Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: własne

W przerwie: Leszek Orłowski - "Atlético Madryt. Cholo Simeone i jego żołnierze". Pochwała ciężkiej pracy

Autor: Andrzej Cała
2018-09-30 10:00:13

Dożyliśmy czasów, gdy piłka nie tylko jest obecna praktycznie 24 godziny na dobę w telewizji i internecie, ale możemy też czytać świetne pozycje o jej historii. Można pomiędzy meczami, można w drodze do pracy, można tam, gdzie królowie chadzają piechotą. Możliwości jest multum. Od dziś w każdy weekend będziecie mieli okazję przeczytać nasze polecenia. Pewnie częściej będziemy chwalić niż ganić, bo na słabe książki szkoda nam czasu, więc potraktujcie to jako przewodnik po wartościowej lekturze na czas przerwy. Dziś bierzemy na tapet losy Atlético w ostatnich latach.

Leszek Orłowski - Atlético Madryt (SQN)

W ubiegłym tygodniu polecałem wam, Szanowni Czytelnicy, pozycję Jimmy’ego Burnsa na temat historii hiszpańskiego futbolu. Tak się złożyło, że nad rzeką Manzanares zostajemy, i to niemal dosłownie - wszakże stary stadion madryckiego Atlético - Estadio Vicente Calderón był aż do 1971 r. tytułowany Estadio Manzanares i to właśnie na tym obiekcie dziesiątki niezapomnianych chwil przeżyli sympatycy drużyny, której najczęściej używany przydomek to Los Colchoneros.

Jeszcze gorąca pozycja Leszka Orłowskiego jest swoistym zamknięciem trylogii, w której dziennikarz Piłki Nożnej i stacji Canal+ opisał sukcesy i porażki Realu Madryt oraz Barcelony w XXI w. Pamiętając o jakości tych pozycji, trudno było mieć jakiekolwiek wątpliwości, czy warto sięgnąć po "Atlético Madryt. Cholo Simeone i jego żołnierze", ale gwoli formalności już na wstępie trzeba postawić sprawę jasno - zdecydowanie warto!


Madryckie pośmiewisko

Chociaż zasadniczą częścią książki jest oczywiście opis ery rządów Simeone w Atlético, Leszek Orłowski sięgnął wstecz aż do 2002 roku. Było to w pewnym stopniu warunkiem sine qua non, by właściwie opisać skalę przemian, jakie nastąpiły wraz z przybyciem Cholo ponownie do Madrytu, już w roli trenera.

Zanim drugi pod względem znaczenia w światowym futbolu klub z Madrytu wrócił na swoje miejsce, był przez lata pośmiewiskiem. Klubem przejadanych pieniędzy, nietrafionych transferów, ciągłych trenerskich rotacji. Kibice nigdy nie opuścili Atlético, ale regularnie dawali sygnały niemal nienawistne wobec kontrowersyjnego prezesa Jesúsa Gila, a już po jego śmierci rządzącemu do dziś Enrique Cerezo oraz jego prawej ręce (Orłowski opisuje ich układ jako prezydent - premier), jednemu z synów Jesúsa, Miguelowi Ángelowi Gilowi Marínowi. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że to postaci w opowieści przywoływane niemal równie często co piłkarze oraz trenerzy, bo też mało było światowych klubów z medialnego świecznika, o których tak często pisało się z racji na władze i ich - często kompletnie irracjonalne - ruchy.

Autor książki już na wstępie porusza też wątek innej ciekawej postaci. Rubén Uría to dziennikarz, który od wielu, wielu lat tropi wszystkie przekręty wokół Atlético, wieszcząc regularnie, iż wcześniej lub później (to w dużej mierze zależne rzecz jasna od sukcesów na boisku, które odsuwają na bok kwestie “obyczajowo-finansowe”) nad Los Colchoneros i rodzinę Gilów spadnie nie tyle zimny deszcz, co prawdziwe gradobicie, po którym na jaw wyjdzie ogrom spraw nadających się bardziej do kroniki kryminalnej niż sportowych dzienników.

