Autor zdjęcia: nottinghampost.co.uk
Bartosz Białkowski dla 2x45.com.pl (1): Telefony z Polski są co pół roku, ale liczę, że latem trafię do Championship
Bartosz Białkowski to w ostatnim czasie postać trochę w Polsce zapomniana. Były bramkarz Southampton i kadry U-20 odbudował się w Notts County. - Lata lecą, po sezonie chcę odejść do Championshp. Jest stamtąd zainteresowanie. Do Polski nie chcę wracać, choć dzwonią w każdym okienku. Ostatnio odrzuciłem też ofertę z MLS - mówi dla 2x45.com.pl 26-letni golkiper, który w Górniku Zabrze debiutował w Ekstraklasie jako 17-latek.
2x45.com.pl: - Rozmawiamy dzień po wtorkowym meczu z Peterborough, który przegraliście 3:4. Po siedmiu minutach prowadziliście dwoma bramkami i wydawało się, że jest po wszystkim...
Bartosz Białkowski: - Dokładnie, do stanu 2:0 nawet nie dotknąłem piłki. Niestety po kwadransie dostaliśmy czerwoną kartkę i trudno było utrzymać korzystny wynik, tym bardziej że boisko bardziej przypominało jakieś bagno i chłopaki na pewno odczuli to w nogach. Mimo wszystko zagraliśmy dobry mecz i zostawiliśmy kawał serducha na boisku, więc tak naprawdę nikt nie miał do nas pretensji.
- Czerwona kartka słuszna?
- Słuszna. Kumpel stracił głowę i kogoś tam szturchnął pięścią w żeberko.
- Przy straconych golach mogłeś coś zrobić?
- Na pewno przy żadnym nie zawiniłem. Trzy z nich padły po strzałach od słupka, po prostu zabrakło szczęścia. Choć oczywiście zawsze można zrobić coś więcej.
- Ostatnio zaczęliście częściej punktować, ale i tak zanosi się na ciężką walkę o utrzymanie do samego końca. Tego się spodziewaliście, czy plany były ambitniejsze?
- Rozgrywki zaczęliśmy katastrofalnie. Z klubu odeszło kilku kluczowych zawodników, a prezes podpisał kontrakt z kompletnie niedoświadczonym trenerem Chrisem Kiwomyą. To nie mogło się dobrze skończyć. Same treningi i mecze w okresie przygotowawczym napawały sporym optymizmem, ale jak wiadomo, gra o pietruszkę a liga to dwie zupełnie inne rzeczy. Na szczęście z czasem przyszedł nowy trener Shaun Derry i wszystko poukładał. Teraz z nadzieją patrzymy w przyszłość.
- Odszedłeś z Southampton do League One, zrobiłeś krok w tył, ale jak na razie chyba warto było?
- Jak najbardziej tak. To był w tamtym czasie najlepszy ruch, jaki mogłem wykonać. Rozgrywam drugi z rzędu pełny sezon, tego mi było trzeba. Od początku miałem plan, żeby pograć tu rok czy dwa, a potem ruszyć dalej na podbój świata (śmiech).
- W miniony weekend byłeś wybrany piłkarzem meczu - ewenement, czy zdarza się to częściej?
- Man of the match to już w zasadzie standard (śmiech). Ostatnio nasi kibice dwa razy z rzędu uznali mnie za piłkarza miesiąca w klubie.
- O widzisz, a do Polski takie informacje się nie przebijają.
- Ludzie w Polsce chyba nie traktują League One zbyt poważnie, dlatego jest taka cisza.
- A propos League One. Jakbyś ją porównał z Ekstraklasą odnośnie poziomu, otoczki? Zakładam, że polską ligę śledzisz.
- Trudno o takie porównanie. Wiadomo, w Polsce infrastruktura poszła do przodu. Tutaj stadiony też są ładne i ciekawe, ale na pewno nie tak nowoczesne jak niektóre w kraju. Jeśli chodzi o samą grę, to wszystko toczy się bardzo szybko, jest dużo akcji, strzałów i goli. Wszystko, czego kibic potrzebuje do szczęścia. Oczywiście zdarzają się mecze, na które nie da się patrzeć. Takie jednak czasem trafią się wszędzie. A do polskiej ligi - mimo że pod pewnymi względami zrobiła postępy - i tak nie chciałem wracać.
- A była taka możliwość?
- Pewnie, że tak. Praktycznie co okienko są jakieś telefony.
- Z tych telefonów wyszła kiedyś konkretna oferta?
- Przeważnie nie, bo jak wspominałem, nie zamierzam teraz wracać i tematy od razu ucinałem. Ostatnio zadzwonili z Zagłębia Lubin. Szukają bramkarza, ale też nie byłem zainteresowany. Zostaję w Anglii, bo jest tutaj kilka ciekawych opcji.
- Masz kontrakt do 2015 roku, ale rozumiem, że szykuje się odejście latem?
- Chciałbym. Przy ważnej umowie muszą zgodzić się w Notts, ale jestem dobrej myśli. Wiem, że sporo klubów mnie ogląda i już było kilka sygnałów. Mam nadzieję, że działacze nie będą robili przeszkód.
- Sygnały tylko z Championship, czy jest cień szansy na Premier League?
