Autor zdjęcia: Paweł Andrachiewicz - Press Focus
Wrocław Kolejorzowi ciągle straszny. Sytuacja w czołówce bez zmian. Śląsk - Lech 2:2
Mając w pamięci mecz tych drużyn w Poznaniu zacieraliśmy ręce i nie zawiedliśmy się. Śląsk i Lech stworzyli niezłe widowisko, chociaż wynik najbardziej satysfakcjonuje Lechię, która odrobiła do czołówki dwa punkty. Dzisiejsza rywalizacja potwierdziła również olbrzymie problemy Kolejorza, który we Wrocławiu w ciągu ostatnich dziewięciu lat wygrał raptem raz.
Przed pierwszym gwizdkiem wszyscy we Wrocławiu mogli zadawać sobie dwa pytania: Jak Śląsk zaprezentuje się na tle naprawdę mocnego rywala? I w jak dużym stopniu ulewny deszcz, który padał nad stadionem, przeszkodzi piłkarzom w grze.
Wszystkie obawy opisane wyżej były w pełni uzasadnione. Drużyna Vitezslava Lavicki potrafiła zagrać bezbarwnie z Legią Warszawa, gdzie piłkarze grali tak, jakby zamiast wiaderka witamin wypili wiaderko Positivum. Druga sprawa to właśnie warunki atmosferyczne, które spowodowały ogromne kałuże na murawie, a one zawsze utrudniają rozgrywanie piłki po ziemi. W taki bowiem sposób próbują grać drużyny z Wrocławia i Poznania.
Zawodnicy już od pierwszych minut rozwiali nasze wątpliwości odnośnie tego drugiego aspektu, bo tempo spotkania było bardzo żywe, piłkarze próbowali konstruować szybkie akcje, chociaż momentami piłka grzęzła w wodzie. Na największy plus zasłużyli jednak piłkarze Lecha, konkretnie Tymoteusz Puchacz i druga linia gości. Pierwszy bardzo sprawnie radził sobie z Przemysławem Płachetą, który został zmuszony do oddawania strzałów z dystansu lub uderzał z bardzo trudnych pozycji. Pomocnicy natomiast, na czele z Jakubem Kamińskim, momentami wyglądali tak, jakby na stopy założyli kajaki, bo sprawnie poruszali się po boisku. Kolejorz pokazał sporo jakości, ale do perfekcji zabrakło odpowiednich decyzji w polu karnym przeciwnika, konkretnie w momencie finalizacji akcji. Bramka, jaką zdobyli przyjezdni, padła po dwóch rażących błędach Łabojki i Dankowskiego, które wykorzystał Gytkjaer.
Najwięcej w tym meczu działo się w drugiej połowie, kiedy warunki na boisku zbliżyły się do idealnych. Śląsk ruszył do ataku głównie za sprawą Krzysztofa Mączyńskiego, przy wsparciu Jakuba Łabojki, którzy przy niewidocznym Chrapku i Exposito oraz nieskutecznym Pichu wnieśli do gry swojego zespołu pierwiastek przebojowości i jakości. Były reprezentant Polski pokazał po przerwie paletę zagrań, jakie mogliśmy oglądać w kadrze przy okazji eliminacji do EURO 2016 i samego turnieju. „Mąka” bardzo dobrze rozgrywał piłkę, idealnie wyczuwał moment przyspieszenia akcji, dostrzegał wolne przestrzenie i potrafił zagrać piłkę do wychodzących partnerów.
Co więcej, swoją agresywną grą dał zespołowi sygnał do ataku i pokazał, że tego idealnego – po godzinie gry – Lecha można złamać. Jest tylko jeden problem: kapitan Śląska za mocno wziął sobie do serca słowa z poniższego filmiku:
Mączyńskiego bowiem nie powinno już być na boisku, kiedy w 76. minucie asystował przy bramce Puerto: były gracz Legii za brutalny faul na Ramirezie otrzymał w 55. minucie żółtą kartkę, po chwili groźnie nastąpił na zawodnika drużyny gości, za co należała się kolejna żółta. Nie wspomnimy już o dyskusjach piłkarza z sędzią, za które arbiter również powinien „nagrodzić” gracza żółtkiem.
Nic takiego nie miało jednak miejsca, a Śląsk dwukrotnie potrafił odrobić przewagę Lecha. Na uwagę zasługuje postawa Łabojki i Modera, którzy zaspali przy pierwszych bramkach dla przeciwnika, ale to ich trafienia ustaliły wynik spotkania. Szczególnie gol pomocnika wrocławian udowodnił, że eksperymenty z Żivuliciem na środku pomocy gospodarzy były tak trafione, jak typowania utrzymania ŁKS-u. Warta odnotowania jest również gra Śląska, który potrafił pójść na zwarcie, nie załamał się traconymi bramkami i mimo słabszego dnia Płachety dał radę urwać Kolejorzowi punkt.
Atrakcyjność tego meczu i wszystkie wrażenia artystyczne tracą na znaczeniu z powodu kontrowersyjnych decyzji sędziego. Frankowski bez dwóch zdań pomógł dziś Śląskowi (dodajmy jeszcze agresywny atak Chrapka na Jóźwiaka, który zakończył się żółtą kartką dla pomocnika gospodarzy) i tym samym poprawił sytuację Legii i… atakującej podium Lechii. Bramkowy remis na pewno nie urządził pojedynkujących się we Wrocławiu drużyn.
Śląsk Wrocław – Lech Poznań 2:2 (0:1)
0:1 – Gytkjaer 17’
1:1 – Puerto 76’ asysta Mączyński
1:2 – Moder 82’ (k.)
2:2 – Łabojko 85’ asysta Mączyński
Śląsk: Putnocky (5) – Musonda (5), Puerto (5), Tamas (4), Dankowski (4) – Łabojko (6), Mączyński (7) – Pich (4) (68’ Marković – 4), Chrapek (2) (74’ Samiec-Talar – bez oceny), Płacheta (5) (88’ Bergier – bez oceny) - Exposito (3).
Lech: van der Hart (4) – Butko (3), Satka (6), Crnomarković (4), Puchacz (6) – Kamiński (7) (83’ Skóraś – bez oceny), Moder (6), Tiba (6), Jóźwiak (3) – Ramirez (5) (71’ Letniowski – bez oceny) – Gytkjaer (6) (78’ Żamaletdinow – bez oceny).
Sędzia: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa).
NOTA OD www.2x45.info: 3.
Żółte kartki: Chrapek, Mączyński – Gytkjaer, Puchacz.
Piłkarz meczu: Jakub Kamiński.