Autor zdjęcia: lechita.net
Górnik szuka następcy Milika. Pieniądze są, poważnych nazwisk nie ma
Po odejściu Arkadiusza Milika do Niemiec pojawił się problem znalezienia jego następcy, jakkolwiek by to miało brzmieć w odniesieniu do 18-letniego piłkarza. Obecnie przypomina to jednak szukanie igły w stogu siana.
Teoretycznie śląski klub pieniądze na nowego napastnika ma, bowiem od Bayeru Leverkusen za kartę zawodniczą Milika dostał ponad dwa miliony euro. Problem w tym, że wydaje się, iż zabrzańscy działacze szczególnie do wydawania tych pieniędzy się nie kwapią. Zapewne było trzeba załatać dziurę w budżecie, jednak jakaś kwota (przypuszczalnie niemała) na transfery powinna zostać.
Wśród potencjalnych nowych nabytków Górnika, zwanych zamiennie „następcami Milika”, wymienia się ostatnio Krzysztofa Kaliciaka, czy wcześniej Słowaka Davida Skutkę. Krótko mówiąc, nazwiska te na kolana nie powalają. O ile jeszcze w przypadku Skutki można mówić o pewnej klasie piłkarskiej, ponieważ w tym sezonie słowackiej Corgon League strzelił 13 bramek, o tyle jeśli bierzemy pod uwagę Kaliciaka, to już tak optymistycznie zapatrywać się nie możemy - w II lidze ten 26-letni napastnik w 15 meczach zdobył sześć goli. Z czym do ludzi?
Spekulowano równie, że w kręgu zainteresowań zabrzan znalazł się również Dawid Nowak (potem to dementowano, ale to akurat najmniej ważne). Postać bardzo ciekawa, ale tylko na boisku i tylko, gdy nie ma kontuzji. A że taka sytuacja zdarza się równie często, jak strzelenie gola przez Łukasza Gikiewicza, to Nowak obecnie niewiele znaczy w hierarchii polskich snajperów. To, że nosa do zdobywania bramek ma, pokazał nieraz. Ale który polski klub obecnie zdecydowałby się go zatrudnić, podpisując z nim kontrakt na więcej niż rok? Sądzę, że w tych kategoriach należy rozpatrywać potencjalnego następcę Milika. Nie jako napastnika na kilka miesięcy, ale na kilka lat. A Dawid Nowak dłuższej wytrwałości na boisku niż przez pięć meczów z rzędu nie gwarantuje.
Zawsze można liczyć, że odbuduje się wreszcie Przemysław Oziębała i nikogo nowego do Zabrza sprowadzać nie będzie trzeba. Ale zaraz, „odbuduje”? To on miał kiedyś udany sezon? Spoglądamy w statystyki i widzimy, że jego najlepszym okresem w Ekstraklasie był sezon 2011/2012, gdzie strzelił, bagatela, cztery bramki w 25 meczach.
A może grę pociągnie Prejuce Nakoulma? Tylko istnieje taki mały szkopuł. „Prezes” ostatnio to częściej pomocnik niż napastnik i nie wiadomo jak zareagowałby (w sensie piłkarskim) na zmianę pozycji. A znowu liczenie na jednego Nakoulmę, chuchanie na niego i dmuchanie, może się odbić źle na morale drużyny.
W związku z tym wniosek jest jeden – Górnik Zabrze nie ma innego wyboru, napastnika kupić musi - i to dobrego, jeśli w dalszym ciągu chce się bić o europejskie puchary. Warto się postarać, bo taka szansa może się nie powtórzyć przez następne kilkanaście lat. Szkoda czasu na testowanie Kaliciaków.