Autor zdjęcia: Mateusz Czarnecki
Specjaliści od zarządzania kryzysem - piłkarze Michniewicza znów to zrobili!
Reprezentacja Jacka Magiery była przed MŚ U-20 wielką niewiadomą. Niesprawdzona w eliminacyjnych bojach, niezgrana, z niewielką liczbą graczy, którzy chociażby liznęli Ekstraklasy. Czyli zupełne przeciwieństwo drużyny Czesława Michniewicza, która udowadniała już wcześniej, że znakomicie radzi sobie nie tylko z przeciwnikiem, ale i z wszelkimi przeciwnościami losu. Dlatego byłem w niedzielę wyjątkowo spokojny - zarówno po golu na 1:0 i 2:3 dla Belgów.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że to nawet nie jest początek. Przed nami piekielnie trudne boje z Włochami i Hiszpanią, którzy są przynajmniej o klasę lepsi od Belgów. Ale młode Czerwone Diabły z kolei też wydawały się być – przynajmniej jeśli chodzi o umiejętności czysto techniczne – lepszym zespołem od biało-czerwonych. Cóż z tego jednak, skoro w Reggio Emilia liczył się przede wszystkim piłkarski pragmatyzm. Rywale przy piłce byli 58% czasu gry, na bramkę Kamila Grabary oddali w sumie aż 18 strzałów. Była to jednak sztuka dla sztuki, bo nasz golkiper musiał interweniować tylko czterokrotnie. Dla porównania podopieczni Czesława Michniewicza Nordina Jackera niepokoili siedmiokrotnie, ale również cztery z uderzeń były w światło bramki. Z tą różnicą, że aż trzy z nich znalazły się w siatce.
Gole strzelaliśmy w każdy możliwy sposób. Szymon Żurkowski trafił po znakomicie skonstruowanym ataku pozycyjnym. Pomijając już szybki i błyskawiczny sposób jego konstrukcji, zwraca uwagę niezachwiana pewność siebie byłego już gracza Górnika Zabrze, który nie chciał za wszelką cenę wjechać z piłką do bramki, nie kombinował, nie zamierzał zrzucać odpowiedzialności na innych. Zobaczył, że jest cień szansy na gola, że strzał z 20 metrów może zaskoczyć belgijską defensywę. Jak pomyślał, tak zrobił i od tego momentu Polacy dostali skrzydeł.
Trafienie numer dwa to precyzyjnie rozegrany rzut różny i Krystian Bielik wyskakujący do zawieszonej futbolówki jak z katapulty. Do niedawna wydawało się, że na środku obrony duet Bochniewicz+Wieteska jest parą nierozerwalną. Bielik przez całe eliminacje był w tej drużynie nieobecny, pojawił się dopiero w barażowym dwumeczu z Portugalią. Nie zawiódł oczekiwań, w rewanżu zdobył jedną z bramek, dając do myślenia Michniewiczowi. W sezonie 2018/2019 w barwach Charltonu grał dobrze albo bardzo dobrze, pieczętując znakomite rozgrywki awansem The Addicks do Championship. CM odsunął więc Bochniewicza i zdecydowanie postawił na Bielika, dwa lata temu osądzanego od czci i wiary za krytykę metod treningowych Marcina Dorny podczas ME U-21.
Tak na marginesie – wtedy patrzyliśmy na byłego zawodnika Legii Warszawa jak na bezczelnego młokosa, nie szanującego autorytetów i mającego mylne przekonanie o swojej wielkości. Z perspektywy czasu można jednak zapytać: a może zawodnik od lat trenujący i grający na Wyspach Brytyjskich też ma czasem prawo wypowiedzieć się o sposobie przygotowań do meczu/turnieju (choć może jednak w innym miejscu, aniżeli strefa mixed zone i w nieco bardziej wysublimowany sposób)? Może czasem mieć rację? Dzisiejsza młodzieżówka to już grupa ludzi, która w piłce nożnej widziała i przeżyła zagranicą więcej, aniżeli niejeden sztab szkoleniowy. Wiedza, którą przez ostatnie lata posiadła też może być ich przełożonym niezwykle pomocna.
No ale wracając... Gol numer trzy, czyli klasyczna kontra, w czym zawsze czuliśmy się najlepiej. Szarżujący po prawej stronie Konrad Michalak, który w bieżącym sezonie w Lechii Gdańsk błyszczał tylko incydentalnie. Polski Mourinho nie miał jednak wątpliwości, że to właśnie on będzie jego w zespole podstawowym skrzydłowym. Niczym Kamil Grosicki czy wcześniej Kamil Kosowski z najlepszych lat ruszył z futbolówką niemal do samej linii końcowej, dograł piłkę w pole karne. Belgowie nie potrafili jej w żaden sposób wybić, z czego skwapliwie skorzystał Sebastian Szymański. Prowadzenie 3:1 trochę nas uśpiło, zaczęła się seria błędów, niedokładnych podań, nieporozumień, które skończyły się stratą drugiej bramki i zupełnie niepotrzebną nerwówką w końcówce. Ten zespół na przestrzeni dwóch lat udowodnił jednak, że potrafi zarządzać kryzysem i nie inaczej było w niedzielę.
W Reggio Emilia byliśmy bowiem niczym kameleon. Doskonale potrafiliśmy dostosować się do meczowych warunków, podczas gdy rywale mieli ograniczoną liczbę koncepcji i pomysłów na sforsowanie naszej defensywy. Może w szerszym wymiarze w belgijskiej młodzieżówce tkwi większy potencjał, może analizując pozycje po pozycji i piłkarza po piłkarzu, u przegranych jest więcej graczy o znakomitej technice użytkowej, ale w godzinie próby ci gracze nie potrafili stworzyć zespołu. Odwrotnie niż Polacy.
Należy się zatem biało-czerwonym chwila wytchnienia i prawo do (małego) świętowania. Ale od jutra już ciężka praca i pełne skupienie na kolejnym meczu. Wygraliśmy z Belgią, aczkolwiek to jeszcze nic nie znaczy. Poprzeczka idzie w górę, gdyż – jak pokazał drugi mecz grupy A: Włochy-Hiszpania – zarówno Squadra Azzurra oraz La Roja to jak pewnej reklamie mówił swego czasu znany komentator sportowy – jakiś zupełnie inny poziom.