzie już strzelał seryjnie. Jak na złość, nie zdobył ani jednej bramki, a zagrał w Ekstraklasie 16 razy, z czego aż ośmiokrotnie wychodził w podstawowym składzie. Nie mogło być inaczej: pożegnano się z nim po jednym sezonie, trafił do antyjedenastek edycji chyba w każdym możliwym tytule prasowym.

Arturs Karasausks

W CV miał Rubin Kazań, Dnipro Dniepropietrowsk, był królem strzelców ligi łotewskiej, ale jak nie zadebiutował nawet w lidze rosyjskiej i ukraińskiej, tak i w Piaście kompletnie nic nie pokazał, choć dostał od trenera Radoslava Latala 21 minut w sezonie wicemistrzowskim. Dołożył do tego dwa występy w trzecioligowych rezerwach i tyleśmy go widzieli, bo poziomem znacznie odstawał.

Po odejściu z Piasta nie poradził sobie również w Szwajcarii ani w Kazachstanie. Teraz gra w Ryga FC. Regularnie powoływany jest w dalszym ciągu do reprezentacji Łotwy. W niedawnym meczu z naszą kadrą mógł nawet strzelić gola na Stadionie Narodowym, ale biegnąc od połowy praktycznie sam na sam z Wojciechem Szczęsnym, ostatecznie przestraszył się tej sytuacji i Kamil Glik zdołał mu zagarnąć piłkę. I taki to właśnie jest zawodnik z tego Łotysza.


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się