Autor zdjęcia: Piotr Matusewicz / PressFocus
Mission Impossible w Gdyni, czyli jak Arka chciała się utrzymać w Ekstraklasie
W życiu można mieć wielkie plany, przykładowo wejście na Mount Everest czy skok ze skoczni narciarskiej. Problem w tym, że nie da się tego zrobić w japonkach. Arka poszła jednak krok dalej i chciała się utrzymać, mając w ataku Jankowskiego, Serrarensa, Siemaszkę i Zawadę.
Samo wymienienie tych nazwisk jako członków ataku ekstraklasowej drużyny powoduje u nas bóle brzucha i pieczenie policzków. Naturalnie ze śmiechu. Oczywiście dzisiaj z perspektywy czasu jesteśmy o wiele mądrzejsi, bo widzieliśmy wszystkich tych gagatków w akcji i wiemy, że ich potencjał oparty głównie na nieźle wyglądającym CV ładnie prezentował się jedynie na papierze. Jak przyszło poważne granie, to okazało się, iż Arka niczym nie przypominała tej biblijnej, gdzie Noe zebrał dwie najlepsze sztuki każdego gatunku. W Gdyni w ataku nie było żadnego napastnika z prawdziwego zdarzenia.
A przecież taki Fabian Serrarens jakąś jakość prezentował. Albo inaczej, spodziewaliśmy się po tym transferze pewnej jakości. O Holendrze rok temu pisaliśmy tak: „To, że Arka powinna szukać napastnika, wiedział każdy, kto oglądał jej mecze w poprzednim sezonie. Poza Maciejem Jankowskim nie było do tej pory w drużynie piłkarza, który gwarantowałby dwucyfrową liczbę bramek na koniec rozgrywek. Czy teraz to się zmieni? Pewni nie jesteśmy, ale przesłanki ku temu są, bo Fabian Serrarens, nowy napastnik gdynian, może się pochwalić dość ciekawym CV”. I nie zmieniło się, w Arce jak nie było gościa, który przebije Macieja Jankowskiego i zdobędzie więcej niż 10 bramek w sezonie (co ciekawe, sam zawodnik podobno niechętnie podchodził do wystawiania go na „9”), tak nie ma.
OBSTAWIAJ MECZE ARKI W BETCLIC! ZAREJESTRUJ SIĘ TERAZ Z KODEM 2X45INFO
Latem do klubu sprowadzony został jeszcze David Skhirtladze, ale z niego akurat łacha drzeć nie zamierzamy. Po pierwsze to rozgrywający, a nie napastnik (chociaż z przymusu grywał na „9”), a i tak udało mu się czterokrotnie pokonać bramkarza przeciwnika (Serarrensowi ta sztuka się nie udała). Po drugie na jesieni, do momentu poważnej kontuzji, naprawdę grał nieźle, chociaż do miana „czołowego rozgrywającego” ligi, jak zapowiadaliśmy jego transfer (TUTAJ) mu daleko.
Arka szykowała się zatem do walki w Ekstraklasie z napastnikami, których najlepsze dokonania strzeleckie na najwyższym poziomie ligowym wyglądały tak:
Rafał Siemaszko: 11 bramek w sezonie 2016/17 (Ekstraklasa)
Fabian Serrarens: 7 bramek w sezonie 2018/19 (Eredivisie)
David Skhirtladze: 7 bramek w sezonach 2016/17 I 2017/18 (Superlida – Dania)
Maciej Jankowski: 10 bramek w sezonie 2018/19 (Ekstraklasa)
Oskar Zawada: 6 bramek w sezonie 2018/19 (Ekstraklasa)
Czy to mogło się udać? Skoro liderem klasyfikacji strzelców w Arce jest Marko Vejinović (z czego większość z tych ośmiu bramek załadował po rzutach karnych) i drużyna przy wygranej Wisły Kraków w Łodzi ma już tylko matematyczne szanse na utrzymanie w Ekstraklasie, to jednak gdzieś popełniono błąd.
Nie wiem co siedzi w głowach osób, które budowały ten zespół. Środek na atak pozycyjny, skrzydłowi wyłącznie na kontry + najgorsze boki obrony w lidze. Chaos, brak jakiejkolwiek myśli przewodniej. #ZAGARK
— Kuba Mazan (@Mazzano7) August 10, 2019
O tym jak fatalnie została zbudowana drużyna z Gdyni jeszcze w sierpniu alarmował Kuba Mazan. Arka miała wtedy na koncie porażki z Jagiellonią, Pogonią, Zagłębiem Lubin i remis z równie przeciętną Koroną. Jeśli wrócimy pamięcią chociażby do meczu z białostoczanami klaruje nam się obraz nędzy i rozpaczy. Ten tekst tyczy się naturalnie ataku, ale klub z Trójmiasta praktycznie nie miał atutów, nie wspominając już o pomyśle na budowę zespołu.
W polskiej piłce widzieliśmy już naprawdę sporo. Przed kilku laty Antoni Ptak myślał, że wystarczy pojechać do Brazylii, zabrać pierwszych z brzegu chłopaków i nimi zawojować Ekstraklasę. Byli przedsiębiorcy, którzy na polu kukurydzy chcieli regularnie robić wielką piłkę. Znaleźli się też i tacy, którzy po awansie z I ligi chcieli zawojować najwyższy poziom tym samym składem, a zimą ściągali cały bus zawodników, aby ratować sytuację. Miejsca na salonach polskiej piłki uratować się jednak nie dało.
Szokujące, ale może spaść zespół, który odsyła do ataku dzielący między siebie 2000 minut bez gola duet Zawada-Serrarens, a gdzie w kluczowym momencie najlepszy okazuje się 36-letni wiceprezes brązowego medalisty III ligi kobiet grupy pomorskiej MARCUS Gdynia. Co poszło nie tak
— Leszek Milewski (@leszekmilewski) June 26, 2020
Może się nie udać również Arce, skoro na najważniejszej pozycji nie ma rasowego napastnika, a produkt snajpero-podobny. Oczywiście w takiej sytuacji trzeba szukać innych możliwości na zdobycie bramki, na przykład można poszukiwać szczęścia w stałych fragmentach gry.
Rok temu jednak Śląsk miał Marcina Robaka, który zdobył dla zespołu 18 bramek, w sezonie 2017/18 Lechia miała Marco i Flavio Paixao (16+10 bramek) i było na kim oprzeć walkę o ligowy byt. Brak kogoś takiego to proszenie się o kłopoty i chociaż Arka we wspomnianych rozgrywkach nigdy nie miała super strzelca, to jednak kolejny raz liczenie na to, że „a może się uda” musiało być zgubne.
I jest.