Autor zdjęcia: Mateusz Czarnecki
To już się powoli robi nudne... Kolejne lanie w wykonaniu Legii!
Nad stolicą zapowiadano w środowy wieczór gwałtowne burze. No i rzeczywiście, zaczęło się od sensacyjnego grzmotu, ale potem było już tylko jednostronne lanie.
Po raz kolejny w tym sezonie lider tabeli źle wszedł w mecz, sam sobie narobił kłopotów, by jednak odwrócić losy spotkania. Trzeba jednak przyznać, że tego wieczoru inaczej być nie mogło, bo na tle Legii idącej jak burza Legii rywale z Gdyni wypadli po prostu tragicznie. Jeśli przegrywa się różnicą czterech goli, a to i tak był najniższy wymiar kary, trudno o jakiekolwiek pozytywy.
Mecz w Warszawie zaczął się sensacyjnie, bo w 41. sekundzie Danch strzelił bramkę dla gości, po przytomnym odegraniu Schirtladze i drzemce Jędrzejczyka oraz Wieteski. Legia rozpoczęła zatem znowu od zimnego prysznica, ale już po kilku minutach widać było, że w żaden sposób nie wpłynie to na jej grę. Nie było w niej nerwowości, chaosu, ale metodyczne punktowanie rywala.
Gospodarze zapisali na koncie pięć goli, a mogli znacznie więcej. Pekhart trafił w poprzeczkę po pięknym uderzeniu głową, przed przerwą powinien być też rzut karny dla Legionistów. Cholewiak był wyraźnie faulowany przez Antonika, ale sędzia nie zareagował. Gdzie był VAR? To już słodka tajemnica rozjemców.
Kradzież. pic.twitter.com/D79XRzE3ck
— Michał Rączka (@majkel1999) June 10, 2020
Kapitalnie spisywała się przede wszystkim prawa strona Legii. Duet Vesović - Wszołek jeszcze długo będzie śnił się zawodnikom Arki. Ten drugi zakończył spotkanie z kapitalnymi liczbami (gol i trzy asysty), ale wciąż ma sporo do poprawy w temacie wykończenia akcji, spokoju pod bramką rywali. Kolejny raz świetnie spisał się Cholewiak, który dzisiaj wyszedł w podstawowej jedenastce i przez cały mecz było go na boisku pełno.
Zresztą, przy wyniku 5:1 pochwały można zapisać przy nazwisku każdego z ofensywnych piłkarzy “Wojskowych”. Legia nie zestresowała się straconą bramką, tylko mozolnie, konsekwentnie robiła swoje, atakując do ostatnich sekund. Dawno nie było w lidze drużyny, która potrafiła aż tak wyraźnie zdominować rywali. Podopiecznym Vukovicia nie chodzi tylko o to, aby wygrać, zapisać na koncie trzy punkty i rozejść się do domu. Oni dążą do jak największej liczby bramek, oddanych strzałów, przyjemnych dla oka akcji.
Arka może się cieszyć, że wyjeżdża ze stolicy z bagażem “tylko” pięciu bramek. To chyba wystarczy za komentarz do jej gry.
Legia Warszawa - Arka Gdynia 5:1 (1:1)
0:1 Danch 1’ (asysta Schirtladze)
1:1 Wszołek 44’ (asysta Vesović)
2:1 Marcinak - samobójcza 50’ (asysta Wszołek)
3:1 Luquinhas 57’
4:1 Cholewiak 62’ (asysta Wszołek)
5:1 Sanogo 86’ (asysta Wszołek)
Legia: Majecki 4 - Vešović 8 (76’ Pyrdoł), Jędrzejczyk 6, Wieteska 6, Karbownik 6 - Antolić 7, Gwilia 6 (67’ Martins 5) - Wszołek 8, Luquinhas 7, Cholewiak 7 - Pekhart 5 (67’ Sanogo 6)
Arka: Šteinbors 3 - Zbozień 1, Marić 1, Danch 2, Marciniak 1 - Kopczyński 2, Nalepa 1 - Antonik 2 (55’ Mihajlović 2), Vejinović 2, Samanes 1 (46’ Młyński 2) - Schirtladze 4 (78’ Zawada)
Sędzia: Kwiatkowski (Warszawa)
Nota: 4
Żółte kartki: Vejinović
Piłkarz meczu: Paweł Wszołek