Autor zdjęcia: Patryk Zajega Images

Czy żeby Lewandowski znów strzelał w kadrze, musi wrócić Nawałka?

Autor: Andrzej Cała
2019-09-09 15:00:01

Tak, oczywiście, że ten tytuł jest mocno kontrowersyjny i obliczony na to, żeby przykuć Waszą uwagę. Z jednym zastrzeżeniem, bardzo istotnym: nie jest wzięty z sufitu. Liczby nie kłamią, a o nich tutaj będzie najwięcej.

Robert Lewandowski to napastnik wybitny. To od kilku lat jedna z najlepszych dziewiątek świata, wciąż obiekt pożądania prezesów i kibiców wielu europejskich potęg. To oczywiście wybitny reprezentant Polski i strzelec największej liczby bramek w koszulce z orzełkiem. Tych uzbierał już 57 w 107 występach. Tyle że za kadencji Jerzego Brzęczka do siatki trafił raptem dwa razy, a rozegrał dziewięć spotkań. Słabiutki wynik jak na takiego bombardiera.

Czasem powtarzaną przez kibiców narrację, że Lewy w reprezentacji nie stara się tak jak w klubie, wyrzućmy z miejsca do kosza na śmieci, bo idiotyzmami zajmować się nie będziemy. Mówimy o człowieku, który jest profesjonalistą przez duże P i nigdy nie dał powodu, by narzekać na jego zaangażowanie.

Problem tkwi w czymś innym. Otóż Lewandowski w kadrze pracował dotąd z pięcioma trenerami (epizodu Stefana Majewskiego nie liczę), ale licznik wyśrubował meczami u Nawałki. U pozostałych szkoleniowców wyglądało to niewiele lepiej niż u Brzęczka albo bardzo podobnie:

• za Leo Beenhakkera: 12 meczów, 3 bramki;
• za Franciszka Smudy: 31 meczów*, 12 bramek; * w tym tylko trzy spotkania o stawkę
• za Waldemara Fornalika: 13 meczów, 3 bramki

A jak było za Nawałki? No cóż, zgoła inaczej: 40 meczów, 37 bramek. Z czego ogromna większość w eliminacjach do dużych turniejów, bo już na samych mistrzostwach pod wodzą byłego trenera Wisły Kraków, Górnika Zabrze czy poznańskiego Lecha było gorzej - 8 występów i jeden jedyny gol, w ćwierćfinale Euro 2016 z Portugalią.

Ogólnie wygląda to zatem tak, że Lewandowski pod wodzą innych trenerów niż Nawałka zagrał dotąd 67 meczów i zdobył 20 goli (średnia niespełna 0,3 gola na mecz). U Nawałki średnia, co nie jest wybitnie trudne do obliczenia, była blisko bramki na mecz - 0,925.

Można dorobić wiele teorii - od zwykłego przypadku, do tego, że za Nawałki Lewandowski był w najlepszym dla siebie piłkarsko wieku, gdyby nie fakt, iż nasz najbardziej znany na świecie piłkarz w klubach strzelał jak maszyna cały czas. Oczywiście: miał innych partnerów, wybitnych trenerów, a generalnie granie w klubie i reprezentacji to dwa zupełnie inne światy. Zgadzam się z tym w pełni, natomiast wciąż nie mogę się uwolnić od myśli, iż Nawałka jako pierwszy i na razie ostatni umiał w pełni dotrzeć do Lewandowskiego w kadrze i tak poustawiać jej grę, by Robert miał najlepsze warunki do strzelania goli.

Cofnijmy się do 2014 r. W czerwcu tamtego roku Polska spotkała się na stadionie w Gdańsku z Litwą, a trener Nawałka pierwszy raz postawił na granie dwójką napastników, dobierając Lewandowskiemu jako partnera Milika. Manewr ten okazał się strzałem w dziesiątkę - Robert w końcu nie musiał sam walczyć o wszystkie piłki z przodu, nie był przy każdej akcji atakowany przez wszystkich obrońców rywali w pobliżu, a i sam Arkadiusz niezwykle na tej współpracy skorzystał.

Nawałka dał też Lewandowskiemu opaskę kapitana, uczynił już w pełni formalnym liderem drużyny. Wcześniej można było czasem odnieść wrażenie, że najważniejszy polski piłkarz jest w reprezentacji trochę ciałem obcym. Eks-selekcjoner to zmienił i ostatecznie wygrał.

