Autor zdjęcia: Live Media / PressFocus
Jak pogodzić indywidualizm i dobro zespołu? Tłumaczą Ciro Immobile i Luis Alberto
„Nienawidzę strzelać goli, gdy nie mam na to ochoty. Ale dziś musiałem to zrobić, żeby zdystansować Cristiano Ronaldo i pokonać Roberta Lewandowskiego (w walce o Złotego Buta – przyp. red.)” – powiedział Ciro Immobile w wywiadzie po niedawnym meczu z Brescią, w którym partnerzy Włocha silnie pracowali nad powiększeniem jego dorobku. Dyskusja o tym co jest ważniejsze – wyniki indywidualne czy dobro zespołu – nabrała nowego, innego charakteru.
Bo do tanga trzeba dwojga – w tym futbolowym tangu w głównej mierze chodzi o strzelającego i asystującego. Wczoraj wieczorem, w ostatniej kolejce zmagań, Lazio przegrało 1:3 z Napoli, ale świeżo zakończony sezon Serie A rozstrzygnął, że najlepszą parę strzelająco-asystującą mieli właśnie zawodnicy z Rzymu. Immobile po raz trzeci w karierze wywalczył tytuł Capocannoniere, a na dokładkę wyrównał rekord goli Gonzalo Higuaina (36) z sezonu 2015/16 i zgarnął Robertowi Lewandowskiemu Złotego Buta sprzed nosa. Luis Alberto natomiast po dwóch latach otarł się o tron króla asyst i też wyrównał swoją życiówkę (15 asyst) z kampanii 2017/18. O jedno kluczowe podanie przegrał tylko z Papu Gómezem z Atalanty.
W Lazio wilk syty i owca cała
To wszystko zbiegło się ze świetną kampanią Lazio, które po 13 latach wróci do Ligi Mistrzów. Choć paradoksalnie nie wszyscy kibice z błękitnej części Rzymu użyją przymiotnika „świetny”. Były chwile ekstazy, gdy podopieczni Simone Inzaghiego w grudniu rozjechali Juventus 3:1 w lidze, a kilka tygodni później powtórzyli to w Al-Rijadzie w ramach Superpucharu Włoch. Była narastająca ekscytacja, gdy biancocelesti kontynuowali serię osiemnastu meczów bez porażki, z których aż 16 było zwycięskich. Trudno będzie jednak wymazać traumę, jaką Orły zafundowały kibicom na początku i na finiszu rozgrywek, kiedy najpierw Inzaghi zanotował swój najgorszy trenerski start w Lazio, a jego zawodnicy nie potrafili uporać się ze SPAL-em w Serie A i CRF Cluj w Lidze Europy, a po przerwie spowodowanej pandemią koronawirusa nie potrafili wrócić na właściwe tory i zaprzepaścili szansę na scudetto. We wszystkich tych chwilach palce maczali Immobile i Alberto, ale zacznijmy od początku.
Przyzwyczailiśmy się, że przed mikrofonem piłkarze nie są wylewni, a często wręcz nieszczerzy. Zawsze liczy się dla nich dobro drużyny, rywal zagrał nieźle, a przed wszystkimi jeszcze mnóstwo pracy. Tymczasem Immobile w wypowiedzi ze wstępu nie owija w bawełnę – liczy się praca kolektywna, ale jego indywidualne osiągnięcia także. Czyli wilk syty i owca cała. Patrząc z perspektywy sezonu 2019/20 trudno nie odnieść wrażenia, że Lazio pogodziło się z takim podejściem i czerpała z niego pełnymi garściami. Bo to Immobile miał monopol na podania w pole karne przeciwnika i rzuty karne, zaś Luis Alberto przeważnie był tym, który dogrywał jemu lub innym. Statystyki nie kłamią – Hiszpan sześciokrotnie wykonał kluczowe podanie do Włocha i nikt inny w Italii tak często nie zagrywał do swojego ulubionego egzekutora.
Co więcej, wygląda na to, że Immobile z Alberto założyli sojusz także poza boiskiem. W 36. kolejce Rzymianie wybrali się do Werony na mecz z Hellasem. W doliczonym czasie gry przy wyniku 4:1 dla Lazio do rzutu karnego ku zdziwieniu obserwatorów podszedł… Luis Alberto, ale ostatecznie jedenastkę wykorzystał Immobile. Czy Hiszpan odważył się wtrącić w obowiązki Włocha? Nic z tych rzeczy – obaj chcieli przechytrzyć rywali, jak Leo Messi z Luisem Suárezem w 2016 r. przeciwko Celcie Vigo. Wtedy Argentyńczyk zamiast uderzyć na bramkę, podał piłkę do kolegi, a ten wykorzystał zdezorientowanie przeciwnika. Hellas jednak nie dał się nabrać – odczytali zamiary zawodników Lazio, którzy pragnęli dodać sobie po jednym punkciku w klasyfikacjach strzeleckich i asystenckich.
