Autor zdjęcia: Patryk Zajega Images

Dawid Kort dla 2x45: Ze zmianami jest jak z mieszkaniem, które czasami trzeba przewietrzyć. Moje tego potrzebowało

Autor: rozmawiał Marcin Łopienski
2018-09-02 12:00:46

Dawid Kort jest jednym z odkryć Wisły Kraków, która nowy sezon Ekstraklasy rozpoczęła nadzwyczaj dobrze, a ostatnio gładko rozprawiła się z Lechem Poznań i Wisłą Kraków. W rozmowie z nami mówi m.in. o tym dlaczego zdecydował się na przenosiny do Krakowa, jak reaguje na krytykę własnej osoby oraz dlaczego nie przejmuje się powrotem na stadion Pogoni.

Marcin Łopienski (www.2x45.info): - Jak to się stało, że chłopak ze Szczecina, wychowanek Pogoni Szczecin przeniósł się do Krakowa?
Dawid Kort:
- (śmiech) Akurat tak się życie potoczyło, że musiałem zmienić otoczenie i zostałem piłkarzem Wisły Kraków.

- Po swoim pierwszym golu strzelonym dla Wisły w sparingu, powiedziałeś, że chcesz w końcu zerwać z łatką młodego talentu. Wisła była jedynym dobrym kierunkiem do realizacji tego celu?
- Tak. Powiedziałem o tym w tamtej rozmowie i podtrzymuję to. Mam już 23 lata, w Polsce przyjęło się tak, że w tym wieku można być jeszcze młodym talentem. Ja nie chcę być tak postrzegany, ale tutaj przede mną daleka droga, aby te słowa stały się faktem.

- A jak było z tym przyjściem do Wisły?
- Czy była najlepszym klubem, który mogłem wybrać?

- Dokładnie.
- Myślę, że tak. Zwłaszcza jak popatrzymy na moje atuty piłkarskie, to pasują one do takiego krakowskiego grania.

- Pytam o wybór klubu, bo w maju ponoć miałeś ofertę z Arki Gdynia. Potwierdzisz to?
- Było jakieś zainteresowanie, ale ostatecznie nie wyszło i cieszę się, że trafiłem do Wisły i potoczyło się to akurat w tym kierunku.

- Osoba trenera Macieja Stolarczyka była tutaj kluczowa?
- Na pewno osoba trenera miała jakiś wpływ, ale nie był to kluczowy argument.

- Dużo telefonów musiałeś wykonać do trenera, aby wziął cię ze sobą?
- Cały tydzień dzwoniłem i prosiłem o transfer (śmiech). A tak zupełnie poważnie, już podczas poprzednich okienek transferowych było jakieś zainteresowanie ze strony Wisły, ale brakowało konkretów. Myślę, że to był akurat taki odpowiedni moment, moje losy zbiegły się z tymi trenera Stolarczyka i trafiłem do Wisły.

- Ta zmiana otoczenia potrzebna była ci chyba jak manna z nieba.
- Wiesz co, odnośnie do zmiany otoczenia uważam, że każde mieszkanie kiedyś trzeba przewietrzyć. Mając na uwadze ostatnie miesiące w klubie ze Szczecina, to jak mało grałem, myślę, że zarówno dla mnie jak i dla Pogoni dobrze się stało, że do tej zmiany doszło.

- Patrzę na to jak Łukasz Zwoliński radzi sobie za granicą, jak ty w Krakowie i widzę, że ta zmiana otoczenia wyszła Wam tylko na dobre.
- Wiesz, mogę się wypowiedzieć tylko za siebie…

- Oczywiście. Zmiana środowiska była Ci potrzebna, aby w końcu zacząć wykorzystywać swój potencjał?
- Jestem zdania, zresztą tak jak powiedziałem chwilę temu, że czasami trzeba dokonać zmiany, zmienić dotychczasowe środowisko, aby pójść do przodu. I ja taki krok wykonałem. Cieszę się, że mogę kontynuować swoją karierę w Krakowie.

 

 

 

- Czujesz, że w Szczecinie dano ci szansę i zaufano w dłuższym okresie czasu? Dobrze radziłeś sobie wiosną 2017 roku za trenera Kazimierza Moskala i na początku pracy Macieja Skorży. Trochę mało.
- Jeżeli chodzi o ten czas za trenera Moskala, to wtedy bardzo dobrze przepracowałem zimowy okres przygotowawczy, zmieniłem też swoje nastawienie. Mam tu na myśli całkowite skupienie się na piłce i naprawdę były tego fajne efekty. A za trenera Skorży, to tak jak mówisz, dużo grałem, trener na mnie postawił, no ale mieliśmy trudny okres na początku sezonu i później poszło to w wiadomym kierunku.

