Autor zdjęcia: Własne
Król eliminacji niech stanie się królem wielkich turniejów
To były kolejne eliminacje do wielkiego turnieju, w których Robert Lewandowski pokazał swój kunszt. Wprawdzie tym razem nie został królem strzelców kwalifikacji, ale bez jego bardzo dobrej dyspozycji nie awansowalibyśmy na mistrzostwa Europy. Śmiało można okrzyknąć go królem eliminacji, ale wszyscy chcielibyśmy, aby wreszcie ta forma przełożyła się też na docelowy turniej.
Roberta Lewandowskiego będziemy wspominać z rozrzewnieniem pewnie do końca życia, bo to wielka przyjemność obserwować z bliska tak znakomitego piłkarza. Gdy za te kilka lat zdecyduje się zakończyć karierę, z pewnością będzie miał jeszcze bardziej huczne pożegnanie niż wczorajsze Łukasza Piszczka. Bo dla naszego pokolenia Lewy jest postacią wręcz ikoniczną. Nie osiągnął z kadrą takich sukcesów jak Zbigniew Boniek, Grzegorz Lato, Kazimierz Deyna czy Włodzimierz Lubański, ale śmiało może stawać z nimi w jednym rzędzie. Jest zawodnikiem, z którym chce się utożsamiać. Prawdziwym kapitanem.
Przyznam szczerze: przez wiele lat wyżej ceniłem w reprezentacji Kubę Błaszczykowskiego. Byłem zawsze pełen podziwu jego oddania dla narodowych barw, waleczności, ciągłej gotowości. Ale przez ostatnią dekadę żaden gracz nie zrobił więcej dla naszej kadry niż Lewandowski. Te trzy awanse z rzędu mają twarz Lewego.
Dwukrotnie zostawał królem strzelców eliminacji. Teraz mu się to nie udało, ale jego zasługa w naszym awansie jest nie mniej istotna. Ciągnął znów zespół w kryzysowych momentach. To on dał nam prowadzenie podczas męczarni z Łotwą na Stadionie Narodowym, potem praktycznie w pojedynkę rozjechał Łotyszy w Rydze. To dzięki jego dwóm asystom i znakomitej grze dla zespołu poradziliśmy sobie bez większych problemów z Macedonią Północną. A cudowny gol strzelony Słowenii był podsumowaniem kolejnych pięknych eliminacji w jego wykonaniu.
Jednak pora wykonać krok dalej, bo czas ucieka nieubłaganie i to mogą być ostatnie mistrzostwa Europy Lewandowskiego w roli zawodnika. Musi się zatem na nie wyjątkowo zmobilizować, doskonale przygotować, być w optymalnej dyspozycji. Bo dotychczas jego występy na wielkich turniejach pozostawiały spory niedosyt.
Podczas gdy w eliminacjach wychwalaliśmy go pod niebiosa, we Francji, a potem w Rosji smuciliśmy się jego gorszą dyspozycją. Wprawdzie na Euro 2016 strzelił gola Portugalczykom, ale w ostatecznym rozrachunku oczekiwaliśmy większego wpływu na zespół. Uzbierał wtedy na 2x45 średnią not 3,20 (skala 1-6) w pięciu meczach, co uplasowało go dopiero na 11. miejscu spośród siedemnastu sklasyfikowanych kadrowiczów. Jak na tak udany dla reprezentacji turniej – indywidualnie wypadł bardzo przeciętnie. Na zeszłorocznym mundialu było jeszcze gorzej, bo uzyskał zatrważającą średnią 1,67, co spowodowało, że z graczy, którzy wystąpili przynajmniej dwa razy, gorszy był tylko Łukasz Piszczek.
Należy to zmienić i napisać nową historię. Fantastycznie, że Lewandowski wywindował nas trzeci raz do elity, ale swoją klasę musi udowodnić także na mistrzostwach Europy. Jest w znakomitej dyspozycji, wiele wskazuje na to, że będzie to najlepszy sezon napastnika Bayernu Monachium w karierze i szkoda byłoby, gdyby kolejny kiepski turniej był rysą w jego życiorysie.
Jest w nim widoczny głód sukcesu reprezentacyjnego, chęć zwyciężania, pokonywania kolejnych, coraz mocniejszych rywali. Kadrowicze nieraz podkreślali, że Lewy nieustannie mobilizuje ich do wytężonego wysiłku i pełnej koncentracji również na treningach. Jest profesjonalistą przez wielkie P. Nie zachwyca się jednym zwycięstwem, tylko patrzy co ono może dać nam w dłuższej perspektywie. Wydaje się wyciągać wnioski jak mało kto. Wygląda na świadomego ograniczeń jego reprezentacyjnych partnerów, ale równocześnie wie, że jeśli jest w formie, to jesteśmy w stanie sprawić problemy najmocniejszym, bo pociąga za sobą cały zespół.
My, kibice, też mamy głód sukcesu. Piłka klubowa nam ich nie dostarcza, dlatego wszystkie swoje nadzieje kierujemy ku kadrze. Wprawdzie grupę eliminacyjną wygraliśmy – było nie było – w cuglach, ale mieliśmy do czynienia z paraeliminacjami, które nie mogły dostarczyć tyle satysfakcji, co pozostawienie w pokonanym boju cztery lata temu Irlandczyków oraz Szkotów. Awans był naszym obowiązkiem, zresztą naprawdę trzeba było się postarać, by go nie uzyskać. Prawdziwy czas rozliczeń dla naszej kadry za okres pracy Jerzego Brzęczka nadejdzie w czerwcu i lipcu przyszłego roku.
Mecz z Izraelem pokazał nam, że nawet jesteśmy w stanie wyobrazić sobie jakoś kadrę bez Lewego. Że ze słabszymi przeciwnikami możemy sobie radzić. Przeciwnikom z wyższej półki bez tej klasy zawodnika, naszego motoru napędowego, gracza, który skupia uwagę obrońców, trudno będzie się jednak uporać. Celem powinno być znów powtórzenie ćwierćfinału. A bez wymiernej pomocy naszego kapitana może okazać się to misją niemożliwą.
Mobilizację Lewandowski powinien mieć zatem ogromną. Jest w bardzo dobrym wieku dla piłkarza, ale to zarazem ostatni gwizdek na laury. Celuje nie tylko w sukces reprezentacyjny, ale i w TOP3 Złotej Piłki. Udany występ reprezentacji Polski na przyszłorocznych mistrzostwach Europy powinien mu w tym wydatnie pomóc, bo nawet trzydzieści strzelonych goli podczas jednej rundy w Bundeslidze może nie przekonać głosujących tak bardzo jak osiągnięcia Polski prowadzonej na boisku przez naszego kapitana.