Autor zdjęcia: Youtube / Lechia Gdańsk TV

Oziemczuk i Łazaj vs Kownacki i Stępiński. Jak w XXI wieku radzili sobie najmłodsi strzelcy goli w Ekstraklasie?

Autor: Maciej Kanczak
2019-04-27 13:08:43

Strzelając w grudniu ubiegłego roku gola Zagłębiu Sosnowiec, Filip Marchwiński został najmłodszym zdobywcą bramki dla Lecha Poznań w XXI wieku i drugim najmłodszym strzelcem w tym stuleciu w Ekstraklasie. Po pięciu miesiącach wychowanek „Kolejorza” ponownie wpisał się na listę strzelców, tym razem w starciu z bardziej renomowanym rywalem (Legia Warszawa), a jego trafienie miało zdecydowanie większy ciężar gatunkowy (Lech pokonał mistrzów Polski 1:0).

Z tej okazji przyjrzeliśmy się klasyfikacji najmłodszych zdobywców bramki w lidze polskiej w XXI wieku i doszliśmy do konkluzji, że trafienie do siatki jeszcze przed 18. urodzinami wcale nie gwarantuje kariery, chociażby na poziomie ligowym nad Wisłą. Dla co niektórych z tej listy, ów gol to w zasadzie w ich przygodzie z piłką jedyny powód do dumy.

***

10. Kamil Oziemczuk - 17 lat i 257 dni, Legia Warszawa - Górnik Łęczna 0:2, sezon 2005/2006

Oziemczuk to właśnie klasyczny przykład tezy, że dla niektórych graczy, zdobycie bramki przed „osiemnastką” to jedyny sukces w zawodowej piłce. Był jednak moment, że urodzony w Lublinie napastnik rokował naprawdę ogromne nadzieje na przyszłość.

W Ekstraklasie zadebiutował już w sezonie 2004/2005, a od rozgrywek 2005/2006 z każdym miesiącem jego rola w zespole z Lubelszczyzny rosła. Jesienią 2005 r. Dariusz Kubicki cyklicznie korzystał z jego usług, wpuszczając go w końcówkach spotkań. W zamykającym rok kalendarzowy w lidze polskiej meczu z Legią Warszawa przy Łazienkowskiej postawił jednak na młokosa od pierwszych minut, a ten za to zaufanie odwdzięczył się golem. „Wojskowi” coraz wygodniej rozsiadali się w fotelu lidera Idea Ekstraklasy. W dodatku wygrali aż sześć z siedmiu poprzednich spotkań. Łęcznianie, którzy jesień spędzili w dolnej części tabeli, nie ulękli się jednak faworyta ze stolicy. Po jednej z nielicznych tamtego wieczoru kontr, Oziemczuk w podbramkowym zamieszaniu pokonał w 71. minucie Łukasza Fabiańskiego. 14 minut później drugą bramkę zdobył Marcin Chmiest i sensacyjna wygrana z Legią stała się faktem.

- Był stres, ale młodość rządzi się swoimi prawami. Starałem się wnieść przebojowość, jednak z tyłu głowy czułem, że nie mogę popełnić błędu. Robiłem to, czego trener ode mnie oczekiwał. Miałem duże wsparcie Mario Pawelca, z którym grałem na lewej flance. Wyszło dokładnie tak, jak sobie wymarzyłem - wspominał niedawno na naszych łamach. Wiosną Oziemczuk jeszcze dwukrotnie wpisał się na listę strzelców, latem zaś podpisał 4-letni kontrakt z AJ Auxerre.

To co miało być przepustką do raju, ostatecznie okazało się wejściówką do piekła, bo ze względu na liczne problemy zdrowotne, były gracz Górnika nigdy nie zadebiutował w Ligue 1. Gdy w 2008 r. ponownie postawił stopy na polskich boiskach, występował jedynie w niższych klasach rozgrywkowych (Motor Lublin, ponownie Górnik Łęczna, Orlęta Radzyń Podlaski, Avia Świdnik, znów Motor i obecnie Hetman Zamość).