- Pamiętam wasz mecz w Pucharze Polski z Lechem Poznań. Wygraliście 3:0, zdobyłeś dwie bramki…
- Tak… Jakby ktoś mi wtedy powiedział, że potoczy się to w takim złym kierunku, to musiałbym tę osobę wysłać do lekarza.

- Z czego wynikał ten kryzys? Ty bardzo chwaliłeś sobie współpracę z trenerem Skorżą. Nie tylko to, że na ciebie stawiał, ale głównie warsztat trenera, jego spojrzenie na futbol, to co miał wam do przekazania.
- Czasami tak już jest, że drużyna po prostu „nie odpala”. Przychodzi dołek formy, seria porażek i szuka się innych rozwiązań… Nie doszukiwałbym się tutaj jakichś szczególnych przyczyn tego, dlaczego nam nie szło na początku poprzedniego sezonu. Było, minęło. Pogoń zakończyła ubiegły sezon nie spełniając swoich celów, ale też biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej się znalazła, utrzymanie w takim stylu było dla Szczecina sporym wyczynem.

- Wspomniałeś o zmianie swojego nastawienia. Patrząc na to, co już w życiu przeżyłeś, sodówka ci nie groźna?
- Tak, wspomniałem o tym, bo miałem wtedy ciężki okres w życiu. Nawiązujesz do mojego wywiadu z Weszło, w którym mówiłem o tym, że posypało mi się na polu prywatnym. Działo się wtedy sporo, nie zawsze dobrze i w pewnym momencie musiałem poszukać innej drogi, takiej, dzięki której dałbym radę walczyć o swoją karierę i ostatecznie się udało. Minęło też od tamtych chwil sporo czasu, jest to już za mną, teraz jestem w Krakowie, ale niczego z tamtego okresu nie żałuję.

- Kibice Pogoni pożegnali cię bez żalu i chyba zapamiętali tylko te najgorsze momenty twojej kariery. Czytałem komentarze o „zmarnowanym potencjale” i ostrzeżenia, że „o ile nie zgubisz się w centrum Krakowa, to coś z ciebie będzie”.
- Kurde, a ja wynająłem mieszkanie w centrum Krakowa (śmiech). Pragnę tutaj uspokoić kibiców: nie zgubię się w nowym mieście i restauracjach w centrum.

- A to, że nie dawałeś z siebie wszystkiego?
- Okej, może ktoś tak twierdzić. Każdy ma prawo mieć swoje zdanie, ja nie będę z tym polemizował, bo wiem jak trenowałem, ile dawałem z siebie dla Pogoni.

- Może w oczach kibiców było tego za mało?
- Kiedyś tak dla siebie analizowałem swoje treningi, doszukiwałem się tego, czy pracowałem wystarczająco dużo. Jeśli zaś chodzi o opinię kibiców dotyczącą tego, ile wkładałem zdrowia w treningi, to nie zawracają mi takie rzeczy głowy. Głównie przed samym sobą chcę być fair i mieć świadomość, że zrobiłem wszystko co mogłem. Tak samo jak mam tę świadomość, że zmieniłem Szczecin na Kraków w odpowiednim momencie.

- Muszę wspomnieć, że nie wszystkie komentarze były niepochlebne. Znalazłem też taki, który był przestrogą dla Pogoni: „a co będzie, jeśli ten Kort w tej Wiśle odpali?”.
- (śmiech) O tym, to jeszcze się przekonamy. Jestem w nowym otoczeniu i na początku daję z siebie wszystko, tak abym mógł po każdym dniu spojrzeć w lustro i powiedzieć, że zrobiłem dziś maksimum. A o tym, czy odpaliłem w Wiśle przekonamy się gdzieś na przełomie października i listopada.

- Taki najlepszy swój okres w karierze notowałeś na wypożyczeniu do Bytovii Bytów. Czy z perspektywy czasu nie żałujesz, że wróciłeś przedwcześnie do Pogoni?
- Nie. Nawet kiedyś ktoś mnie już o to zapytał, bo w tamtym sezonie w Pogoni zdobyłem dwie bramki, a w Bytowie miałem 11 asyst i jednego gola. Odpowiedziałem, że te dwa gole w Ekstraklasie były dla mnie ważniejsze niż te fajne liczby w Bytovii. Wiadomo, każdy chce grać w Ekstraklasie, a ja po tej rundzie w Bytovii czułem, że jestem gotowy, dlatego nie uważam, że to było za szybko.

