Autor zdjęcia: Michal Kosc - Press Focus
Tradycji stało się zadość. Jagiellonia - Legia 0:0
W każdym z ostatnich sześciu meczów pomiędzy Jagiellonią i Legią w Białymstoku nie padło więcej niż dwie bramki. W środę na boisku oglądaliśmy walkę, sporo fauli, mnóstwo nieudanych akcji, zabrakło tego co najważniejsze, czyli goli. Podobnie jak w rundach finałowych w 2017 i 2018 roku.
Teraz można już jedynie gdybać, jak pewien incydent z rozgrzewki na murawie w Białymstoku wpłynąłby na wynik tego spotkania. Chodzi tutaj oczywiście o kontuzję Tomasa Pekharta, który środowe spotkanie rozpoczął w szatni. Uraz wyeliminował Czecha z gry, Aleksandar Vuković zmuszony został do zmiany, na boisku pojawił się Walerian Gwilia, do ataku przesunięto Mateusza Cholewiaka.
I Legia w ogóle nie przypominała naoliwionej maszyny z poprzednich spotkań (a konkretnie z meczów przeciwko Lechowi, Wiśle Kraków czy Arce Gdynia). Wicemistrzom Polski brakowało zmiany tempa akcji, przyśpieszenia, piłkarze z Warszawy nie potrafili wymienić kilku podań w pobliżu pola karnego Jagiellonii, głównie za sprawą ostrej gry gospodarzy. Białostoczanie od samego początku usiedli na przeciwniku, problem w tym, że nie potrafili wykorzystać błędów rywala i swoich akcji. Najlepszą już w 5. minucie miał Martin Pospisil, ale zamiast przymierzyć technicznie spróbował na siłę.
W telegraficznym skrócie pierwszą połowę można nazwać meczem walki, w którym żadna ze stron nie potrafiła wyprowadzić jednego konkretnego ataku. Jedynie piłkarze Jagiellonii zadawali liczne ciosy legionistom, gra momentami była bardzo ostra, a białostoczan dodatkowo motywowały śpiewy kibiców. Szkoda, że nie wpłynęło to żadnym stopniu na jakość na boisku, bo do przerwy nie oglądaliśmy żadnego celnego strzału.
#JAGLEG #LPOPOG
— EkstraStats (@EkstraStats) June 24, 2020
2 mecze, 4 drużyny, łącznie 90 minut gry, łącznie 0 celnych strzałów...
Po zmianie stron coś ruszyło w grze Legii, mamy tutaj głównie na myśli Cholewiaka, który trzykrotnie wyprowadzał kontratak swojej drużyny i za każdym razem zdecydował się na najgorsze rozwiązanie. Obydwaj trenerzy próbowali ratować sytuację zmianami, ale pożytku było z tego tyle, co z zagrań skrzydłowego wicemistrzów Polski.
Chcielibyśmy o tym meczu napisać więcej, ale naprawdę nie ma o czym. Jagiellonia próbowała, jej piłkarzom nie można odmówić walki i determinacji, ale jakości w decydujących zagraniach już tak. Podobnie jak Legii, chociaż piłkarze trenera Vukovicia, być może znając wynik meczu w Gdańsku, nie zagrali na 100 procent swoich możliwości. Zdobyty punkt i tak przybliżył ich do mistrzostwa, szkoda tylko, że w Białymstoku, w pojedynku takich drużyn znowu oglądaliśmy wymęczone do granic możliwości 0:0.
Jagiellonia Białystok – Legia Warszawa 0:0
Jagiellonia: Węglarz (4) – Kadlec (5), Runje (6), Tiru (5), Wójcicki (5) (57’ Arsenić – 4) – Borysiuk (4) (61’ Imaz – 4), Romanczuk (6) – Makuszewski (4) (85’ Prikryl – bez oceny), Pospisil (4), Bida (3) – Puljić (4).
Legia: Majecki (5) – Stolarski (5), Wieteska (6), Lewczuk (7), Karbownik (4) – Antolić (4) (74’ Martins - ), Slisz (4) – Wszołek (4), Gwilia (5), Luquinhas (3) (68’ Rosołek - 3), Cholewiak (3).
Sędzia: Jarosław Przybył.
NOTA OD www.2x45.info: 5.
Żółte kartki: Puljić, Bida, Makuszewski, Tiru – Slisz, Stolarski.
Widzów: 3636.
Piłkarz meczu: Igor Lewczuk.