Autor zdjęcia: Twitter @oefb1904

Od Polski do Polski – jak zmieniła się w reprezentacja Austrii w ciągu minionych sześciu miesięcy?

Autor: Maciej Kanczak
2019-09-08 19:00:30

Reprezentacja Austrii miała być najgroźniejszym przeciwnikiem Polaków w eliminacjach EURO 2020 w grupie G. Tymczasem po dwóch pierwszych meczach podopieczni Franco Fody nie mieli na swoim koncie choćby punktu...

Patrząc na naszych grupowych przeciwników tylko przez pryzmat nazwisk w składzie, właśnie piłkarze znad Dunaju, choć nie uczestniczyli w MŚ w Rosji, wydawali się najmocniejsi: Alaba (Bayern), Arnautović (West Ham), Baumgartlinger i Dragović (Leverkusen), Hinteregger (Eintracht Frankfurt), Lazaro (Hertha). Austriacy wobec Polaków nie musieli mieć żadnych kompleksów. Na Ernst-Happel-Stadion mimo dobrej gry, nie potrafili jednak z biało-czerwonymi choćby zremisować.

– Głupio przegraliśmy. Przez niemal całe spotkanie trzymaliśmy Polaków z dala od naszego pola karnego, nie pozwalając im na zbyt wiele, a jeden moment nieuwagi zadecydował o naszej przegranej – narzekał po końcowym gwizdku arbitra, Hinteregger. Arnautović z kolei dodał: – Polacy głęboko się cofnęli, co oznacza, że mieli do nas respekt i szacunek. Dziś przegraliśmy, ale to będą jeszcze udane eliminacje. Austriacka prasa, choć chwaliła swoich graczy za grę, ostrzegała przed meczem z Izraelem: „Już na samym początku kwalifikacji „Das Team” czeka pierwsze spotkanie z serii o „być albo nie być”.

Choć w ojczyźnie Wolfganga Amadeusza Mozarta nikt nie drżał przed rywalem, z którym Austria nie przegrała od 1999 roku, to Foda poważnie podszedł do tego pojedynku. W porównaniu z meczem z Polską dokonał trzech roszad w składzie. Z podstawowej jedenastki wypadli dwaj boczni obrońcy – Stefan Lainer i Maximillian Wober oraz środkowy pomocnik Florian Grillitsch. Oprócz tego zmienił także ustawienie swojego zespołu z 1-4-2-3-1 na 1-5-4-1. Większy nacisk na defensywę nic nie dał, bo w Hajfie na Sammy Ofer Stadium gospodarze, dowodzeni przez legendę austriackiego futbolu, Andreasa Herzoga, wygrali z „Burschen” aż 4:2. Nieprzypadkowo napisaliśmy, że niebiesko-biali wygrali, a nie zmiażdżyli czy zniszczyli rywali, bo też rezultat spotkania był trochę mylący. Austriacy znów przeważali, znów mieli więcej z gry, będąc lepszym od Izraela w praktycznie każdej boiskowej statystyce. Poza bramkową rzecz jasna.

Nie wiem, jak to możliwe, że prowadziliśmy do przerwy. Rywale byli lepsi, ale mój zespół pokazał charakter i potrafił się podnieść – łapał się za głowę po meczu selekcjoner gospodarzy. Foda z kolei w następujący sposób zdiagnozował problem swoich podopiecznych na starcie eliminacji do ME 2020. – W obu dotychczasowych spotkaniach, z Polską i z Izraelem, nie graliśmy tak źle, żeby nie mieć żadnego punktu. Zatem jest problem z mentalnością, koncentracją, skupieniem. W tych aspektach trzeba przede wszystkim szukać poprawy.

Minęły trzy miesiące i w kolejnym kwalifikacyjnym boju fani „Unsere Burschen” znów przeżywali deja-vu. W rywalizacji ze Słowenią w Klagenfurcie, gospodarze po raz kolejny mieli przygniatającą przewagę, ale piłka, jak na złość, nie chciała wpaść do bramki Jana Oblaka. W trzecim meczu z rzędu Foda znów kompletnie zmienił system gry, tym razem stawiając na 1-4-1-4-1. Łącznikiem między obroną a pomocą był Konrad Laimer, zaś do pomocy wrócił Valentino Lazaro, który w meczu z Izraelem grał na boku defensywy. Bramkę na wagę premierowego zwycięstwa w eliminacjach EURO 2020 zdobył dopiero w 74. minucie Guido Burgstaller, wprowadzony na murawę w drugiej połowie. – Presja, która nam towarzyszyła była ogromna, ale powiedziałem moim piłkarzom, aby po prostu grali swoje. Spokój i swoboda w grze to najlepsza to na towarzyszące nam od dawna napięcie – powiedział, wyraźnie rozluźniony po meczu ze Słowenią.

