Autor zdjęcia: Adam Starszynski / PressFocus
Utrzymać Koronę, Arkę i ŁKS, czyli mission impossible w wersji ekstraklasowej
Gdybyśmy za ten tekst zabrali się kilka tygodni temu, zapewne zostałby sprowadzony do kwestii jakiegoś alternatywnego sposobu zakończenia sezonu. Mówiło się przecież o takim wariancie, w którym w Ekstraklasie nie będzie spadków, za to o rok wcześniej powiększymy ligę. Nie oszukujmy się – Koronie, Arce i ŁKS-owi marzył się taki scenariusz.
Czas pokazał, iż nie warto było się łudzić. Koronawirus został opanowany na tyle, by w pewnych sferach wrócić do w miarę normalnego funkcjonowania i polska piłka na szczeblu centralnym jest jedną z nich. A skoro tak, to o wszelakie laury i inne profity, w tym utrzymanie, trzeba będzie bić się na boisku. Jak zatem prezentują się szanse poszczególnych ekip, które aktualnie przesiadują w strefie spadkowej?
Zacznijmy od najbardziej tragicznego przypadku…
ŁKS
Dopóki nad Ekstraklasą wisiało widmo zakończenia sezonu w sposób, o jakim pisaliśmy we wstępie, przy alei Unii 2 panował względny spokój. I nie, wcale nie przez to, że wszyscy siedzieli na kwarantannie. Po prostu wydawało się, że skoro i tak nie da się dograć pozostałych 11 kolejek, to nie ma co mieszać w drużynie.
No a potem Krzysztof Przytuła zrzucił bombę na Kazimierza Moskala w wywiadzie, którego udzielił na internetowej stronie klubu. Parę dni później szkoleniowiec doszedł do porozumienia w sprawie rozwiązania jego kontraktu, a zastąpił go Wojciech Stawowy.
– Dyrektor sportowy jest w całej tej historii katalizatorem. Swego czasu pracował przecież jako asystent Stawowego, de facto podwładny. Teraz hierarchia się odwraca i to na niego spadnie odpowiedzialność za powodzenie misji Stawowego w ŁKS-ie. Jeszcze raz otrzymujemy dowód na to jak wielką decyzyjność posiada Przytuła. Czy to dobrze, czy nie – czas pokaże. Niemniej możemy być pewni kontynuacji linii, jaką kilka lat temu obrał – pisaliśmy o zatrudnieniu nowego trenera.
☕ Zaparzcie sobie herbatę i przeczytajcie obszerną rozmowę z dyrektorem sportowym ŁKS - Krzysztofem Przytułą. https://t.co/tnWvsKI0jS
— Łódzki Klub Sportowy (@LKS_Lodz) April 16, 2020
Czy ta zmiana szkoleniowca oznacza, że łodzianie wciąż wierzą w uratowanie Ekstraklasy na kolejne rozgrywki? Cóż, tak stwierdził na Weszło sam Stawowy, a wcześniej Moskal, Tomasz Salski również upiera się przy takiej wersji. Ale w sumie co każdy z nich miałby powiedzieć? Że na 11 meczów przed zakończeniem sezonów ŁKS już pogodził się ze spadkiem i nie ma co się łudzić? Wyobrażacie sobie, że po czymś takim wszyscy zawodnicy podchodzą na poważnie do kolejnych meczów, starają się na maksa? Przecież to by było jawne przyzwolenie na bumelanctwo i nic więcej. A kibice? Okej na stadion i tak nie wejdą, lecz o ich zainteresowanie nawet przed telewizorem też trzeba walczyć. W końcu przecież i trybuny zostaną odmrożone i dobrze by było, gdyby jedna strona ufała drugiej.