***

9. Filip Burkhardt - 17 lat i 194 dni, GKS Katowice - Amica Wronki 1:4, sezon 2004/2005

Ekstraklasę liznął po raz pierwszy w sezonie 2003/2004, kiedy w rywalizacji z Górnikiem Łęczna, kończącą tamte rozgrywki, wszedł na murawę na ostatnie 60 sekund. W kampanii 2004/2005 wystąpił już w połowie spotkań, zdobywając również debiutancką bramkę w lidze polskiej.

W 8. kolejce Amica Wronki gościła w Katowicach, gdzie grała z GKS-em, który od początku rozgrywek był w dolnej części tabeli. Gości na prowadzenie wyprowadził szybko Jacek Dembiński, ale wkrótce wyrównał Artur Andruszczak. Katowiczanie dzielnie stawiali czoła faworytowi z Wronek, ale gdy w 33. minucie drugą bramkę dla Amiki zdobył młodszy z braci Burkhardtów, szala zwycięstwa przechyliła się na korzyść przybyszów z Wielkopolski, którzy ostatecznie wygrali 4:1. Reprezentant młodzieżówki w tamtym sezonie na listę strzelców wpisał się jeszcze w starciu z Cracovią.

Dopóki „Bury” występował we Wronkach, był czołową postacią Amiki. Kompletnie jednak przepadł, gdy wronczanie połączyli się z Lechem Poznań. W Ekstraklasie później występował już tylko w barwach Arki Gdyni i Górnika Łęczna, a przez resztę przygody z piłką zwiedzał kluby I-ligowe: Widzew Łódź, Jagiellonia Białystok, Tur Turek, Warta Poznań, Sandecja Nowy Sącz, Wisła Płock, GKS Katowice, Olimpia Elbląg i Bytovia Bytów.

- Myślę, że tak i dobrze sprawdza się tu powiedzenie, że człowiek uczy się na własnych błędach. Wyciągnąłem wnioski ze swoich pomyłek i naprawdę przykro patrzeć na niektórych zawodników, gdy popełniają te same błędy, co kiedyś ja. To mało przyjemne uczucie, bo jest wielu graczy - nie tylko w Arce, ale i w innych drużynach - którzy mogliby robić wielkie kariery, jednak źle się prowadzą i w pewnym momencie przestają się rozwijać. Ale mówi się trudno. Przeżyłem kilka rzeczy, jestem dziś mądrzejszy. Wiem, że gdybym parę lat temu bardziej brał do serca rady Jacka Dembińskiego lub Pawła Kryszałowicza, teraz znajdowałbym się w innym miejscu - tak o przyczynach swoich niepowodzeń wypowiadał się na naszych łamach w 2010 r.

***

8. Maciej Korzym - 17 lat i 173 dni, Odra Wodzisław - Arka Gdynia 1:2, sezon 2005/2006

Głośno zrobiło się o nim w 2004 r., kiedy został zaproszony na zajęcia z młodzieżowym zespołem Chelsea. Choć była to wizyta z gatunku kurtuazyjnych, nad Wisłą zapanowało istne szaleństwo i kibice oraz media zaczęli od nastolatka oczekiwać „Bóg wie czego”. Ten zaraz po powrocie z Londynu został wypożyczony z Legii Warszawa do Odry Wodzisław Śląski, w której prezentował się nieźle, ale raczej trudno było oczekiwać, aby po jego występach przy ul. Cisowej 6 w sezonie 2005/2006 działacze „The Blues” zapragnęli na stałe ściągnąć go na Stamford Brigde.

Plusem tamtej kampanii na pewno był fakt, że Korzym w wieku 17 lat zdobył swoją pierwszą bramkę w Ekstraklasie. Po podaniu Wojciecha Grzyba młody atakujący w 79. minucie strzałem z linii pola karnego wyrównał stan rywalizacji z Arką Gdynia. Gospodarzom nie udało się jednak remisu utrzymać do końca, bo bramkę na wagę zwycięstwa żółto-niebieskich Bartosz Ława zdobył tuż przed końcowym gwizdkiem sędziego. Do końca kampanii 2005/2006 Korzym jeszcze dwukrotnie w barwach Odry wpisywał się na listę strzelców.