Było Atlético w poprzedniej dekadzie klubem, który pomimo sporej liczby gwiazd, nie przystawał do aspiracji fanów. Klubem zarządzanym chaotycznie, pozbawionym ładu, elementarnej stabilizacji. I Orłowski punktuje to wszystko bardzo precyzyjnie, a zarazem bez przesadnego rozwijania wątków. Okres przed Simeone zebrany jest w zgrabną całość opartą o profile trenerów prowadzących w tym czasie Atléti i zarys zmian kadrowych, następujących równie często, co rotacje szkoleniowców. I można powiedzieć, że gdyby nie sukces Quique Floresa, który w 2010 r. zdobył dla ekipy z Madrytu Ligę Europejską, ten okres należałoby określić krótko - porażka. Chociaż Bogiem a prawdą, porównując do tego, co nastało za czasów Cholo, to nawet ten pojedynczy wyczyn nie staje na przeszkodzie, by słowa porażka użyć.


Praca, obrona, drużyna

Simeone przybył do Atlético w roli szkoleniowca w grudniu 2011 r. Orłowski świetnie szkicuje obraz tego trenera, jego zasady, wartości. Przypomina fragmenty kariery piłkarskiej, które były dla niego szczególnie istotne, ale czyni to pod kątem trenerów, z którymi pracował i jakie elementy ich warsztatu adaptował na własne potrzeby.

Szczególnie interesująco wypada wątek Marcelo Bielsy i tego, jak rozminął się w pewnym momencie ogląd obu panów na futbol. Bielsa chce za wszelką cenę grać swoje, niekoniecznie zważając na rezultat końcowy, Simeone chce po prostu zwyciężać. Czasem najprostszymi (oczywiście pozornie!) sposobami, z dala od tego, co kibice mogliby określić piłkarskimi fajerwerkami.

Połykając kolejne strony książki Orłowskiego układamy sobie w głowie krok po kroku wszystkie puzzle, które składają się ostatecznie na obraz Atlético z naszej perspektywy, a na sukcesy klubu patrząc czysto wynikowo. Autor opisuje nie tylko warsztat Simeone, opowiada szczegółowo o jego personalnych wyborach czy taktycznych decyzjach, ale przedstawia nam pojedynczych bohaterów - piłkarzy Los Colchoneros. I o ile o tuzach pokroju Costy, Gameiro, Ardy Turana czy Torresa czytać mogliśmy od lat regularnie, to naprawdę kapitalnie jest bliżej poznać postaci takie jak Juanfran, Miranda bądź Tiago Mendes - ludzi, bez których sukcesów Atléti by nie było, o czym jakże często się zapomina.

Orłowski świetnie porządkuje fakty, bardzo dobrze znów waży proporcje pomiędzy tym, co w gabinetach włodarzy, co w szatni, co na boisku, a co w świetle fleszy paparazzi (chociaż to akurat w przypadku opowieści o Los Colchoneros najmniej istotne, bo to klub jakby z innej bajki niż Real oraz Barcelona), nie przesadzając z liczbą anegdotek czy suchych faktów, liczb. Uwagi można mieć tylko do redaktora, który nie wyłapał w kilku miejscach błędów w datach - nie są one liczne, nie psują frajdy z lektury, ale czasem zwyczajnie… zaskakują, jak wtedy, gdy na stronie nr 97 czytamy o okolicznościach i emocjach towarzyszących pożegnaniu się Diego z boiskiem jako gracza Atléti i w pewnym momencie nic nam się nie klei w zrozumiałą całość. A to wszystko za sprawą jednej pomyłki w dacie.


Klub zwykłych ludzi

Los Colchoneros to klub inny niż Real. Owszem, to wielkie przedsiębiorstwo, z ultranowoczesnym stadionem, transferami liczonymi w dziesiątkach milionów euro, ale co Orłowski wielokrotnie akcentuje - tylko w tym miejscu tak wielki sukces mógł odnieść trener, dla którego najważniejszymi wartościami są praca, poświęcenie dla drużyny oraz mordercza obrona. Kibice Atlético wybaczą drużynie każdą porażkę, o ile będą widzieli zaangażowanie na boisku. Fani El Atleti nie będą rozpaczali dniami i nocami po odejściu nawet największej z gwiazd, jeśli tylko człowiek ten stawiał się ponad klub.

“Atlético Madryt. Cholo Simeone i jego żołnierze” to fantastyczna opowieść o historii klubu, który odrodził się niczym feniks z popiołów, ale za którym wciąż ciągnie się wiele niejasnych spraw natury finansowo-właścicielskiej. Leszek Orłowski, jak to ma zwyczaju, poskładał je wszystkie w naprawdę frapującą, wciągającą lekturę, której Simeone jest spoiwem i bohaterem najważniejszym, ale w żadnym wypadku nie jedynym. Świetna pozycja!

Nasza ocena: 5/6


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się