Autor zdjęcia: Krzysztof Porebski / PressFocus
Rok dłużej i dosyć. Piszczek przedłużył kontrakt!
Od początku roku z mediów płynęły sprzeczne informacje w sprawie nowego kontraktu Łukasza Piszczka w Borussii. Pewnikiem było tylko to, że prędzej czy później jego czas w Dortmundzie dobiegnie końca – może za pół roku, może za półtora? Teraz wiemy, że wydarzy się później niż pierwotnie zapowiadano.
Czerwiec 2021 roku – wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że ten termin będzie granicznym dla Łukasza Piszczka. Polak bowiem przedłużył umowę z BVB na następny rok i można domniemywać – również opierając się o wypowiedzi samego piłkarza i czystą logikę – że po tym czasie jego przygoda w Dortmundzie i w ogóle w zawodowej piłce dobiegnie końca. Będzie miał na karku 35 lat, grać może i by mógł, ale czy tak regularnie jak do tej pory? Wątpimy. A kluczowe i tak jest to, że Piszczek już deklarował zakończenie kariery i powrót w rodzinne strony.
– Zakładam, że w czerwcu 2021 będę się pakował na powrót do Polski. Mam tu swoje sprawy i plany związane z moją akademią piłkarską w Goczałkowicach, z LKS Goczałkowice, w którym chciałbym trochę pograć – powiedział w rozmowie ze Sport.pl.
Teraz mamy wszystko czarno na białym, ale sytuacja w styczniu była jeszcze kompletnie inna. Niemiecki „Sport Bild” donosił wówczas, że Borussia nie zaproponuje Piszczkowi nowego kontraktu, jednak niedawno okazało się, że sprawa nie jest wcale przesądzona. 66-krotny reprezentant Polski na przełomie 2019 i 2020 roku co prawda grał mniej niż zazwyczaj, a władze klubu akurat planowały rewolucję kadrową, jednak sytuację pokrzyżował najpierw powrót Piszczka do regularnej gry od dechy do dechy, a potem pandemia koronawirusa.
🇵🇱✍ Borussia Dortmund verlängert den Vertrag mit Łukasz #Piszczek um ein weiteres Jahr bis 2021! 😍 #PISZCZU2021
— Borussia Dortmund (@BVB) May 20, 2020
Minęła ponad dwumiesięczna przerwa od gry i Piszczek wyszedł na derby Zagłębia Ruhry z Schalke w pierwszym składzie z opaską kapitana i pokazał, że Lucien Favre wciąż może na niego liczyć. Nie oszukujmy się – ponad 350 występów w żółto-czarnych barwach, dwa mistrzostwa kraju, dwa Puchary i Superpuchary Niemiec, finał Ligi Mistrzów to wynik godny legendy klubu, którą Piszczek bez dwóch zdań jest. Z tego też powodu pożegnanie się z Polakiem po prawie 10-letniej przygodzie nie będzie należeć do tych z kategorii „łatwe i przyjemne”.
Barwna, choć spokojna, nieobfita w żadne europejskie wojaże, kariera Polaka potrwa jeszcze rok. I chyba dobrze, że sam Łukasz wie, kiedy ze sceny zejść. Nie ma zamiaru czekać nie wiadomo jak długo, kisić się na ławce, wchodząc tylko na ogony i zostać zapamiętanym, jako ten, który faktycznie pod koniec nie odgrywał znaczącej roli w BVB. Dlatego też nie wyobrażamy sobie, żeby po zamknięciu rozdziału „Dortmund” szukał wyzwań na podobnym poziomie rozgrywkowym. Sam Piszczek mówi otwarcie, że w 2021 roku zakończy karierę i będzie mógł poświęcić się swojej akademii w Goczołkowicach.
– Trzeba się bronić na boisku. Po okresie, kiedy siedziałem na ławce, wskoczyłem do składu i pokazałem, że dalej mogę grać na bardzo wysokim poziomie – powiedział Piszczek w kwietniu na łamach portalu Weszło. Życzymy więc byłemu reprezentantowi Polski, żeby pokazywał to jeszcze przez co najmniej rok i skończył swoją przygodę z Borussią z takimi samym aplauzem na stadionie, jak to miało miejsce w listopadzie przy okazji meczu kadry ze Słowenią.