Autor zdjęcia: Własne
Najbardziej nieprzewidywalna liga wystartowała
No i wróciła. Jaka by ona nie była, jak wielkich eurowpierdoli byśmy nie zaliczali w pucharach, i tak będziemy na nią czekać. Bo jest nasza, swojska. Każdy z nas chciałby, żeby jej poziom był wyższy, żebyśmy mogli zachwycać się umiejętnościami zawodników, a nie je wyszydzać. Ale zawsze gwarantuje nam emocje i nieprzywidywalność. I za to ją kochamy.
Pokuszę się o stwierdzenie, że gdyby Ekstraklasa wyglądała jak niemiecka Bundesliga, czyli monopol na wygrywanie miałby jeden zespół, względnie jeszcze tylko jeden mógłby realnie o tytuł powalczyć, to straciłaby ona na atrakcyjności. Bo ta liga nie przyciąga poziomem, a emocjami. Jest o tyle fajna, że w niej każdy może wygrać z każdym. Każdy może realnie marzyć o mistrzostwie. Bo skoro mógł go zdobyć Piast Gliwice, to dlaczego nie może triumfować, dajmy na to, taka Korona Kielce? Co stoi na przeszkodzie?
Wiele wskazuje na to, że zobaczymy kolejny totalnie nieprzywidywalny sezon, być może znów z sensacyjnym triumfatorem. Nie ma wyraźnego kandydata do tytułu. Po letnich transferach pewnie powiedzielibyśmy, że jest nim Legia Warszawa, tymczasem mecze w eliminacjach do Ligi Europy i spotkanie z Pogonią Szczecin znacznie stonowały te nastroje. Stołeczni zaczęli jak co roku i znów będą musieli gonić, już od pierwszej kolejki. A zapewne w okolicach września, może nawet jeszcze szybciej, szukać będą nowego trenera. I tak w koło Macieju.
Lech jest w przebudowie, też z trenerem na dorobku, po którym zupełnie nie wiadomo, czego się spodziewać. Dariusz Żuraw póki co w swojej szkoleniowej karierze najbardziej znany jest z tego, że kuchennymi drzwiami ulotnił się ze Znicza Pruszków. Z rezerwami "Kolejorza" osiągał bardzo dobre wyniki, przyczynił się do awansu do II ligi, ale ekstraklasowego doświadczenia praktycznie nie ma. Oczywiście poznański klub tradycyjnie upatrujemy w gronie potencjalnych kandydatów do tytułu, ale już bardziej z uwagi na samą nazwę. W Poznaniu sami mówią, że to najpewniej będzie dla nich sezon przejściowy, nastawiają się przede wszystkim na promocję wychowanków. Trudno uwierzyć, aby w takich warunkach mogli powalczyć o końcowy triumf.
Tytułu bronić będzie Piast i w żadnym wypadku nie skreślałbym ich z tej walki. To zespół, który stać na to, by dołączyć na stałe do polskiej czołówki, ma ku temu wiele predyspozycji – bardzo dobry trener, solidny skład, wysoką skuteczność na rynku transferowym. Teraz mogą też namieszać w pucharach, teoretycznie mają autostradę do rundy play-off eliminacji do Ligi Europy, ale jak to już bywa, wykoleją się pewnie gdzieś po drodze. W historii przecież w Europie jeszcze nie wygrali spotkania. Zatem mimo dość szczęśliwego obrotu spraw w losowaniu zapewne, jak mawia klasyk, niedługo będą mogli skupić się na lidze.
Jeśli miałbym totalnie wróżyć z fusów, to w przewidywaniach dotyczących triumfu stawiam na Jagiellonię, co podkreślałem już w naszej przedsezonowej ankiecie. Nigdy nie ukrywałem, że kibicuję trenerowi Mamrotowi, dlatego bardzo ucieszyła mnie wiadomość, że pozwolono mu kontynuować pracę w "Jadze", zwłaszcza że wcale nie stracił szatni, jak to bywa często w przypadku kiepskich wyników. Publicznego wsparcia udzielił mu podczas meczu w końcówce minionego sezonu Guilherme, za nim ruszyła też prawie cała drużyna. W wywiadach dobrą robotę Mamrota podkreślał Ivan Runje. Naprawdę wiele wskazuje na to, że klub z Białegostoku w tym sezonie zaliczy zdecydowany progres. To już nie jest tylko kandydat do gry w europejskich pucharach, ale do tytułu.
