Autor zdjęcia: Michal Kosc / PressFocus
Belgijski magik rozdziela piłkę, polscy gracze bronią dostępu do bramki, a Nikolić strzela. Najlepsza XI Legii minionej dekady
Legia nie tylko zdominowała krajowe rozgrywki w poprzedniej dekadzie, ale kilka razy świetnie poczynała sobie w rozgrywkach europejskich. Praca nad najlepszą jedenastką “Wojskowych” w największym stopniu polegała na… wykreślaniu z bólem kolejnych naprawdę ciekawych nazwisk. Nie będzie żadną przesadą stwierdzenie, że z powodzeniem moglibyśmy wystawić dwie jedenastki Legii za ten okres i trudno byłoby jednoznacznie wskazać, która byłaby lepsza. Dlatego też spodziewamy się niemałej burzy po naszych wyborach, ale uwierzcie na słowo - to była niezwykle zacięta bitwa o miejsce na placu boju.
BRAMKARZ
Arkadiusz Malarz
Przychodził do Legii w lutym 2015 r. i w powszechnej opinii sądzono, że będzie co najwyżej solidnym rezerwowym, który solidnie dorobi w stolicy do emerytury dzięki znajomości z Michałem Żewłakowem. Pierwsze miesiące Malarza w warszawskim klubie były jak woda na młyn tych opinii, bo golkiper wpuścił trzy gole na Łazienkowskiej z Jagiellonią, dwie z Wisłą Kraków, a na początku kwietnia 2015 r. nie popisał się w meczu na szczycie z Lechem, wylatując z czerwoną kartką i przyczyniając się do istotnej porażki Legii. Nie określimy tego wymarzonym początkiem… Przez wiele miesięcy oglądał plecy Kuciaka, ale gdy na dobre wywalczył miejsce w składzie drużyny, stał się na lata prawdziwą opoką “Wojskowych”. Przyczynił się do mistrzostw Polski w latach 2016, 2017 i 2018, w drodze do Ligi Mistrzów puścił zaledwie jednego gola w sześciu meczach! W Legii zagrał 138 meczów i aż 63 razy zachował czyste konto.
OBROŃCY
Bartosz Bereszyński
Przyszedł do Legii w przerwie zimowej sezonu 2012/13 jako… rezerwowy napastnik Lecha Poznań. Jan Urban najpierw próbował go na prawej pomocy, ale dość szybko popularny “Bereś” zakotwiczył w obronie i przez kilka lat stale rozwijał się na tej pozycji. Lekko nie miał - rywalizował z bardzo solidnym Broziem, stracił całą rundę jesienną w 2014 r., gdy Legia kapitalnie grała w Europie. Miał wtedy dużo czasu, by… myśleć o tym, dlaczego to na niego padło w Szkocji, ale jako że wina piłkarza w jednej z największych klubowych katastrof polskiej piłki była co najwyżej symboliczna, zapomnijmy o temacie. Tym bardziej, że Bereszyński wspaniale się odkuł, będąc jednym z najlepszych piłkarzy “Wojskowych” w Lidze Mistrzów dwa lata później.
Michał Pazdan
Nie będziemy przypominać okoliczności jego pozyskania do Legii, bo o tych narosło już za dużo legend. Faktem jest, że Michał trafił do stolicy za naprawdę sporą, jak na polskie warunki kwotę (700 tys. euro), mógł odejść już rok później, po świetnym w jego wykonaniu Euro 2016, za kilka razy więcej, a ostatecznie… No różne są opinie co do jego pobytu w Legii. Pierwszymi miesiącami zawiesił sobie wysoko poprzeczkę oczekiwań, ale niepotrzebne czerwone kartki czy dziwne okresy pauzy, sprawiły, że wielu kibiców żegnało go bez żalu. Wydaje się to jednak trochę niesprawiedliwe, bo bez Pazdana nie sposób sobie wyobrazić tytułów dla Legii w latach 2016 i 2017, że o udanych startach w pucharach nie wspomnimy.
Artur Jędrzejczyk
W Legii grywał na każdej pozycji w obronie. Ogólnie uzbierał w stołecznej ekipy już ponad dwieście występów. Czterokrotny mistrz Polski, pięciokrotny zdobywca krajowego pucharu. Na europejskich arenach wyeliminował w koszulce z “eLką” Spartaka, ale ominęła go Liga Mistrzów. Tego Artur chyba najbardziej może żałować w kontekście kariery w Legii, oraz oczywiście konfliktu z klubem, którego podłożem była wysokość pensji zapewnionej mu przez Bogusława Leśnodorskiego. Cóż, w życiu nie można mieć wszystkiego!
Adam Hlousek
Łysy z Czech był filarem obrony Legii w latach 2016-18, grając niemal wszystko, od deski do deski. Zdawał się nie do zdarcia. Zmieniali się koledzy w obronie, pomocy, ataku, a Hlousek biegał na wyścigi od jednego pola karnego do drugiego i pomagał stołecznej drużynie w zdobyciu trzech mistrzostw Polski, dwóch pucharów oraz awansie i grze w Lidze Mistrzów. Co ciekawe, nie mającego prawie w ogóle pauz Hlouska ominęły… trzy wielkie wtopy Legii w pucharach - nie zagrał w żadnym ze spotkań z Borussią Dortmund oraz wpadce u siebie z Dudelange. Nie był zawodnikiem zanadto efektywnym w ataku, o co często były do Hlouska pretensje. No ale Bogiem a prawdą, gdyby notował seriami asysty albo bramki, do Warszawy by nigdy nie trafił.