Inna sprawa, że 1 punktów straty do Wisły Kraków na ostatnim bezpiecznym miejscu wydaje się być stratą nie do odrobienia. A skoro tak, to pod zachowaniem pozorów walki o utrzymanie najbliższe tygodnie i tak będą wyglądały niczym przedłużony okres przygotowawczy przed następnym sezonem na zapleczu Ekstraklasy, by powrócić do niej na rozgrywki 2021/22. Co w tym kontekście ważne, nie licząc paru mało ważnych graczy typu Budzyński, Łuczak czy Kujawa, praktycznie cała kadra ma kontrakty obowiązujące minimum do czerwca 2021 roku, więc nawet po degradacji ekipa nie powinna się rozpaść. – W ten sposób chcemy sprawić, by zawodnicy ponieśli odpowiedzialność za ewentualny spadek i pomogli nam w I lidze – mówił nam Tomasz Salski w styczniowym wywiadzie.
Tomasz Salski dla 2x45:
— www.2x45.info (@2x45info) February 9, 2020
▶ Co oznaczałby spadek?
▶ Jak ocenia letnie transfery?
▶ Dlaczego zorganizował spotkanie z kibicami?
▶ Jak wygląda współpraca z Krzysztofem Przytułą?
▶ Dlaczego ufa trenerowi Moskalowi?
Z prezesem ŁKS-u rozmawiał @B_Maniek.https://t.co/uLw16Eihon
Zanim to jednak nastąpi, ŁKS zmierzy się z Górnikiem u siebie, co jest dobrą okazją do zgarnięcia kompletu punktów. Zabrzanie spisują się fatalnie na wyjazdach, ostatni raz w gościnie wygrali w czasach, gdy przez te ziemie wędrowali Lech, Czech i Rus. Później będzie jednak już tylko gorzej – wyjazd na Raków i Śląsk, Jagiellonia u siebie. Delikatnie rzecz ujmując – nie pachnie to jak 9 oczek…
KORONA KIELCE
W Kielcach jeszcze wierzą, co pokazały dwie rzeczy – zwycięstwo z ŁKS-em 1:0 i zatrudnienie Macieja Bartoszka jeszcze przed wybuchem pandemii.
O tym w jak desperackiej sytuacji znaleźli się Złocisto-krwiści niech świadczy właśnie sięgnięcie po tego szkoleniowca. Ale nie zrozumcie nas źle, nie uważamy, iż nadaje się on do koszenia trawy sekatorem. Chodzi o to, że tajemnicą poliszynela są chłodne jak wnętrze zamrażarki relacje Bartoszka z prezesem Zającem. On sam po zatrudnieniu trenera publicznie wspomniał zresztą coś w stylu: „Przyjaciółmi nie zostaniemy, ale dobro Korony jest teraz najważniejsze”.
Początkowo zdawało się, że nowy szkoleniowiec będzie musiał operować na żywym organizmie, ale przerwa spowodowana koronawirusem tak naprawdę dała mu dodatkowy okres przygotowawczy. Owszem, dość osobliwy, wszak przez długi czas zespoły nie mogły trenować normalnie. Jednakowoż, skoro pan Maciej przejął kielczan na początku marca, miał dużo więcej czasu na zapoznanie się ze specyfiką i możliwościami swych podopiecznych niż Stawowy czy Mamrot. Dodatkowe dwa miesiące to też wystarczający okres, by po kilka razy obejrzeć poprzednie mecze Korony i rozkminić, które rozwiązanie należy pielęgnować, które udoskonalić, a które odrzucić. Wiadomo, trener po boisku nie biega, lecz wspomniane kwestie to i tak wielki kapitał, dający Bartoszkowi małą przewagę nad konkurentami.
Pytanie czy uda mu się ulepić z powierzonych mu zawodników? Delikatnie rzecz ujmując, kadra kielczan nie prezentuje się najlepiej. Znaleźlibyśmy może ze czterech graczy, za którymi byśmy zatęsknili, gdyby Korona zniknęła z ekstraklasowej mapy – Kozioł, Kovacević, Żubrowski, Forsell. Reszta to albo typowy dżemik, albo przeterminowany wyrób dżemopodobny. Weź człowieku ułóż sensowny atak z Cecaricia, Djuranovicia i Pacindy. Albo obronę, jeśli obok Kovacevicia masz do dyspozycji Tzimopoulosa i Gardawskiego, a poza tym samych młodzieżowców. Powodzenia, serio.
