Autor zdjęcia: Mateusz Czarnecki

Dżuma, cholera, brak koncentracji i stałe fragmenty – oto przepis na porażkę według ŁKS-u! Wisła Płock 2:1 ŁKS

Autor: Mariusz Bielski
2019-08-31 17:40:10

Okej, to już chyba jest kryzys. O ile za przegrane z Legią, Lechem czy Wisłą Kraków dało się jeszcze jakoś wytłumaczyć, o tyle dzisiejsza porażka w Płocku udowadnia, że Kazimierz Moskal i jego ŁKS mają spory problem.

Albo raczej całą gamę problemów, na którego wierzchołku wyróżnilibyśmy trzy rzeczy. Przede wszystkim stałe fragmenty gry. Nie zdążyliśmy jeszcze rozsiąść się na kanapach, a gospodarze już prowadzili 1:0 po rzucie wolnym. Dobrym dośrodkowaniem popisał się nie kto inny jak Dominik Furman, groźny strzał oddał Michalski, jednak dopiero dobitka Kuświka okazała się skuteczna. Chyba ze trzech Kołbów musiałoby stać w bramce, aby goście wyszli z tej akcji cało. 

– Analizowaliśmy ŁKS i przygotowywaliśmy sobie stałe fragmenty – mówił Damian Rasak w wywiadzie w przerwie. – Wiedzieliśmy, że ŁKS kryje przy nich jeden na jednego i może to być nasza szansa, co też wykorzystaliśmy – dodawał podczas analizy Jakub Rzeźniczak. I generalnie co już się szykowała jakaś centra autorstwa pomocnika Nafciarzy, to łodzianie trzęśli portkami ze strachu. Pod koniec spotkania mało brakowało przecież, aby na listę strzelców wpisał się także Fojut.

Zanim jednak to się stało, drugie trafienie dla Wisły zaliczył Merebaszwili. Szmata to to może nie była, aczkolwiek futbolówka turlała się około dwa dni, zanim wpadła przy samym słupku. Czy tu bramkarz mógł zrobić coś więcej? Mamy mieszane wątpliwości. Na pewno lepiej powinien interweniować Sobociński, bo zamiast wyrżnąć futbolówkę w okolice pobliskiej hali, tylko ją wystawił Gruzinowi. Obie bramki to zatem dowód na kłopoty ŁKS-u z koncentracją – błyskawiczne trafienie zaraz na początku meczu i po bardzo niepewnej interwencji obrońcy.

Kolejna rzecz? Lewa obrona. Pod nieobecność Klimczaka Moskal ma tam wybór jak między dżumą oraz cholerą. Bogusz już się cyrków naodwalał w poprzednich spotkaniach, lecz jeśli ktoś z was dziwił się, dlaczego wcześniej szansy nie otrzymał Rozmus, to dzisiaj dostał brutalną odpowiedź. Nic temu człowiekowi dzisiaj nie wychodziło, a do tego zaliczył stratę, po której Nafciarze mieli rożnego na 1:0. Przy tej samej akcji zawalił również z kryciem. Dramatyczny występ.

Nadzieję dla gości przez jakiś czas podtrzymywał za to Sekulski, który wbrew formie drużyny jest w całkiem niezłej dyspozycji. Dzisiaj popisał się przede wszystkim niezłą intuicją – to znaczy był w dobrym miejscu i w dobrym czasie, aby dobić strzał Bryły. Niby nic wielkiego, lecz kiedy ŁKS-owi kompletnie nic nie wychodzi z „czystej” gry, to z takich prezentów musi korzystać. Ze strony Stefańczyka, ponieważ ten kompletnie nie kontrolował pozycji napastnika. Do tego jeszcze Dahne – chłop po prostu wypluł przed siebie piłkę, nie ma dla tego wytłumaczenia. Fajnie, że ludzie go chwalą za grę nogami – czym de facto dzisiaj też się nie popisał – jednak pamiętajmy, iż podstawowym narzędziem pracy golkipera pozostają ręce…

Dobrze chociaż, że obie strony w miarę sensownie starały się operować piłką, więc przynajmniej nie uświadczyliśmy męczącej rąbanki. A dlaczego się tak pocieszamy? Bo z drugiej strony momentami tempo było żółwie, zaś sami zawodnicy trochę narzekali na warunki do gry w stylu Pepe Ćwielonga. Ale okej, słońce dziś daje popalić, toteż nawet się nie będziemy czepiać. Z drugiej strony nie ukrywamy – kiedy koło 60. minuty obie ekipy zeszły na „cooling break” zamarzyło nam się, aby w paru bidonach znalazł się sok z gumijagód. Niestety nic takiego się nie wydarzyło, przez co momentami nudziliśmy się jak mopsy.

Z takiego rozwoju sytuacji na pewno bardziej może cieszyć się Radosław Sobolewski, wszak akurat ze strony płocczan spokój był uzasadniony, zwłaszcza w chwilach, kiedy jego zespół prowadził. No to po co mieli się wdawać w ułańskie szarże? Normalna sprawa. ŁKS za to – wręcz przeciwnie. Niby Moskal wpuścił Pirulo, niby zagrał w końcówce na dwóch napastników, ale i tak werwy to to łodzianom nie dodało. Może przerwa reprezentacyjna nieco pomoże Moskalowi podładować baterie u podopiecznych, bo w innym wypadku mogą mieć wyjątkowo przytłaczającą jesień. Cztery oczka po siedmiu kolejkach – fatalny wynik. Może szkoleniowiec powinien podpytać vis-a-vis, czyli Radosława Sobolewskiego jak się wychodzi z kryzysu?

Wisła Płock 2:1 ŁKS Łódź (1:1)
1:0 Kuświk 3’
1:1 Sekulski 18’
2:1 Merebaszwili 75’

Wisła: Dahne (3) – Stefańczyk (4), Fojut (5), Uryga (5), Michalski (5) (82’ Tomasik bez oceny) – Rasak (3) (75’ Ambrosiewicz bez oceny), Furman (7) – Szwoch (3), Ricardinho (5), Merebaszwili (6) – Kuświk (6) (71’ Sahiti 5)

ŁKS: Kołba (5) – Grzesik (4), Juraszek (4), Sobociński (3), Rozmus (2) – Piątek (4), Guima (3) (77’ Wolski bez oceny), Kalinkowski (3) (79’ Kujawa bez oceny) – Bryła (4) (67’ Pirulo 4), Ramirez (3), Sekulski (6)

Sędzia: Krzysztof Jakubik
Nota: 4

Żółte kartki: Rasak – Juraszek, Guima, Sobociński

Piłkarz meczu: Dominik Furman

Widzów: 6019


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się