- Miałeś wtedy przekonanie, może jakieś sygnały od trenera Michniewicza, że będziesz poważnie brany w kontekście wyboru pierwszej jedenastki?
- Żaden trener nie daje zawodnikowi zapewnień o tym, iż ten będzie na stałe zawodnikiem pierwszej drużyny. Tylko pracą w tygodniu można na taki status w drużynie zapracować.

- Wiem, że trener Michniewicz nie był wielkim orędownikiem twojego powrotu do Szczecina.
- Ale jednak ostatecznie to on mnie ściągał do Szczecina i dzięki niemu wróciłem do Pogoni.

- W Szczecinie zostawiłeś bliskich, we wspomnianej już rozmowie z Weszło mówiłeś, że w pewnym momencie stałeś się głową rodziny. Łatwo było podjąć decyzję o wyprowadzce?
- Przede wszystkim zawód piłkarza polega na tym, że zmienia się kluby, więc rodzina od początku jest na to przygotowana. Od tamtego wywiadu, o którym wspominasz, minęło już sporo czasu, wiele rzeczy się poukładało. Na pewno decyzję podjąłem po konsultacji z bliskimi. Mam nadzieję, że rozumiesz co mam na myśli.

- Jasne. W Szczecinie zostawiłeś brata, który też trenuje piłkę nożną. Z Krakowa doglądasz jak sobie radzi w piłce?
- Przede wszystkim na razie są to jego początki w piłce i ja osobiście chciałbym, aby w przyszłości został dobrym człowiekiem. Dopiero później piłkarzem. Na pewno dużo rozmawiamy o futbolu, o jego sytuacji, tym co u mnie się dzieje, także Kamil nie znika z mojego radaru.

- Kamil to materiał na dobrego piłkarza?
- Wiesz co, jak powiem, że tak, to jeszcze to przeczyta i zrobię mu krzywdę. Na razie niech ciężko pracuje na siebie, ma tę przewagę, że ma brata, który jest w środku tej drogi i zawsze może czerpać z moich doświadczeń i pytać mnie o radę.

- Dzięki tobie, wie też czego unikać w tym zawodzie.
- (śmiech) Trafiłeś w sedno.

- Jak wchodziłeś do pierwszej drużyny Pogoni, wiele pomógł ci Edi Andradina. Ktoś taki jest w Krakowie?
- Wydaje mi się, że wszyscy zawodnicy na początku byli dla mnie otwarci i pomocni. Zresztą z Edim też trochę rozmawiałem na temat mojego przyjścia do Wisły Kraków i ciągle jesteśmy w kontakcie. A poza szatnią jest ze mną moja dziewczyna i sporo znajomych, więc radzę sobie.

- Sprawdzałeś w kalendarzu, kiedy gracie z Pogonią w Szczecinie?
- Ostatnio w kalendarzu sprawdzałem, kiedy gramy z Górnikiem Zabrze (rozmawialiśmy przed 6. kolejką Ekstraklasy – red). Nie wybiegam tak daleko w przyszłość, liczy się dla mnie najbliższy mecz.

- Czyli nie zawracasz sobie głowy ewentualnym powitaniem na stadionie im. Floriana Krygiera?
- Ja nie chcę nic na siłę nikomu udowadniać. Bardzo kibicuję Pogoni i mam nadzieję, że wszyscy ludzie pracujący w klubie i kibicujący „Portowcom”, jak oglądają mecz Wisły, to nie wyłączają telewizora.

- Jeśli chcą obejrzeć kawał dobrej piłki, to na pewno nie przełączają. Na początku sezonu prezentujecie się nieźle, zaskoczyliście ludzi śledzących Ekstraklasę…
- Ciebie również.

- Owszem.
- Czego się spodziewałeś?

- Walki o utrzymanie się nie spodziewałem, ale raczej miejsca w środku tabeli, nieregularnego punktowania.
- Właśnie. My też nie spodziewaliśmy się takiego startu, ale nie myślimy o tych typowaniach i spokojnie podchodzimy do pochwał. Tak jak mnie pytałeś o ten powrót do Szczecina… Dla nas liczy się każdy kolejny trening, każdy kolejny mecz i w tym kierunku chcemy podążać.

- Jakbym słyszał Arkadiusza Głowackiego albo Macieja Stolarczyka…
- O kurde. W takim razie kiedyś zostanę albo dyrektorem sportowym albo trenerem. Niezły los mi szykujesz (śmiech).

 

www.2x45.info

 


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się