Napastnikowi Bayernu w latach 2014-2017 żarło w kadrze niezwykle, z wyjątkiem francuskiego Euro, gdzie wielu typowało go na jednego z najlepszych strzelców, a trafił tylko z Portugalią. Był to okres, gdy świetnie spisywał się też Grosicki, który regularnie dostarczał Lewemu świetne piłki (przypomnijcie sobie asystę w przegranym 1:3 z Niemcami meczu w Frankfurcie, czy tę na Euro). Swoje zrobiły doskonale wykonywane przez Roberta stałe fragmenty gry, ale najważniejszym jednak wydaje się po prostu dostosowanie taktyki pod niego oraz wzięcie przez Lewandowskiego często niemal stuprocentowej odpowiedzialności za ofensywne poczynania zespołu.

Niezależnie czy grał w parze z Milikiem, czy przy kontuzjach Arkadiusza z Zielińskim za plecami, nasz najwybitniejszy strzelec w historii kadry miał jakby więcej miejsca, nie musiał też cofać się w każdej akcji po piłkę, jak działo się to wcześniej. Tutaj bardzo niedoceniona była rola Mączyńskiego, który w taktyce Nawałki spełniał w środku pola rolę, w jaką chyba chciałby się teraz wcielić Klich, ale niespecjalnie mu na razie wychodzi.

W meczach kadry pod wodzą Brzęczka Lewy nie dostaje za wielu piłek. Wzorowo wywiązuje się z zadań… defensywnych, kapitalnie pressuje obrońców rywali, wymuszając ich straty, ale brakuje mu okazji do rozpędzenia się, dobitki w polu karnym itd. Gdy gra w duecie z Piątkiem, można odnieść wrażenie, iż obaj nie do końca wiedzą, który ma wyjść niżej, zabrać ze sobą obrońcę, a który czekać na futbolówkę w polu karnych. Gdy Lewandowski wychodził sam, ewidentnie szwankowała współpraca ze skrzydłami, jak i brakowało prostopadłych piłek ze środka pola. Nie pomaga też z pewnością żonglowanie Zielińskim i jego pozycją.

Krzysztof Stanowski w poniedziałek rano poinformował na Twitterze, że z Austrią kadra wyjdzie samym Lewandowskim w ataku i wiele wskazuje, iż podwieszony za nim będzie Zieliński. Bielik spróbuje zastąpić nieco zagubionego w kadrze Klicha i tym samym kto wie, czy nie nastąpi powtórka z tego, co pisałem kilka zdań wcześniej - Nawałkowego ustawienia, w którym nasza dziewiątka czuła się świetnie.

 

 

Oczywiście nie sposób powiedzieć, że wszyscy inni są winni, a sam Robert nie - to byłoby z pewnością niesprawiedliwym i zwyczajnie głupim uproszczeniem problemu. Polska od kiedy objął ją Jerzy Brzęczek rozegrała 11 spotkań. W trzech z nich nie zdobyła ani jednej bramki, w pięciu strzeliła raz, w dwóch innych były dwa gole, a w jednym cztery. Ogółem więc uzbierało się tych trafień raptem 13, czego „beneficjentem” siłą rzeczy jest też Lewandowski.

Oczywiście trzeba też dodać, że kadra nie mierzyła się w tym czasie z Gibraltarem czy Armenią, ale… no takiej Łotwy długo nie potrafiliśmy trafić, a Austriakom udało się u siebie razy sześć, zaś Izraelowi pięć - na wyjeździe! Cierpimy w ofensywie okrutnie, siłą rzeczy cierpi i Lewandowski.

W meczu z Austrią gola, przynajmniej jednego, strzelić jednak powinien. Zagra bowiem na Stadionie Narodowym, gdzie idzie mu wybornie. Od czerwca 2015 r. i meczu z Gruzją zawodnik Bayernu Monachium w kadrze zagrał na warszawskim obiekcie 12 spotkań i w każdym strzelił przynajmniej jednego gola! Tak, dobrze czytacie, w dwunastu meczach z rzędu na stołecznym stadionie Robert Lewandowski zdobywał bramki, w sumie aż 24.

No i wypada mieć nadzieję, że właśnie o tej statystyce i fantastycznej serii meczów ze strzelonymi golami na Narodowym będziemy dzisiaj rozmawiać, a nie zastanawiać się, czy potrzeba powrotu Nawałki, aby RL9 znów był i w kadrze królem pola karnego.


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się