Autor zdjęcia: Własne
Panie prezesie: nigdy nie jest za późno na zmianę
Minął już prawie tydzień, a wciąż odczuwam zmęczenie tym, co zaprezentowała nasza kadra w dwóch ostatnich meczach. Wróciły najgorsze wspomnienia, wróciła zgaga, oczy wciąż bolą.
Weekend z futbolem ligowym zdawał się na to wszystko najlepszym remedium. Tyle że gdy obejrzałem występ Klicha w meczu z Liverpoolem, nie wiedziałem już - czy cieszyć się tym, co zaprezentował (oczywiście, że cieszyć, wspaniałe wejście do Premier League), czy przypomnieć sobie, że kompletnie nie umie przełożyć tego na kadrę. Gdyby to był problem związany tylko z pomocnikiem Leeds, łatwo byłoby machnąć ręką i stwierdzić: kolejny Krzysztof Warzycha, do reprezentacji zwyczajnie nie pasuje.
Nie da się jednak z ręką na sercu powiedzieć, że w drużynie prowadzonej przez Brzęczka dołuje tylko Klich. Byłoby to raz, że uproszczenie, a dwa po prostu kłamstwo. W kadrze od dłuższego czasu poziomu z gry w klubach nie prezentuje znaczna część piłkarzy.
Do selekcji Brzęczka przyczepić się trudno. Patrząc na listę powołanych zawodników łapię się najczęściej na tym, że zgadzam się z nią praktycznie od a do ż. Były kapitan osławionej kadry olimpijskiej wybiera zawodników z głową i zgodnie z tym, co prezentują oni na co dzień, gdy rywalizują w ligach oraz pucharach.
Czar pryska, gdy widzimy ich poczynania na boisku. Gdy próbujemy dopatrzyć się jakichkolwiek pomysłów na grę w przodzie.
Minęły już dwa lata Brzęczka za sterami kadry i trzeba powiedzieć sobie jasno - jego drużyna nie ma krzty stylu. Jestem realistą i absolutnie nie wymagam, że z Holandią na wyjeździe będziemy rządzili. Nie dam sobie jednak też wmówić, iż jedyne, na co stać tę grupę piłkarzy, to fajne przesuwanie się i przeszkadzanie. Nikt mnie nie przekona, że mając Klicha, Krychowiaka i Zielińskiego nie da się ich ustawić i obwarować takimi zadaniami, by byli w stanie kreować.
Nie dam sobie wmówić, że kadrę stać tylko na murowanie bramki i liczenie na farta z przodu, gola ze stałego fragmentu gry albo po kontrze. To skrajny minimalizm.
Nie umiem też zrozumieć, czemu służy powoływanie tak licznej grupy zawodników, którym potem nie daje się szansy gry. Mamy nieźle spisujących się od jakiegoś czasu Walukiewicza oraz Bochniewicza. W weekend obaj zdobyli dla swoich drużyn bramki, uzupełniając to solidną postawą w obronie. We wrześniowych meczach reprezentacji nie powąchali murawy ani na moment. Nawet jeśli hierarchia jest jasna, podstawowymi stoperami są Glik oraz Bednarek - zasłużenie, bez dyskusji - to wypada chyba choćby spróbować też innych rozwiązań.
Chyba że Brzęczek zobaczył w gwiazdach, iż akurat ta dwójka nigdy nie dozna za jego kadencji kontuzji, nie zaliczy jakiegoś gwałtownego zjazdu formy, słowem - zawsze będzie mógł ich wystawić. W takim razie fajnie, gratuluję.
Ja w gwiazdach widzę bidę z nędzą, gdy przychodzi mi na myśl kadra prowadzona przez Brzęczka. Nie dostrzegam szansy na progres. Nie wiem, co miałoby się zmienić w następnych miesiącach, jeśli dotąd nie zadziałało. Widzę kadrowiczów w meczach ligowych porządnych klubów, w porządnych ligach i jakby inni ludzie - grający z polotem, pomysłem, odważnie. Z jakiegoś powodu tego w reprezentacji grać nie potrafią.
W zmianie trenera reprezentacji widzę szansę na to, by nie zmarnować potencjału naprawdę fajnej grupy ludzi. No bo powiedzmy sobie szczerze - czy kadra może grać gorzej niż w ostatnim okresie? Pewnie może, ale to byłoby już straszne. Znacznie bardziej prawdopodobne jest to, że mając za sterami fachowca z większym doświadczeniem niż Brzęczek, z innym podejściem do futbolu, piłkarze ci w znacznie większym procencie prezentowaliby to, co w klubach.
No albo po prostu trochę by pograli w piłkę nożną, a to samo w sobie całkiem by mnie ucieszyło, gdy oglądam reprezentację Polski.