W tych rozważaniach trochę zapomina się o Lechii, sam się na tym złapałem, a jak spojrzymy na jej skład, to znów powinna być bardzo groźna. Tego okienka na pewno nie przespała. Osłabienia? W zasadzie żadne, bo trudno do takich zaliczyć odejście Joao Nunesa czy Konrada Michalaka. Jest ciekawy ruch z Udoviciciem, odbudować powinien się Gajos, do tego do Gdańska wrócił Maloca. Istotnym transferem może być także powrót Peszki, który wygląda na zmobilizowanego (pozytywnie) jak nigdy.
Namieszać może też Pogoń. Ten klub staje się wzorem normalnego, zdrowego funkcjonowania. Prezesa Jarosława Mroczka postrzegam jako mądrego, inteligentnego człowieka i sprawnego managera, co można wywnioskować też z wywiadu, który ukazał się w grudniu na naszych łamach. Od momentu zatrudnienia Kosty Runjaica trudno o cokolwiek przyczepić się do funkcjonowania tego klubu. Zespół jest budowany cierpliwie, ale systematycznie staje się coraz lepszy. Nie ma hurr durr skoku na kasę i kupowania tabunu nowych, drogich zawodników. Podejrzewam, że Pogoń byłoby stać na dwa, trzy wielkie transfery, ale zamiast tego jest inwestowanie w akademię, w rozwój. Do pełni szczęścia potrzebny jest tylko sukces sportowy, a ten wreszcie może nadejść. Bo "Portowcy" nie przystępują już do rozgrywek z rangi "czarnego konia", a jednego z najpoważniejszych faworytów do gry w europejskich pucharach.
Czarnym koniem tych rozgrywek, idąc trochę pod prąd, może być za to ŁKS Łódź. To zespół, który nie poczynił żadnych znaczących wzmocnień przed tym sezonem. Utrzymał jednak trzon ekipy. Ełkaesiacy są totalnie nieprzywidywalni i raczej w tej nieprzywidywalności jest recepta. Nie będę ani trochę zdziwiony, jeśli skończą fazę zasadniczą w pierwszej ósemce.
Po pierwszej kolejce prysnął czar natomiast odnośnie do drugiego beniaminka - Rakowa. Oczywiście nie należy ich przedwcześnie skreślać, ale nie wygląda na to, by mieli wziąć szturmem Ekstraklasę, jak wielu się spodziewało. Wręcz przeciwnie – podejrzewam, że czekać ich będzie walka o utrzymanie. W zasadzie przez cały sezon będą grać na wyjeździe, a to z reguły nie przynosi nic dobrego. Wystarczy przypomnieć sobie niedawny przypadek Sandecji Nowy Sącz, która także była rewelacją I ligi, a potem w najwyższej klasie rozgrywkowej wyraźnie brakowało jej atutu własnego stadionu. Swoją drogą, prezes Zbigniew Boniek zapowiadał całkiem niedawno, że kluby w Ekstraklasie mają grać wyłącznie na własnych stadionach, w innych przypadkach nie uzyskają licencji. Tymczasem dla Rakowa został stworzony kolejny wyjątek. Spora niekonsekwencja.
Ciekaw jestem też Waszego zdania co do tych przewidywań. Pewnie już po kilkunastu kolejkach wezmą one w łeb, ale fajnie jest sobie po sezonie wrócić do nich i skonfrontować je z rzeczywistością. W tej lidze w stu procentach przewidzieć się nic nie da (no, może poza corocznymi zwolnieniami w Legii). Ale dzięki temu nudzić się z pewnością nie będziemy.