POMOCNICY
Miroslav Radović
Serb rzecz jasna najlepiej spisywał się jako podwieszony albo fałszywy napastnik, ale gdy był w formie, to i schodząc na prawe skrzydło dawał radę. W naszej jedenastce od biegania po flance jest Bereszyński, więc Miro spokojnie może robić to, co na co ma ochotę i co robił najlepiej - wykańczać przeciwników banalnym zamachem, na który łapali się tak defensorzy GKS-u Bełchatów, Lecha Poznań, Celticu Glasgow, jak i Realu Madryt. Nie ma co ukrywać, że myśląc o Legii w latach 2010-19, nazwisko Radović kojarzy się nieodłącznie, dla wielu kibiców to myśl nr 1. Gdyby nie upodobanie do teatralnych symulek, dość przykra końcówka kariery w Legii, no i odejście do Chin w newralgicznym dla legijnej przygody z pucharami momencie, byłby ikoną absolutną.
Ivica Vrdoljak
Dopóki pozwalało zdrowie, był w Legii pewniakiem do pierwszego składu i wieloletnim kapitanem. Uzbierał w “Wojskowych” barwach blisko dwieście meczów, strzelając 27 goli i notując 17 asyst. Całkiem przyzwoity bilans jak na gościa od czarnej roboty. Złośliwi mogą rzec, że do historii klubu przeszedł wyczynem z meczu z Celtikiem, gdy spartaczył dwa karne, ale my złośliwi nie będziemy i wspomnimy dwa tytuły mistrzowskie, cztery puchary, wspaniałe dla Legii występy w Lidze Europejskiej w sezonach 2011/12 i 2014/15. No i do tego wykorzystanego karniaka z Lechem wiosną 2013 r., gdy podopieczni Urbana na dobrą sprawę przyklepali tytuł i rozpoczęli trwającą kilka lat hegemonię na rodzimym podwórku.
Vadis Odjidja-Ofoe
Przyjechał do Polski po kontuzji, zapuszczony i na początku nic nie wskazywało, że gdy po roku będzie ze stolicy wyjeżdżał, znajdą się tacy, którzy z tego powodu zapłaczą. Na najwyższe obroty wskoczył, gdy stery Legii przejął Jacek Magiera i ustawił Belga jako ofensywnego pomocnika i zarazem piłkarza, przez którego przechodziła niemal każda akcja “Wojskowych”. Efekty przyszły błyskawicznie. VOO przerósł naszą ligę o dwie głowy, a w starciach Ligi Mistrzów z Realem, Dortmundem i Sportingiem Lizbona dorównując kunsztem piłkarzom rywali. W stołecznym klubie wystąpił 42 razy, zapisując na koncie 5 goli i 14 asyst. Liczby te nie oddają jednak w najmniejszym stopniu tego, jaki wpływ na grę Legii miał Belg, a przede wszystkim nie wyrażają ogromu wrażeń artystycznych. Dodać też trzeba, iż VOO jak na artystę środka pola grał ostro, zdecydowanie, nie unikał walki wręcz. Był idolem trybun przy Łazienkowskiej 3, jednym z najlepszych (a może najlepszym?) obcokrajowcem w historii ekstraklasy, no ale niestety - wszystko, co dobre, szybko się kończy…
Guilherme
Chłopak, który na boisku zawsze zostawiał serce i angażował się w grę na całego, od pierwszej do ostatniej sekundy. Lewoskrzydłowy, który za Berga wiele razy wystąpił - całkiem udanie - też na lewej obronie. Dla Legii zagrał 150 razy, notując 21 bramek i 23 asysty. Mógł, a nawet powinien, mieć ich więcej, ale czy to jakkolwiek umniejsza jego wartości? Naszym zdaniem nie. Zresztą o jakości Guilherme najlepiej świadczy, że nie przepadł potem w Serie A, a w lidze tureckiej jest prawdziwą gwiazdą. No a w dodatku to tak po prostu super chłopak!
NAPASTNICY
Daniel Ljuboja
Cóż to był za wirtuoz! Czarował, denerwował, irytował, porywał, bawił, genialnie strzelał, wspaniale asystował i tak na zmianę. Ludzie dla Daniela zapuszczali wąsy i farbowali włosy. Ljuboja przyciągał widzów na stadiony, ale - co wiele razy podkreślali chociażby Maciej Rybus czy Ariel Borysiuk - uczył też młodych piłkarzy. Nie zawsze odbywało się to w miły sposób, nie brakowało przekleństw cedzonych pod nosem i teatralnych ruchów rękoma, tyle że łatwo było o tym zapomnieć, bo wnosił Serb do naszego futbolu tyle fantazji, nieprzewidywalności i umiejętności, że… no nie sposób było tego nie doceniać. Zagrał dla warszawskiego klubu 78 spotkań, strzelając 30 bramek i dodając do tego 13 asyst. Magik.
Nemanja Nikolić
Maszyna do zdobywania goli - dla Legii uzyskał ich 55 w 86. występach. Niemal w pojedynkę wprowadził stołeczny klub do Ligi Mistrzów, gdy strzelił 5 bramek w eliminacjach do tych rozgrywek w sezonie 2016/17. Gorzej szło mu tylko w fazach grupowych europejskich rozgrywek - w LM strzelił raz, w Lidze Europejskiej ta sztuka mu się ani razu nie udała. W pewnym momencie przylgnęła zresztą do niego łatka faceta, który strzela ze słabeuszami. Wspomniał o tym przed meczem Lecha z Legii ówczesny trener poznańskiej drużyny Jan Urban. Węgierski napastnik odpowiedział najlepiej, jak potrafił - dwoma golami na stadionie przy Bułgarskiej. Może nie był to piłkarz, który porywał techniką, nieszablonowością, ale przecież nie z tego go rozliczano. Najważniejsze, że bramki ładował hurtowo.