
Autor zdjęcia: Mateusz Czarnecki
W Kielcach trwają porządki po Lettierim. Na początek trzeba wprowadzić spokój
Przed startem obecnego sezonu Ekstraklasy wydawało się, że Korona w tym roku w końcu uniknie wrzucenia do worka o nazwie „kandydaci do spadku”. Mogły o tym świadczyć wzmocnienia, aprobowane przez Gino Lettieriego, który przecież w Polsce był od lata 2017 roku. Cały ten czas nie był jednak konstruktywny, a destruktywny dla Korony Kielce, która dziś musi zacząć pracę od podstaw.
Ozdobą jej piątkowego spotkania z Jagiellonią wcale nie były bramki drużyny Ireneusza Mamrota, a smutne, pozbawione energii oblicze Gino Lettieriego, które wydawało się krzyczeć z prośbą o zwolnienie. Dlaczego napisaliśmy, że było ozdobą tego przeciętnego widowiska? A dlatego, że był to idealny obraz nędzy i rozpaczy kieleckiej Korony.
Oczywiście za efekty boiskowe bezpośrednio odpowiadają piłkarze, ale doskonale zdajemy sobie sprawę, że ktoś tych zawodników sprowadza do swojego zespołu, ktoś stawia na nich w poszczególnych spotkaniach, ktoś podejmuje decyzje taktyczno-personalne w obrębie meczów i ktoś – w tym przypadku oczywiście szkoleniowiec – kiedyś musi za swoje decyzje ponieść konsekwencje. Akurat sam trener Lettieri nie może narzekać na pracodawców z Kielc, bo ci dali mu dużą władzę (chociażby w doborze zawodników, wolną rękę w sposobie przygotowania drużyny do sezonu) i teraz ponoszą tego konsekwencje.
Każdy kto oglądał ostatnie mecze Korony w Ekstraklasie widzi, że nie ma tam obecnie jakościowych piłkarzy w ofensywie. Marcin Cebula, Uros Djuranovic, Vato Arveladze, Michał Żyro, Matej Pucko, Erik Pacinda? Nie są to ludzie, którzy w pojedynkę są w stanie wygrać mecz. Nawet Michal Papadopulos potrzebuje piłek w polu karnym przeciwnika, ale nie ma ich kto do niego dograć. Jakub Żubrowski, Adnan Kovacevic czy Ivan Marquez – najjaśniejsze obecnie postaci Korony zazwyczaj potrafią robić to tylko w górny sposób. W tak fizycznej i mocno taktycznej lidze jak polska nie sposób tego nie zauważyć i odpowiednio temu przeciwdziałać.
Nie dziwi zatem mizerny dorobek Korony w ofensywie, która od dwóch spotkań nie oddała celnego strzału na bramkę przeciwnika. Portal „Ekstrastats” odpowiedział na wyliczenia strony weszlo.com, że na pewno od sezonu 2015/16 nie było w naszej lidze zespołu z tak tragicznymi liczbami. Dlatego zmiany na ławce trenerskiej były nieuniknione i teraz trzeba zacząć sprzątać po Lettierim. Od czego zatem ma zacząć Sławomir Grzesik?
Zapytaliśmy o to naszego redakcyjnego kolegę Marcina Długosza, który doskonale orientuje się w tematyce kieleckiego klubu i odpowiedział nam: „Oprócz tych wszystkich oczywistych rzeczy należy wprowadzić więcej spokoju. Zwłaszcza w obszarze taktyki”.
Chodzi tutaj oczywiście o słynne już wymienne stosowanie taktyki przez trenera Lettieriego, który potrafił w ciągu jednego meczu zastosować nawet trzy ustawienia. Przykładem jak to funkcjonowało w praktyce niech będzie mecz Korony w Zabrzu, kiedy zawodnicy zwyczajnie nie odnajdywali się w tych zmianach i nie wiedzieli, co mają grać.
O Gino Lettierim wszelkiej maści eksperci wypowiadali się z uznaniem o jego wiedzy taktycznej, ale Ekstraklasa to nie Serie A, a piłkarze biegający po polskich boiskach są po prostu pod każdym względem wyraźnie słabsi od tych z najlepszych lig Europy. Dlatego przy obecnym stanie Korony i posiadanym materiale potrzebny jest konkretny plan taktyczny, zrozumiały i przyswojony przez wszystkich zawodników. Dopiero później będzie można myśleć o defensywie, ofensywie, brakach kadrowych itd.
Problemów w Kielcach jest co niemiara, na już trzeba właściwie włożyć ręce w każdy aspekt funkcjonowania drużyny. Jeśli jednak Korona myśli o wykaraskaniu się z dołu tabeli, musi wdrożyć pracę u podstaw i krok po kroku wdrażać plan naprawczy. Pierwsza, ważna rzecz już się dokonała - główny odpowiedzialny za kryzys został znaleziony.