Śmiało można zakładać, że był to przełomowy mecz dla jego zespołu. Jeszcze w czerwcu bowiem Austriacy rozbili na wyjeździe Macedonię Północną 4:1. Tę samą Macedonię Północną, z którą kilka dni wcześniej tak męczyli się Polacy. Lewandowski i spółka na bramkę Stołe Dimitrewskiego oddali osiem strzałów, z których zaledwie jeden był celny, podczas gdy Arnautović i jego koledzy tego samego Dimitrewskiego próbowali zaskoczyć aż 20 razy, z czego osiem strzałów leciało w światło bramki. Niebo, a ziemia.

Tym razem Foda nie kombinował już z ustawieniem. Pozostał wierny systemowi 1-4-1-4-1, z tym, że wyżej przesunął Laimera, który w Klagenfurcie nie błysnął, zaś jako defensywny pomocnik ustawiony przed czwórką obrońców wystąpił Stefan Ilsanker. W roli głównej wystąpił zaś Arnautović, który dwa razy wpisał się na listę strzelców (dwa gole strzelił również w przegranym meczu z Izraelem). Trafienie dołożył Lazarov, zaś jednego gola rywale wbili sobie sami (Egzon Bejtulai). I tak oto w miesiąc Austriacy z przedostatniego miejsca awansowali na trzecie, mocno naciskając drugi Izrael.

Po czerwcowych spotkaniach Foda zatem mógł nieco odpocząć od krytyki mediów i kibiców, lecz nie oznaczało to, że aż do września problemy omijały jego zespół. W lipcu okazało się, iż jeden z jego czołowych podopiecznych, a więc Arnautović, zdecydował się przenieść z WHU do SIPG Szanhgaj, co postawiło pod znakiem zapytania jego dalszą karierę reprezentacyjną. Enfant terrible austriackiego futbolu ogłosił jednak, że wyprowadzka za wielki mur nie kończy jego przygody z drużyną narodową. – Nie myślę o zaprzestaniu występów w reprezentacji kraju. Tak długo jak granie w piłkę sprawia mi przyjemność, tak długo chciałbym być potrzebny trenerowi i kolegom – zapewnił swoich rodaków Arnautović.

W międzyczasie pojawił się również kłopot z obsadą bramki. Za kadencji Fody numerem jeden był doświadczony Heinz Linder, który bronił praktycznie we wszystkich meczach. Gdy jednak 29-latek rozstał się latem z Grasshopper Zurych i do końca okna nie znalazł sobie nowego pracodawcy, selekcjoner nie miał oporów, aby pominąć go przy powołaniach na mecze z Łotwą i Polską. Za odwagę i zdecydowanie 53-letniemu szkoleniowcowi należą się duże brawa, gdyż dla Lindera nie miał żadnej pewnej alternatywy. Trójka golkiperów, która otrzymała nominacje na wrześniowe mecze w eliminacjach EURO 2020, a więc Pavao Pervan, Alexander Schlager i Cican Stanković wcześniej w narodowych barwach nie zagrała ani razu!

Ostatecznie Foda postawił na tego ostatniego, a golkiper Red Bull Salzburg za zaufanie odwdzięczył się czystym kontem w meczu z Łotwą. Inna sprawa, że Łotysze w miniony piątek nie zmusili go do ciężkiej pracy, na bramkę uderzając zaledwie raz. Z przodu zaś swoje znów zrobił Arnautović, który zdobył dwie bramki. Poza blondwłosym atakującym Pavelsa Steinborsa pokonywali także Marcel Sabitzer, Konrad Laimer i Michael Gregoritsch. Bramkarz Arki Gdynia nie dość, że tamtego wieczoru w Salzburgu musiał sześciokrotnie sięgać po piłkę do siatki, to sam również zaliczył kuriozalnego samobója. Nie wierzymy, ze jeszcze nie widzieliście, ale jeśli jakimś cudem tak się zdarzyło – proszę bardzo:

 

 

Dzięki niespodziewanemu remisowi Izraela z Macedonią Północną, Austriacy wskoczyli już na drugie miejsce, do Polski tracąc tylko trzy oczka. Trzy wygrane z rzędu, a także porażka biało-czerwonych ze Słowenią sprawiły, że „Das Team” nieco obrósł w piórka. – Skoro Słowenia mogła pokonać Polskę, to dlaczego my nie mielibyśmy z nimi wygrać? Wiem, że Polska ma świetną jakość, ale jesteśmy pewni siebie. Wiemy co możemy zrobić i jesteśmy przekonani, że nie stoimy na straconej pozycji – rzucił do dziennikarzy po meczu z Łotwą, jeden z jego bohaterów, a więc Laimer.

