Autor zdjęcia: własne
W okręgówce zastanawiałem się, jakie Fatality zrobi mi przeciwnik
W najnowszej Krzywej Piłce od Marcin Krzywicki trochę wspomnień z początków gry w seniorach. Krzywy odpowiada też na pytanie, czego potrzeba, by dojść do Ekstraklasy.
Prowadząc fanpage na Facebooku co jakiś czas zdarza mi się otrzymywać od młodych adeptów piłki noznej wiadomości z pytaniem, jak przebić się do piłki na wyższym poziomie.
Wiecie co jest bardzo ważne w piłce? SZCZĘŚCIE! Na czym polegało szczęście u mnie? Między innymi na tym, że przeżyłem grę na poziomie ligi okręgowej w barwach Pomorzanina Serock.
Pamiętam mecz z Sadownikiem Waganiec. W obronie u nich typowy gość z pola. Wielki chłop z wąsem. Dłoń miał taką, że podobno jak się witał, to wyrywał całe przedramię.
Jak na złość na początku meczu go mocno sfaulowałem. Przecież ja się tak nie bałem tak matury jak jego.
- Zajebie cię skurwielu za chwilę. Czekaj, tylko zejdziemy z boiska - usłyszałem od niego.
Dużo grałem w Mortal Kombat i całą pierwszą połowę zastanawiałem się jakie FATALITY mi zrobi. Przepraszałem go kilka razy w czasie meczu. Ostatecznie mi odpuścił. Dobrze, że oni w końcówce ten mecz wygrali, bo prawdopodobnie po ostatnim gwizdku by mnie zjadł.
Przez pryzmat czasu świetną decyzją było iść po wieku juniora właśnie do Pomorzanina Serock. Tam spotkałem wielu fajnych ludzi na czele z prezesem, który mi zaufał, a ja odwdzięczyłem się dobrą grą. Przynajmniej od momentu przestawienia się na piłkę seniorską, co często stanowi duży problem u młodych piłkarzy kończących wiek juniorski.
Pan Prezes Bogusław „mamy wszystko, przyjedź na trening, dogadamy się” Kawalec.
Przyjechałem i nawet szatni nie było. Przebieraliśmy się w typowych barakach. Słowami ich nie opiszesz. Obok wylany jakiś fundament.
Chłopaki z drużyny z dłuższym stażem mówili, że położony jeszcze w dziewiętnastym wieku.
- Przyjdź do nas, wybijesz się. Zobacz, niedługo powstaną nowe szatnie. Fundament już jest! - twierdził prezes.
- "Wybiję"! Chyba zęby - pomyślałem.
Miał rację! A wtedy się śmiałem. Od czasu do czasu porozmawiamy przez telefon. Bardzo pozytywna postać. Całe życie w klubie. I szatnie w końcu zbudował.
Nie było pieniędzy, ale dbano na najwyższym poziomie o atmosferę. Po każdym meczu wjeżdżała krata browara i grill. Jednym z prezesów/sponsorów był hodowca kurczaków. Jak rozpalali grilla, to z okolicznych wiosek się schodzili, tyle jedzenia było. Fajne czasy.
Nie dostawałeś pieniędzy, a byłeś szczęśliwy,że jesteś w takiej ekipie i prawie wszystkich golisz. Dzisiaj jest taka pogoń za pieniędzmi, że nawet grill po meczu nie zawsze cię ucieszy, jak nie ma pensji.
Strzeliłem kilka bramek, ale ogólnie szału nie robiłem. To już nie była gra z rówieśnikami. W pierwszym sezonie zanotowaliśmy awans do IV ligi. Jak już złapałem, o co w niej chodzi, to się bawiłem w tej lidze.
Tylko był jeden problem. Drużyny zaczęły się też bawić z nami. Wszystko w papę. Zapisałem się w historii Pomorzanina Serock jako pierwszy strzelec bramki na szczeblu IV ligi. Mam nadzieję, że wiszę gdzieś w gablocie na ścianie w nowych szatniach.
Kiedy szczęście dało o sobie znać do tego stopnia, że ruszyłem w świat? 7. kolejka. 9 września 2006 r. Do Serocka zawitała niepokonana Goplania Inowrocław z lokalnymi gwiazdami w składzie. Trybuny wypełnione, a na nich między innymi prezesi 3-ligowej Victorii Koronowo, by obejrzeć w akcji wyróżniającego się Pawła Mądrzejewskiego z Goplanii.
Skazani na porażkę wygraliśmy ten mecz 3:1 po moich dwóch bramkach. Okazało się,że pół roku później spotkaliśmy się z Pawłem w Koronowie na treningu…
Wnioski? Marzenia to są plany, tylko z odroczonym terminem realizacji. To są cele. Wszystko jest możliwe w zależności od tego jak bardzo jesteście zdeterminowani i moje losy w pewnym stopniu to potwierdzają. Zawsze chciałem zagrać w Ekstraklasie.
Mało ambitne? Dzisiaj tak, ale biegając między trzepakami jako mały chłopiec to było spełnienie marzeń.