Mimo olbrzymiego potencjału, urodzony w Nowym Sączu napastnik wielkiej kariery nie zrobił. Graczem Legii Warszawa był w sumie sześć lat, ale dla „Wojskowych” w tym czasie zdążył rozegrać tylko 29 spotkań. Najlepszy okres miał w Koronie Kielce, będąc jednym z liderów „gangu Leszka Ojrzyńskiego”. Nieźle również mu się wiodło w Odrze, w której ponownie występował w rozgrywkach 2008/2009. Nie poradził sobie za to w GKS Bełchatów, Podbeskidziu Bielsko-Biała i Górniku Zabrze. Od 2016 r. występuje w Sandecji Nowy Sącz.

***

7. Adam Dźwigała - 17 lat i 159 dni, Górnik Zabrze - Jagiellonia Białystok 1:2, sezon 2012/2013

Rozgrywał dopiero swój trzeci mecz w Ekstraklasie, w dodatku na pozycji, na którą został przesunięty dopiero w czasie zimowych przygotowań do rundy wiosennej. A mimo to zrobił to, co do niego należało, a… nawet więcej.

To, że z linii bramkowej wybił uderzenie Siergieja Mosnikova nikogo nie zdziwiło, ale to, że wcześniej wpisał się na listę strzelców już tak. Młody Dźwigała w starciu z Górnikiem występował przecież na środku obrony. Mimo to w polu karnym zabrzan czuł się jak u siebie. Po dośrodkowaniu Dawida Plizgi pokonał strzałem głową Łukasza Skorupskiego, a Jagiellonia odniosła dzięki niemu pierwsze zwycięstwo od pięciu kolejek. -  Jeśli chodzi o bramkę, to akurat tak wyszło. Dawid Plizga dobrze dośrodkował, znalazłem się we właściwym miejscu i wpadło. Od gola ważniejsze jest jednak zwycięstwo, które w końcu odnieśliśmy - mówił po końcowym gwizdku sędziego. Dzięki temu występowi posadę szkoleniowca „Dumy Podlasia” zachował Tomasz Hajto, zaś Dźwigała na stałe wszedł do pierwszego składu białostoczan, do końca sezonu będąc podstawowym stoperem żółto-czerwonych.

Przy ul. Słonecznej występował do 2014 r., a latem skusił się na intratną propozycję z coraz bogatszej Lechii Gdańsk. W ekipie biało-zielonych nie potrafił jednak powtórzyć znakomitych występów z okresu gry na Podlasiu, zatem zaczął się dla niego okres wędrówki, w poszukiwaniu na piłkarskiej mapie Polski swojego miejsca. Wypożyczany był do Górnika Zabrze i Górnika Łęczna, ale w obu górniczych klubach nie zgrzał długo miejsca. Dyspozycję ustabilizował dopiero w Wiśle Płock, dzięki czemu jesienią zaczął być nawet powoływany do reprezentacji Polski. Debiutu w koszulce z orłem na piersi jednak póki co nie doczekał.

***

6. Mariusz Stępiński - 17 lat i 130 dni, Widzew Łódź - Górnik Zabrze 1:1, sezon 2012/2013

W Ekstraklasie w barwach Widzewa Łódź zadebiutował w sezonie 2011/2012, łącznie ośmiokrotnie pojawiając się wówczas na murawie. W kampanii 2012/2013 grał już jak ligowy weteran - 25 meczów, cztery gole i trzy asysty. Tę historyczną, pierwszą bramkę w lidze polskiej zdobył w rywalizacji z Górnikiem Zabrze. „Dziś o 19:47 zaczęła się era bombardiera” - napisał Stępińskiemu w sms-ie Maciej Chorążyk, kierownik reprezentacji U-17, której młody widzewiak był wówczas podstawowym zawodnikiem.

„Super Express” z kolei pisał: „Na stadion Widzewa żal patrzeć. Obiekt lata świetności ma już za sobą, a władze Łodzi właśnie ogłosiły, że nie będzie budowy nowego. Fani łodzian są rozczarowani, ale i tak przychodzą na mecze, bo mogą oglądać na żywo piłkarza, który ma szansę zostać jednym z najlepszych napastników w historii klubu”.