Immobile zdradził co kombinowali.
— Michał Borkowski (@mbork88) July 27, 2020
Ciro walczy o króla strzelców/Złotego Buta, ale Luis Alberto też walczy - o króla asyst (15 vs 16 Papu Gomeza).
Mieli plan, że Luis z karnego poda do wbiegającego Immobile żeby obaj zaliczyli +1, ale piłkarze Hellasu się zorientowali. https://t.co/57cb0Z51Ec
Porażki w przeszłości = większe ambicje?
A co na to inni członkowie drużyny? Na papierze sytuacja wydaje się uczciwa. Immobile i Alberto wiodą prym w indywidualnych zestawieniach, ale nie pozostają obojętni na kolegów. Immobile do końca wczorajszego meczu z Napoli walczył o tzw. double-double, czyli dwucyfrową liczbę bramek i asyst. Poprzestał na dziewięciu, z których tylko dwie były zaadresowane do Alberto. Najczęstszym beneficjentem zagrań Włocha był Joaquín Correa, któremu lider Lazio nie szczędził pochwał za ciężką pracę po meczu z Brescią. Argentyńczyk korzystał też z dobroci Hiszpana – jemu Alberto posłał cztery decydujące podania. W generalnej statystyce Serie A, w której uwzględnione są asysty pomiędzy poszczególnymi zawodnikami, triumwirat ze Stadio Olimpico zajął całe podium. Oto jak się prezentuje (dane za whoscored.com):
Nie jest jednak tak, że tylko wspomniane trio dzieli i rządzi w statystykach Lazio. Stacja Sky Sports Italia wyliczyła niedawno, że to Sergej Milinković-Savić najczęściej asystował Immobile w całej jego karierze i uczynił to 12 razy. To cały zespół pracuje na dorobek Włocha, o czym też wspomniał sam zainteresowany po meczu z Brescią: „Jest mi o wiele łatwiej strzelać, kiedy jestem na usługach kolegów. Wygląda na to, że nie jestem im nawet byt pomocny, bo to oni czynią mnie wielkim” – trafnie zauważył. I tak też wyglądała większość sezonu; gdy Lazio było pod ścianą, to bardziej koledzy szukali zagraniami Immobile, niż on sam czaił się na kolejne indywidualne zdobycze.
Wiele wskazuje, że taka współpraca będzie trwać także w następnych latach. Dla Immobile (lat 30) i Alberto (we wrześniu skończy 28 lat) najbliższe mercato to ostatni dzwonek, aby dołączyć do silniejszego zespołu. Tyle że im samym nie spieszno do tego. Kariery Włocha i Hiszpana przechodziły w przeszłości turbulencje w innych, mocniejszych klubach i dziś otoczyli się strefą komfortu w Lazio. Alberto nawet publicznie uderzył się w pierś, że zmarnował swój potencjał za młodu: „To, co powinienem prezentować w wieku 20 lat, zacząłem prezentować dopiero mając 25 lat. Teraz to naprawiam i wyciskam z siebie więcej, mam jeszcze trochę czasu, żeby podtrzymać formę” – mówił m.in. w kontekście swojego transferu do Liverpoolu w 2013 roku. Sprawy zmierzają ku temu, że Hiszpan najlepsze lata spędzi w Lazio. Corriere dello Sport przed kilkoma dniami ogłosiło, że 27-latek podpisze „dożywotni” kontrakt z Orłami aż do 2025 roku.
To stawia w bardzo uprzywilejowanej pozycji klub Claudio Lotito. Nie chcą się z niego ruszać jego liderzy, a potężnym magnesem dla nowych wzmocnień nie będzie tylko duet Immobile-Alberto, ale też Liga Mistrzów. W mediach huczy, że sam Luis Alberto zaangażował się w budowanie zespołu i telefoniczne namawiał Davida Silvę, aby przynajmniej na dwa najbliższe lata wstrzymał się z przeprowadzką poza Europę i pomógł biancocelesti w nowych wyzwaniach. Jeśli Kanaryjczyk da się namówić na taki krok, Lazio w następnych rozgrywkach bez wątpienia będzie przyciągać nasz wzrok jeszcze bardziej, niż przez ostatnie 12 miesięcy.