Sytuacja kadrowa Korony jest na tyle kiepska, że…
Info od https://t.co/F0Ic6ag2PX
— Mateusz Rokuszewski (@mRokuszewski) May 20, 2020
A to pokłosie cięć, jakie obserwowaliśmy w ostatnich tygodniach. Z drużyną Bartoszka pożegnało się aż 5 zawodników – Miletić, Marquez, Dziwniel, Zalazar i Arweładze. Niby nikt ważny, ale z drugiej strony pod względem personalnym lepiej mieć większe pole manewru niż go nie mieć, prawda?
Rzućmy jeszcze okiem w kalendarz do końca rundy zasadniczej: wyjazdy do Płocka i Lubina, u siebie Piast i Lech. Brzmi jak 3-5 punktów na 12 możliwych. No niezbyt przyjemna perspektywa, biorąc pod uwagę 5 oczek straty do Wisły Kraków.
ARKA GDYNIA
Powiedzmy sobie otwarcie – jeśli bierzesz trenera takiego jak Ireneusz Mamrot, to nie po to, aby od razu się poddać i przygotowywać do awansu do Ekstraklasy po sezonie 2020/21. Zatrudnienie go trenujemy niczym deklarację, że Arka ostatniego słowa jeszcze nie powiedziała i nie należy jej skreślać.
Oczywiście co innego zapowiedzi, co innego teoria, a jeszcze co innego praktyka. Według nas drugim największym „dopalaczem” dla gdynian powinno być ustabilizowanie sytuacji klubu. Zanim Kołakowscy przejęli Arkę, nie wiadomo było, czy w przyszłym sezonie nie przyjdzie jej rywalizować w IV lidze, a zaległości w wypłatach sięgały kilku miesięcy. – Dałem się nabrać na słowa obecnego właściciela, który zapewniał, że problemów z pieniędzmi nie będzie. Że jego słowo jest ważniejsze od wszystkiego. Cóż. Muszę patrzeć w przód i wierzyć, że najbliższe miesiące mi to zrekompensują – mówił Michał Nalepa na łamach Weszło. Oprócz tego opowiadał o frustracji i kiepskiej atmosferze w szatni spowodowanej arcytrudną sytuacją klubu i brakiem jakiegokolwiek kontaktu z Midakami przez ponad miesiąc.
No ale to już za nimi, przejęcie Arki przez Kołakowskich i Mamrota musiało tchnąć sporo życia w szeregi drużyny. Teraz ci goście mogą po prostu wyjść na boisko i myśleć tylko o tym, jak okiwać obrońcę rywala, pokonać bramkarza i przechytrzyć napastnika. A nie czy za chwilę będzie czym zapłacić rachunki, ratę za mieszkanie, co włożyć do gara i gdzie trzeba będzie przeprowadzić się latem, żeby regularnie grać i aby rodzinie żyło się dobrze. Tak spokojnych głów gdynianie nie mieli od miesięcy.
Z tej niechlubnej trójcy drużyna Mamrota wygląda też najlepiej pod względem personalnym. Steinbors to kocur, jeden z najlepszych bramkarzy Ekstraklasy. Nalepa stanowiłby wzmocnienie dla 75% drużyn tej ligi. Vejinović… Okej, powinien się sporo poprawić, ale może Mamrot wyciśnie z niego znacznie więcej potencjału niż Rogić. Do zdrowia wrócił Schirtladze, co również stanowi spore wzmocnienie względem początku rundy wiosennej. Razem z Jankowskim parę sztuk powinni strzelić. Z drużyną pożegnał się tylko Maghoma, ale skoro jest Bergqvist, nie powinno być tragedii.
Walkę o utrzymanie Arka rozpocznie od derbów z Lechią i to w Gdańsku, gdzie ostatni raz zwyciężyła w 2008 roku. W kwestii skali trudności nie ma co więcej dodawać. Oprócz tego gdynian czeka także wycieczka do stolicy, bynajmniej nie na zwiedzanie Pałacu Kultury. Do Trójmiasta zawitają z kolei Śląsk i Wisła Kraków. Gdyby tak udało się utrzymać do niej obecny dystans (6 oczek), a potem pokonać u siebie – utrzymanie byłoby zdecydowanie w zasięgu.