Autor zdjęcia: Cezary Koluch
Paixao strzela jak na zawołanie. Płocczanie przyjechali do Trójmiasta bez żadnych argumentów. Lechia - Wisła Płock 2:0
Jeśli ktoś oczekiwał, że sobotę zakończy emocjonujące spotkanie, to musiał się srogo rozczarować. Lechia Gdańsk od pierwszej do ostatniej minuty kontrolowała przebieg spotkania i bardzo pewnie wygrała z Wisłą Płock, która przyjechała do Trójmiasta bez jakichkolwiek argumentów. Katem ekipy Radosława Sobolewskiego okazał się Flavio Paixao, który rozstrzelał się na dobre i w ostatnich czterech meczach zdobył sześć bramek.
Teoretycznie najciekawsze dzisiejsze spotkanie rozpoczęło się i trwało przez dłuższy czas pierwszej połowy w dosyć ospałym tempie. Wymienilibyśmy sporo przyjemniejszych rzeczy, które mogliśmy wykonać w tym czasie, no, ale naprawdę nie było na czym oka zawiesić. Jedyną wartą uwagi informacją był fakt, że już w 8. minucie kontuzja zmusiła Piotra Tomasika do opuszczenia boiska.
Wszyscy zostaliśmy uśpieni przebiegiem rywalizacji na gdańskim stadionie, a tymczasem Lechia zagrała swoje i wykorzystała najmniejszy nawet błąd płocczan na własnej połowie. Jakie wyczucie i pewność siebie ma Flavio Paixao po tym, gdy na dobre udało mu się odblokować w ostatnich tygodniach. Znowu to on znalazł się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie i tylko dobił piłkę do pustej bramki Wisły. Portugalczyk w kolejnym meczu wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie, dzięki czemu Lechia dalej mogła kontrolować przebieg dzisiejszej rywalizacji.
Gdańszczanie byli uznawani za faworyta meczu i od pierwszej minuty było to widać, choć jak wspomnieliśmy wcześniej, fajerwerków w jej grze nie było. Po prostu, pełna kontrolka, która po strzeleniu gola wiązała się również z oddaniem piłki rywalowi i dopuszczeniem go na swoją połowę. Ale wystarczy spojrzeć na statystykę strzałów, aby zobaczyć, kto prowadził grę w sobotnim meczu. Dziewięć do dwóch, tak przedstawiały się liczby do zejścia do szatni. Co trzeba jednak zauważyć, Zlatan Alomerovic był w tym czasie całkowicie bezrobotny, bowiem przyjezdni ani razu nie potrafili oddać celnego uderzenia na jego bramkę. I zdawało się, że w ogóle nie mieli pomysłu, w jaki sposób mają to zrobić.
Na przerwę Lechia schodziła z jednobramkowym prowadzeniem, choć w końcówce pierwszej części spotkania kapitalną szansę na podwyższenie rezultatu miał Artur Sobiech. Napastnik jednak fatalnie skiksował, a jak możecie spojrzeć poniżej, sytuacja była tak wyśmienita, że były reprezentant Polski nie powinien jej zepsuć.
Aj Jezus Maria! Dobre pudło Sobiecha 😄#LGDWPŁ pic.twitter.com/hDYVSnxJEo
— Robert B (@RobertB1906) December 7, 2019
Pierwszy impuls do lepszej gry dali już w kilkadziesiąt sekund po wznowieniu meczu Dominik Furman z Damianem Michalskim. Ten pierwszy dośrodkował z rzutu wolnego wprost na głowę obrońcy, młodzieżowiec uderzył co prawda celnie, ale za lekko, aby wpakować futbolówkę do siatki. Jedna jaskółka wiosny nie czyni i w tym spotkaniu nie miało prawa nic więcej się wydarzyć. Poza podwyższeniem rezultatu przez gospodarzy, rzecz jasna. I zrobił to ponownie Paixao, który tym razem pokonał Thomasa Dahne z jedenastu metrów, wykorzystując rzut karny odgwizdany po faulu golkipera na Rafale Wolskim.
Furman i Merebaszwili. Przy tych nazwiskach postawilibyśmy malutki plusik, bo faktycznie oni starali się coś zmienić, coś zrobić, coś wykombinować w ofensywie. Reszta? Poniżej krytyki. Próbował również Nowak, ale Lechia była dziś za mocna, aby myśleć o przechytrzeniu gdańskiej defensywy. A Wisła po prostu nie istniała dzisiaj w ofensywie, a dwa zrywy to za mało, by odnieść pierwsze zwycięstwo od 27 października.
Dlatego po godzinie gry nie mieliśmy wątpliwości, że mecz zakończy się zwycięstwem gospodarzy. Tak tak, powiecie, że w Ekstraklasie przecież nie takie rzeczy się działy, ale na murawie istniała zbyt duża różnica jakości, by zastanawiać się jeszcze nad postawieniem choćby remisu u bukmachera. Nuda, nuda, nuda. Szacunek dla Lechii, że zdołała potwierdzić swoją przewagę golami i wygrać czwarte spotkanie z rzędu, biorąc pod uwagę również ostatnie zwycięstwo w Pucharze Polski z Zagłębiem Lubin. Narzekaliśmy, że w ekipie Piotra Stokowca wdarł się kryzys, ale szkoleniowiec szybko potrafił z niego wyjść, o czym świadczą trzy korzystne rezultaty w ciągu siedmiu dni.
Kolejny plus w ekipie Piotra Stokowca? Aż pięciu występujących dzisiaj zawodników było zagrożonych pauzą w kolejnym spotkaniu, o ile w sobotni wieczór obejrzeliby żółtą kartkę. Spotkanie jednak nie wymagało agresywnej gry i fauli taktycznych, dlatego Nalepa, Paixao, Peszko, Sobiech oraz Wolski mogą spokojnie przygotowywać się do rywalizacji z Jagiellonią w Białymstoku.
Lechia Gdańsk – Wisła Płock 2:0 (1:0)
1:0 Paixao 34’
2:0 Paixao 57’ karny (asysta Wolski)
Lechia: Alomerović (5) – Fila (6), Nalepa (6), Maloca (6), Mladenović (5) – Makowski (6), Lipski (4), Wolski (6)(87’ Gajos – bez oceny) – Paixao (7), Sobiech (3), Peszko (6)(77’ Arak – bez oceny).
Wisła: Dahne (2) – Stefańczyk (4), Uryga (4), Michalski (3), Tomasik (bez oceny)(11’ Marcjanik – 3) – Rasak (3), Furman (4) – Sahiti (2)(50’ Ambrosiewicz – 3), Szwoch (3), Merebaszwili (3) – Kuświk (2)(60’ Nowak – 4).
Sędzia: Łukasz Szczech (Warszawa).
NOTA OD www.2x45.info: 6.
Widzów: 7 021.
Żółte kartki: Alomerovic.
Piłkarz meczu: Flavio Paixao.