Autor zdjęcia: Mateusz Czarnecki
Gwiazdy tańczyły na trawie, a Lewy przyćmił pożegnanie Piszczka. Polska 3:2 Słowenia
To miał być mecz Łukasza Piszczka, który na Stadionie Narodowym żegnał się z reprezentacją Polski. Ostatecznie obrońcy główną rolę skradł Robert Lewandowski, ponieważ znów musiał ratować drużynę z opresji. Przeciwności miała dziś sporo: szybka kontuzja Glika, fatalna murawa i równie katastrofalna postawa w obronie.
Jeżeli ktokolwiek zastanawiał się, czy reprezentacja Słowenii będzie w stanie zagrać drugi taki mecz jak w Lublanie, to pierwsza połowa błyskawicznie dała odpowiedź, że nie jest to wykluczone. Owszem, to zespół Jerzego Brzęczka lepiej wszedł spotkanie, bardzo szybko zdobyta bramka zdecydowanie w tym pomogła, ale po niej zaczęły się nasze problemy.
Glik ma złamany nos i na chwilę stracił przytomność. No, trzeba go wspierać, bo to paskudna kontuzja.
— Marzena Paczuska (@MarzenaPaczuska) November 19, 2019
Po pierwsze z powodu kontuzji murawę musiał opuścić Kamil Glik, którego zamienił Artur Jędrzejczyk. Wejście zawodnika Legii Warszawa nie tylko wprowadziło zamieszanie w szeregach obrony (zdecydowana interwencja przy uderzeniu Tima Matavza mogła uchronić Polskę przed utraty bramki), ale osłabiła kreatywność naszej drużyny w ataku pozycyjnym. W pierwszej połowie Jędza bardzo często grał nerwowo, potrzebował więcej czasu na odegranie piłki i nie był tak groźny pod bramką przeciwnika.
Zawodnicy trenera Brzęczka starali się grać podobnie jak w spotkaniu z Izraelem: szybko wymieniać piłkę w trójkątach, ale albo zawodziło wykończenie akcji (szczególnie ostatnie podania – patrz: fatalny Kamil Grosicki), albo kiepska murawa, po której piłkarze po prostu ślizgali się niczym na lodzie.
Pamiętacie słynny filmik z przemową motywacyjną pewnego trenera? Niestety śmiemy twierdzić, że jeśli trener Brzęczek zastosował powyższy sposób, to jego piłkarze w obronie nadal prezentowaliby się niczym rozstępujące się Morze Czerwone. Polacy znowu dobrze rozpoczęli drugą połowę, pierwszy wyszli na prowadzenie i zamiast dobić przeciwnika z dziecinną łatwością dali sobie strzelić gola. Pach, pach, pach, trzy szybkie podania i piłka niczym w FIFIE znalazła się w bramce, a nasi? No właśnie, chyba duszą i ciałem byli gdzieś indziej.
Kolejny raz do roboty musiał wziął się zatem Lewandowski, który na swoich barkach dociągnął naszą drużynę do wygranej. Najpierw gol w 54. minucie po kapitalnej akcji, w której nasz kapitan minął bodajże czterech przeciwników i zakończył wszystko pewnym, płaskim uderzeniem. W bramkowej sytuacji również najwięcej zależało od Lewego, ponieważ jako jedyny z naszych ofensywnych piłkarzy w końcu nauczył się jazdy figurowej na lodzie. Dzięki temu utrzymał się przy piłce, dograł ją do Grosickiego, a jego zgranie głową na bramkę zamienił Góralski. Na wślizgu, oczywiście!
Polska wygrała i godnie pożegnała Łukasza Piszczka, ale Jerzy Brzęczek będzie miał twardy orzech do zgryzienia. Kontuzja Glika doprowadziła do testu naszej obrony i defensywa z Bednarkiem i Jędrzejczykiem efektownie ją oblała. Na pytanie: czy Zieliński w końcu wstanie i coś mu się tam przestawi nadal nie otrzymaliśmy odpowiedzi, bo dziś widzieliśmy starego-takiego sobie Zielka. Na plus na pewno wypadł Jacek Góralski w parze z Grzegorzem Krychowiakiem i to akurat może cieszyć, bo środek pola mamy mocny niczym trzy lata temu we Francji.
Polska - Słowenia 3:2 (1:1)
1:0 – Szymański 3’
1:1 – Matavz 14’ asysta Ilicić
2:1 – Lewandowski 54’ asysta Jędrzejczyk
2:2 – Ilicić 61’ asysta Matavz
3:2 – Góralski 81’ asysta Grosicki
Polska: Szczęsny – Piszczek (45’ Kędziora), Glik (Jędrzejczyk 7’), Bednarek, Reca – Góralski, Krychowiak – Szymański (86’ Jóźwiak), Zieliński, Grosicki - Lewandowski.
Słowenia: Oblak – Stojanović, Blazić, Mevlja, Balkovec – Krhin, Kurtić – Ilicić, Bijol (72’ Zajc), Verbić (86’ Rep) – Matavz (89’ Vuckić).
Sędzia: Daniel Siebert (Niemcy).
Żółte kartki: Reca, Krychowiak, Kędziora – Kurtić x2.
Czerwona kartka: Kurtić (za drugą żółtą w 86. minucie).
Widzów: 53 946.