Pikanterii tej bramce dodał również fakt, że sam Zbigniew Boniek w tak młodym wieku nie ładował goli dla łódzkiego klubu. „Zibi” premierową bramkę dla 4-krotnych mistrzów Polski zdobył dopiero w wieku 19 lat i 209 dni. - Powtarzałem już wcześniej, że nie denerwowałem się i byłem spokojny. Wiedziałem, że w końcu tę bramkę strzelę - mówił po końcowym gwizdku arbitra Stępiński. Później sprawy potoczyły się błyskawicznie, nie zawsze jednak pozytywnie dla popularnego „Stempla”.

Latem 2013 r. młody napastnik poczuł zew wolności i wyfrunął do 1.FC Nuernberg, gdzie jednak nie było mu dane zadebiutować w pierwszym zespole. Z podkulonym ogonem wrócił więc do Polski, gdzie najpierw przypomniał o sobie w Wiśle Kraków, a później ze szwajcarską regularnością zaczął zdobywać bramki dla Ruchu Chorzów. Gdy latem 2016 r. ponownie spróbował sił na Zachodzie, był już znacznie bardziej dojrzałym i ogranym w  bojach zawodnikiem. Znalazł się również w kadrze reprezentacji Polski na EURO 2016. Najpierw przez 1,5 roku występował w FC Nantes, obecnie zaś Stępiński gra i co najważniejsze, również strzela dla Chievo Werona.

***

5. Kacper Łazaj - 17 lat i 108 dni, Ruch Chorzów - Lechia Gdańsk 0:1, sezon 2012/2013

W sezonie 2012/2013 o sile ataku Lechii „stanowili” Piotr Grzelczak (jeden gol) i Grzegorz Rasiak (cztery gole, z czego jesienią tylko jeden). Zdobywanie bramek tradycyjnie już spoczywało na barkach ofensywnego pomocnika Abdou Razacka Traore (dziewięć goli).

Widząc mizerię wśród nominalnych napastników, Bogusław Kaczmarek dokonywał wówczas starannego i dokładnego przeglądu gdańskiej młodzieży. Wśród niej wyróżniał się 17-letni Kacper Łazaj, który od 7. kolejki dostawał od popularnego „Bobo” coraz więcej szans. Nie miał problemów z dochodzeniem do strzeleckich sytuacji, ale już z ich wykorzystywaniem tak, stąd też co bardziej niecierpliwsi kibice Lechii, przerabiali jego nazwisko na „Łajzaj”.

W końcu jednak nastolatek przełamał swoją niemoc i w wyjazdowej rywalizacji z Ruchem Chorzów, strzelając gola w końcówce, zapewnił biało-zielonym cenne zwycięstwo nad sąsiadem w tabeli. -  Serce mi się radowało i powiem szczerze, że już nie wiedziałem w jaki sposób mam okazać, jaki jestem szczęśliwy - mówił po meczu, wyraźnie poruszony w rozmowie z „Dziennikiem Bałtyckim”.

Do końca rundy jesiennej wystąpił jeszcze w trzech spotkaniach, ale bramki już nie zdobył. Wiosną 2013 r. zaś w trzech meczach zanotował w sumie… pięć minut, by na zawsze zniknąć z radarów fanów Lechii. W kolejnej kampanii, w której gdańszczan najpierw prowadził Michał Probierz, a później Ricardo Moniz, miał zaszczyt wystąpić w sparingu z FC Barcelona, ale w lidze na murawie nie pojawił się choćby na sekundę. Latem opuścił gród nad Motławą i zaczął zapuszczać się coraz bardziej na peryferia polskiego futbolu.

Najpierw była I-ligowa Bytovia Bytów (2014-2015), później II-ligowy Raków Częstochowa (2015/2016), następnie zaś III-ligowe KS Chwaszczyno (2016/2017), a od lata 2017 r. do dziś również III-ligowy KP Starogard Gdański. - Tak to się ułożyło. Może dlatego, że na treningach nie pokazywałem swoich atutów. Nie wiem, czy to była jakaś blokada psychologiczna, czy o co chodziło. Po prostu nie pasowałem. Każdy trener ma swoich ulubieńców, nie ma co ukrywać, ale nie tutaj tkwił problem. Ciężko mi się do tego teraz odnieść. Na pewno przeszkadzały kontuzje, przygotowania też nie wyglądały do końca tak, jak bym sobie tego życzył. Słabo wyglądałem wydolnościowo, zawsze stawiano u mnie na szybkość, a chciałem też poprawiać wydolność - mówił w ubiegłym roku w wywiadzie dla weszło.com.