- Spokojnie (śmiech). Na dobry początek Championship będzie w sam raz. Zdaję sobie sprawę, że lata uciekają i już młody nie jestem, więc to będzie idealny moment, aby wrócić na ten poziom rozgrywkowy.
- W każdym razie, z Wysp się nigdzie nie wybierasz?
- Raczej nie, dobrze się tu czuję. Dosłownie tydzień temu odrzuciłem ofertę z MLS. Mam rodzinę, dzieci i na razie zostaniemy w Anglii.
- Wracasz czasem myślami do tej kontuzji z Newcastle w 2006 roku? Gdyby nie ona, dziś mógłbyś być już dużo wyżej.
- Było, minęło, choć nie ukrywam, że ta kontuzja mnie zastopowała. Straciłem wiele miesięcy, a w międzyczasie Southampton podpisał umowę z Kelvinem Davisem, który jest tam do dziś i walczy o skład z Arturem Borucem.
- Davis skomplikował ci sytuację w 2009 roku po spadku do League One, bo miał odejść do West Hamu, a nie odszedł.
- Widzę, że dobrze pamiętasz (śmiech). W pewnym momencie zająłem już jego szafkę w szatni, aż tu nagle zjawił się ponownie i musiałem wrócić na swoje miejsce.
- Na ten temat chyba nigdy się nie wypowiadałeś: testy w Sportingu Braga z 2010 roku. Podobno było bardzo blisko, ale miałeś kontuzję ręki na kilka tygodni i uznali tam, że nie będą czekać. Wielki klub przeszedł koło nosa...
- No właśnie chodzi o to, że ja żadnej kontuzji ręki nie miałem, ani wtedy, ani nigdy wcześniej! Nie mam pojęcia, o co chodziło. Byłem tam dwa razy i w obu przypadkach siedziałem po 10 dni w hotelu, nie robiąc nic. Czekałem na telefon od klubu, kiedy w końcu ktoś przyjedzie zrobić mi te testy medyczne. Szlag człowieka trafiał! W końcu przyjechał koleś, który mnie zbadał. Potem zrobili mi prześwietlenie wszystkiego i coś im się nie spodobało w nadgarstku. Do dziś nie wiem, co. Nigdy nie miałem z nim problemów. Pokręcona historia, ale mimo wszystko szkoda.
- I po tych testach podjąłeś decyzję, która najbardziej mnie zastanawia - podpisałeś kolejny kontrakt z Southampton, choć wiedziałeś, jaka będzie tam twoja rola.
- No cóż, miałem do wyboru jedynie Arkę Gdynia lub powrót do Southampton, więc zdecydowałem się na drugi wariant. I tak miałem szczęście, że dalej byłem tam chciany. Menedżerem był wtedy Alan Pardew i nadal widział dla mnie miejsce w kadrze. Zapłaciłem karę, bo oczywiście nie stawiłem się na pierwszym treningu, nudząc się wtedy w hotelu w Bradze (śmiech). Pardew powiedział, że będę rywalizował na równi z Davisem. Zawsze odnosiłem wrażenie, że mnie lubi. Szkoda tylko, że potem znów postawił na Kelvina... A po kilku kolejkach Pardew odszedł do Newcastle.
- Wierzysz jeszcze w szansę w reprezentacji? Jeśli wyjeżdża się za granicę z Polski jako mało znany piłkarz, trudno się przebić. Jak odchodzisz jako gwiazda, wszyscy maja cię na radarze, a tak to nawet Tomasz Kuszczak rzadko się na kadrze pojawia, mimo że broni non stop w Championship.
- W tej chwili nawet nie ma o czym mówić, gram przecież tylko w trzeciej lidze angielskiej. Ale reprezentacja zawsze była moim marzeniem, jak chyba każdego piłkarza. Skupiam się na tym, żeby z tygodnia na tydzień dobrze wypadać. Muszę robić wszystko, aby zmienić klub na jakiś z Championship. To oczywiście też niczego nie zagwarantuje. Swoją drogą, dziwię się, że Tomka nie ma w kadrze, ale to właśnie pokazuje, jak u nas odbierany jest drugi szczebel w Anglii, że o League One nawet nie wspomnę.
- W twojej lidze gra bardzo ciekawa postać. Kojarzysz kogoś takiego jak Adebayo Akinfenwa? Teraz jest w Gillingham. To chyba najsilniejszy piłkarz świata, wielkie bydlę, pisaliśmy o nim TUTAJ. W grudniu zagrał przeciwko tobie.
- Tak, tak, kojarzę. Wszedł w drugiej połowie i rzeczywiście był mega silny. Dałem jednak radę. Kilka wrzutek z nim wygrałem i parę strzałów obroniłem, więc nie było źle. Ale faktycznie chłop jest szerszy niż większy.
- Było jakieś starcie bark w bark? Sam też masz tutaj sporo argumentów.
- Czyżbyś sugerował, że jestem gruby? (śmiech) Nic z tych rzeczy. Kiedyś może miałem parę kilo za dużo. Zawsze były u mnie tendencje do nadwagi. Teraz jednak przy wzroście 194 cm ważę 85 kg. Jest ok.
- Bardziej chodziło mi o siłę, najważniejszy atrybut dla Kazimierza Węgrzyna. A to stosujesz teraz jakąś wymyślną dietę?
- Nic z tych rzeczy. Po prostu o siebie dbam.
Wkrótce część druga.