Jasnym jest, iż w naszej grupie w ofensywie nikt nie gra tak jak Austria. W pięciu dotychczasowych meczach „Burschen” oddali aż 104 strzały i wymienili 2834 podania. Dla porównania Polacy na bramkę rywali uderzali tylko 60 razy, a podawali 2222 razy. Z kolei dokonania Izraela w ciągu 450 minut eliminacji EURO 2020 to 72 próby i 2482 podania.

Sęk w tym, że w najważniejszych bojach pierwszej części kwalifikacji do Mistrzostw Starego Kontynentu Austriacy bezlitośni byli tylko dla najsłabszych ekip w grupie, a z faworytami jednak przegrywali. Dlatego Fodzie w przedmeczowych wypowiedziach daleko do entuzjazmu Laimera. –  Nasze ostatnie wyniki to dowód na to, jak bardzo jesteśmy głodni zwycięstw. Po słabym początku teraz wszystko w naszych rękach. Nie mam jednak wątpliwości, że w grupie G walka o awans na EURO będzie się toczyć do ostatniej kolejki – stwierdził.

Sam też podkreśla, że w meczu z Polską kluczowa będzie postawa defensorów. O obronę jest jednak spokojny. Po niemal półrocznych próbach i eksperymentach, w rywalizacji z Łotyszami, po raz trzeci postawił na ten sam kwartet obrońców, a więc: Lainer, Dragović, Hinteregger i Ulmer. Tym razem jednak nieco inaczej została zestawiona druga linia. Obok Laimera w środku pomocy pojawił się Julian Baumgartlinger, który do tej pory w pierwszym składzie wystąpił tylko w inauguracyjnym spotkaniu z Polską. Z kolei przed nimi operowało trio Lazarov-Alaba-Sabitzer. Ten jest w bieżącym sezonie sezonie najbardziej wyróżniającym się austriackim zawodnikiem. W Bundeslidze w barwach RB Lipsk w trzech meczach zdążył strzelić już jednego gola i zanotować trzy asysty. – To niesamowite, jaką pracę wykonuje w chwili obecnej – chwali 25-latka, Alaba. Foda z kolei dodaje: – Już w czerwcu znakomicie się prezentował, ale szwankowała skuteczność. W piątek nie było z tym problemu. W ataku zaś niepodzielnie króluje Arnautović, którymi z sześcioma bramkami na koncie jest drugi (wespół z Artomem Dziubą) w klasyfikacji strzelców eliminacji EURO 2020.

Foda zatem mieszał, próbował, szukał, ale chyba w końcu znalazł optymalne zestawienie swojej reprezentacji. Na chwilę obecną wydaje się, że najbardziej prawdopodobny skład, który zagra przeciwko w Polsce na PGE Narodowym to: Stanković – Lainer, Dragović, Hinteregger, Ulmer – Ilsanker, Laimer, Lazaro, Sabitzer, Alaba – Arnautović.

Źrodło: Sky Sports

Jedyna niewiadoma to kwestia obsadzenia pozycji defensywnego pomocnika. Czy tak jak w bojach ze Słowenią i Macedonią za „czarną robotę” odpowiedzialny będzie jeden zawodnik czy też jak w piątkowej rywalizacji z Łotwą do destrukcji w drugiej linii zostanie oddelegowana dwójka zawodników? Od tego też w głównej mierze zależy taktyka „Das Team”, którzy mogą zagrać w systemie 1-4-1-4-1 albo też 1-4-2-3-1. To z pewnością największy ból głowy Fody w najbliższych 24 godzinach. Sam przed drugą częścią kwalifikacyjnych batalii podkreśla: – Zespół jest w dobrym nastroju i odzyskał pewność w grze. Teraz czas nadać jej impet.

I to będzie credo „Unsere Burschen” na rewanżową część eliminacji EURO 2020. Bo choć ich ostatnie wyniki budzą podziw i robią wrażenie, to jednak samymi zwycięstwami z kopciuszkami, awansu na ME się nie wywalczy.

 

 


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się