Obecnie Łazaj jest lata świetlne od Ekstraklasy, z drugiej strony ma dopiero 23 lata, zatem może jeszcze da się w swojej przygodzie z piłką zapamiętać kibicom z czegoś innego, aniżeli debiutancki gol w wieku 17 lat.

***

4. Grzegorz Bartczak - 17 lat i 43 dni, Zagłębie Lubin - Pogoń Szczecin 5:0, sezon 2002/2003

Na ławce rezerwowych Adam Nawałka, w składzie m.in. niedawne gwiazdy Wisły Kraków, a więc Olgierd Moskalewicz, Grzegorz Niciński czy bracia Bogdan i Marek Zając. Tamto Zagłębie miało w Ekstraklasie rzucić wyzwanie Legii Warszawa i Wiśle Kraków, ale zamiast walki o podium, z hukiem spadło z Ekstraklasy, po raz pierwszy od 13 lat.

Bartczak jednak, mimo degradacji, mógł być z siebie zadowolony. Już w debiucie w najwyższej klasie rozgrywkowej wpisał się na listę strzelców, pieczętując efektowny triumf lubinian nad Portowcami 5:0. Co prawda jesienią 2002 później jeszcze tylko raz pojawił się na murawie, ale wiosną był już podstawowym graczem lubińskiego klubu. Ta sytuacja trwała aż do 2011 r., a w międzyczasie Bartczak wraz z Zagłębiem zdobył m.in. mistrzostwo Polski w sezonie 2006/2007.

Wychowanek Miedzi Legnica ze swojej kariery wycisnął tyle, ile mógł. Był bez wątpienia jednym z najważniejszych graczy w najnowszej historii „Miedziowych”, otarł się również o reprezentację Polski (dwa występy za kadencji Leo Beenhakkera). Splamił się jednak udziałem w aferze korupcyjnej, występując w Lubinie, stąd też w 2011 r. działacze Zagłębia rozwiązali z nim kontrakt. Później Bartczak występował w Jagiellonii Białystok, Warcie Poznań, zaś na stare lata wrócił do macierzystego klubu, a więc Miedzi Legnica, któremu swym doświadczeniem stara się pomóc zachować w tym sezonie ligowy byt.

***

3. Dawid Kownacki - 16 lat i 344 dni, Pogoń Szczecin - Lech Poznań 5:1, sezon 2013/2014

To był jeden z najgorszych meczów w najnowszej historii Lecha. W spotkaniu 23. kolejki Pogoń dosłownie przejechała się po „Kolejorzu”, już do przerwy prowadząc 4:0. W drugiej części Portowcy dołożyli jeszcze jedną bramkę, a wszystkie były autorstwa jednego człowieka - Marcina Robaka. Honorowe trafienie dla poznaniaków zaliczył 17-letni Dawid Kownacki, rozgrywający dopiero swój trzeci mecz w Ekstraklasie. „Jeśli szukać w Lechu Poznań pozytywów po piątkowej klęsce z Pogonią Szczecin (1:5), to do głowy przychodzi tylko jeden – Dawid Kownacki. Szesnastolatek wszedł na boisko po przerwie i spisał się więcej niż przyzwoicie. Przede wszystkim zdobył bramkę, która pozwoliła mu zapisać się w klubowych kronikach. Jest bowiem najmłodszym lechitą z trafieniem w ekstraklasie. Wymazał rekord, należący od ponad 60 lat do Kazimierza Wróbla, który w 1953 roku był starszy o blisko 100 dni, kiedy pokonał bramkarza Cracovii (1:0)” - pisał wówczas „Przegląd Sportowy”. Sam piłkarz z kolei przyznał: - Nie mogłem uwierzyć, że udało mi się pokonać bramkarza Pogoni. To oczywiste, że cieszyłem się z trafienia, ale nie mogłem być zadowolony z rezultatu. Przy takim wyniku trudno było okazać radość. To taka mała rysa na moim szczęściu.

Po tak łatwym i szybkim wejściu do Ekstraklasy Kownackiemu lekko zaszumiało w głowie. W kolejnym sezonie ogłosił głośną akcję pt. „Dycha Kownasia”, w ramach której zobowiązał się do zdobycia wiosną 2015 r. dziesięciu bramek. Skończyło się na ledwie dwóch (a w całym sezonie czterech), ale takie bolesne zderzenie oczekiwań z rzeczywistością było chyba jednak potrzebne, bo w kolejnych kampaniach dało się już zauważyć znaczną poprawę (sezon 2015/2016 - sześć goli, sezon 2016/2017 - dziewięć goli). Stąd też, gdy w grudniu podobny szum po bramce z Zagłębiem Sosnowiec zaczął towarzyszyć Marchwińskiemu, straszy kolega dał mu cenną radę na Twitterze: „Teraz spokojna i chłodna głowa, żebyś nie odleciał tak jak ja”.

Dobre występy w latach 2015-2017 zaowocowały najpierw transferem do Sampdorii Genua, a zimą do Fortuny Dusseldrof. Kownacki to zatem modelowy przykład, jak postępować, gdy, jak rapował Kartky, fejm z zakamarków tak nagle dociera do ludzi.

***

1. Ariel Borysiuk - 16 lat i 265 dni, Odra Wodzisław Śląski - Legia Warszawa 0:2, sezon 2007/2008

Od wiosny 2008 r. był już pełnoprawnym członkiem pierwszego zespołu Legii Warszawa. Jan Urban dał mu zadebiutować w przegranym meczu 18. kolejki Orange Ekstraklasy z Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski. Później co prawda przez miesiąc nie pojawił się choćby na ławce rezerwowych, ale od 24. serii aż do końca sezonu 2007/2008 wystąpił w każdej z potyczek.

W rywalizacji z Odrą 16-letni wychowanek TOP54 Biała Podlaska po raz pierwszy pojawił się w Ekstraklasie w pierwszym składzie i nie zawiódł zaufania trenera, w 38. minucie otwierając wynik rywalizacji. W podbramkowym zamieszaniu piłkę piętką do Borysiuka zagrał Roger, zaś młody pomocnik pewnym strzałem pokonał Adama Stachowiaka. - Dostałem świetne podanie, zamknąłem oczy i... strzeliłem. Na szczęście piłka wpadła do siatki - tak wspominał tamten moment na łamach „Życia Warszawy” Borysiuk, który został najmłodszym graczem Legii w historii ze zdobytą bramką. W końcówce spotkania drugiego gola dołożył Aleksandar Vuković, dzięki czemu „Wojskowi” wygrali 2:0 i wrócili na 2. miejsce w tabeli Orange Ekstraklasy.

Na kolejne trafienie w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce legionista czekał aż trzy lata, kiedy to na listę strzelców wpisał się w przegranym meczu ze Śląskiem Wrocław w sezonie 2010/2011. Ogólnie 12-krotny reprezentant Polski ma na swoim koncie tylko osiem bramek w lidze, ale z drugiej strony, będąc defensywnym pomocnikiem, częste wpisywanie się na listę strzelców nigdy nie należało do jego obowiązków. Dopóki występował przy Łazienkowskiej, zapowiadał się na czołowego speca od destrukcji nad Wisłą. Jego rozwój wyhamował nieudany pobyt zagranicą (1.FC Kaiserslautern i Wołga Niżny Nowogród), zaś po powrocie do kraju forma Borysiuka to była jedna, wielka sinusoida. Udany rok w Lechii Gdańsk (2015), mniej udany drugi pobyt w Legii Warszawa, dwukrotne odbicie się od ściany na zachodzie (Queens Park Rangers), później znów powrót nad morze, ale w zespole biało-zielonych nie pełnił już tak ważnej roli, jak za pierwszym razem. Obecnie jest wypożyczony do Wisły Płock, ale trudno powiedzieć, żeby przy ul. Łukasiewicza 34 był jednym z liderów „Nafciarzy”.

***

Celowo w tym zestawieniu pominęliśmy Filipa Marchwińskiego, który od grudnia dźwiga na barkach brzemię drugiego najmłodszego zdobywcy bramki w XXI wieku. Jak sobie z nim poradzić? Najlepiej przed każdym meczem Lecha do znudzenia słuchać jeden z największych hitów Roberta Gawlińskiego pt. „Nie stało się nic”.


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się